Koronawirus. Bunt kolejnej branży. "Pierzemy po kilka ścierek"

Pięć ścierek zbieranych przez dwa tygodnie zamiast kilkudziesięciu ton pościeli. Pralnie przeżywają kryzys. W trudnej sytuacji są szczególnie te, które działały przy zamkniętych obecnie hotelach czy restauracjach. Ale kryzys dotyka też zakłady obsługujące klientów indywidualnych. - Są dni, kiedy nikt prania nie przynosi - mówi nam pani Halina.

pralniaKoronawirus. Pralnie stoją puste. Branża zaczyna się buntować
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

Są uzależnieni od hoteli i pensjonatów, a te działają tylko dla osób podróżujących służbowo. Gości nie ma, pralnie nie mają więc czego prać.

Zakład pana Karola znajduje się w Wolinie w woj. zachodniopomorskim. Miesięcznie prano tu 100 ton pościeli, prześcieradeł i ręczników dostarczanych przez hotele czy pensjonaty. Teraz miesięcznie piorą 10 ton. A to i tak dobry wynik.

- Jesteśmy takim cichym partnerem apartamentów, pensjonatów i hoteli. Bez nas ciężko im funkcjonować. W sezionie letnim nad morzem i zimowym w górach pralnie nie wyrabiają się i pracują 24h/7, żeby zrobić pranie dla gości. A teraz? Teraz nie mamy czego prać. Firmy upadają, kompletnie się o nas nie myśli - dodaje Karol.

Pieniądze dla artystów. Paweł Kukiz pisze list do Piotra Glińskiego. Zdradza szczegóły

Pięć ścierek

Anna Czop jest współwłaścicielką pralni Miracolo z osiemnastoletnią tradycją. - To firma rodzinna. Mamy kilka punktów, m.in. w Wieliczce i Krakowie. Obsługujemy hotele, domy weselne, restauracje. Czyli właściwie wszystko, co obecnie są zamknięte - mówi nam Anna.

- Rodzina moja i męża z dwójką dzieci została bez środków do życia i z ogromnym, rosnącym co miesiąc zadłużeniem. Ruch w naszej firmie jest zerowy - zbieramy pranie przed dwa tygodnie i to są rzeczy tak pojedyncze, jak na przykład pięć ścierek z restauracji. To nam szczerze mówiąc generuje tylko dodatkowy koszt uruchomienia zmiany, żeby zrobić to dla klienta, którego nie chcemy stracić - wyznaje Anna.

Aby pracownikom pomóc, właściciele kombinują. - Pralnia z Wieliczki przełożyła pracowników do klejenia pierników. Pralnia w Koszalinie załatwiła pracownikom pracę w piekarni u znajomych. Moi pracownicy pomagają w obiekcie apartamentowym, którego też jestem właścicielem - wymienia Karol.

pralnia
© Archiwum prywatne

Będzie protest

Szacuje się, że w Polsce funkcjonuje 5 tys. różnych zakładów pralniczych. - Myślę, że 90 proc. zakładów obecnie nie pracuje - mówi nam Karol.

Właściciele nie mają z czego płacić pracownikom. - Otrzymaliśmy różnego rodzaju dotacje unijne, które obligują pralników do utrzymania konkretnej liczby pracowników. Tylko w momencie, w którym ograniczono użytkowanie hoteli, my nie mamy pracy. A koszty, które ponosimy miesięcznie za utrzymanie firmy i pracowników sięgają od 50 do nawet 100 tys. zł. Wpadliśmy w pułapkę - mówi Karol.

Anna Czop: - Na początku pandemii zatrudnialiśmy 21 osób, w tym momencie tych pracowników mamy tylko siedmiu. Wsparcia w zasadzie nie ma żadnego. Oczekujemy wsparcia jeśli chodzi o zapłatę ZUS, by móc pracowników utrzymać. Potrzebujemy też dofinansowania do dopłaty do wynagrodzeń dla tych osób. I co ważne, walczymy o to, by nasze PKD zostało uwzględnione jako ściśle powiązane z branżą turystyczną. Pisaliśmy nawet pisma do ministerstwa rozwoju. Dostaliśmy odpowiedź, którą można w skrócie opisać tak: "Na tę chwilę jest jak jest".

- My też chcemy, by w końcu zwrócono na nas uwagę. Czas na protest - dodaje Karol. I tak, w czwartek w Warszawie odbędzie się manifestacja samochodowa branży pralniczej. Start o godz. 14. Uczestnicy będą kierować się przed Senat.

protest
© Archiwum prywatne

Zakłady niezależne od hoteli też mają problem

To pracownicy i właściciele pralni obsługujących zamknięte przez koronawirusa hotele. Ale przecież z pralni korzystają również klienci indywidualni.

Pralnie w centrach handlowych czy też te w mieście również mają duży problem z utrzymaniem się na rynku. Nie ma wesel i innych przyjęć okolicznościowych, nie pierze się też garniturów do pracy biurowej, bo wiele firm pracuje zdalnie.

Z naszych rozmów z branżą pralniczą wynika, że ta gałąź ich działalności odnotowała spadek wysokości około 60-80 proc. - U nas te straty sięgają górnej granicy, 80 proc. Często jest tak, że pracownik nie przyjmuje nic. W innych lokalizacjach dziennie pojawiają się maksymalnie dwie osoby, gdzie zazwyczaj było ich pięćdziesiąt. To dramatyczne spadki - przyznaje Anna Czop.

- Mało, mało, klientów nie ma... - mówi nam pani Halina z jednej z pralni w Warszawie. - Ludzie nie przynoszą rzeczy, nie korzystają z pralni. Jednego dnia przyjdą dwie osoby, innego nie przyjdzie nikt wcale. Straty są, każdy ma ciężko w czasie pandemii. Jest jak jest, musimy to przeczekać - dodaje.

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Grzegorz Braun z aktem oskarżenia. Kolejne wnioski do PE
Grzegorz Braun z aktem oskarżenia. Kolejne wnioski do PE
2,5 mln Polaków zapłaci wyższe składki. Co czeka przedsiębiorców?
2,5 mln Polaków zapłaci wyższe składki. Co czeka przedsiębiorców?
Rusza proces Sebastiana M. Grozi mu do 8 lat więzienia
Rusza proces Sebastiana M. Grozi mu do 8 lat więzienia
Strajk lekarzy w Nigerii. Plaga węży w szpitalach
Strajk lekarzy w Nigerii. Plaga węży w szpitalach
Koszmarne sceny w Meksyku. Dziesiątki zabitych i rannych w wypadku
Koszmarne sceny w Meksyku. Dziesiątki zabitych i rannych w wypadku
Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Awantura w administracji Trumpa. "Zdzielę cię w twarz"
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Norwegia wybrała. Centrolewica triumfuje w wyborach parlamentarnych
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Historyczne spotkanie. Prezydent Palestyny w Londynie
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Zapomniana choroba w Hiszpanii. Rekord zachorowań
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Nocny atak Izraela. Syryjskie miasta pod ostrzałem
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
Przejechał na rowerze 25 km. Przerażonego chłopca znaleźli policjanci
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki
"Mają krew na rękach". Trump o zabójstwie Ukrainki