Korea Północna szykuje się do zjednoczenia z Południem. Takiego poruszenia nie było od prawie 30 lat
• Korea Północna mobilizuje społeczeństwo do zjednoczenia
• Powodem są antyrządowe protesty u sąsiadów, które reżim chciałby wykorzystać
• Skandal z prezydent Prak Geun-hye codziennie gości w mediach Korei Północnej
• Stał się tematem państwowej propagandy, plakatów i zebrań partyjnych
• Podobnej mobilizacji nie było od 1987 roku i procesu demokratyzacji Południa
• Nie wszyscy łapią się na lep propagandy - niektórzy mieszkańcy Północy zastanawiają się, jak to w ogóle możliwe, że w kraju da się zorganizować masowe protesty przeciwko przywódcy
Telewizja KCTV oraz największy dziennik Korei Północnej "Rodong Sinmun" zgodnie donoszą, że Korea Południowa jest "u progu upadku", a cały naród jest wreszcie gotów do "osiągnięcia wielkiego celu, jakim jest zjednoczenie". Wszystko za sprawą skandalu z prezydent Park Geun-hye, który wybuchł w Korei Południowej pod koniec października.
Równolegle do relacji medialnych, w Korei Północnej ruszyła kampania propagandowa z plakatami i sloganami, które w szkołach i zakładach pracy informują, że "zgniły reżim Południa wkrótce upadnie". Trwa mobilizacja społeczeństwa, w ramach której na obowiązkowych zebraniach partyjnych mieszkańcy Północy są przygotowywani do "nadchodzącego rewolucyjnego zjednoczenia".
Pierwszy raz od prawie 30 lat
Zjednoczenie obu Korei jest na Północy odwiecznie aktualnym tematem. Propaganda stale przypomina o tym, że obowiązkiem każdego obywatela powinno być wyzwolenie pobratymców, ciemiężonych przez amerykański marionetkowy reżim. Jednak tak intensywna akcja i szukanie historycznych analogii do sytuacji w głębokiej przeszłości, każe sądzić, że podobnego "zjednoczeniowego nasilenia" nie było od niemal 30 lat.
Serwis Daily NK, który specjalizuje się w dostarczaniu informacji z Korei Północnej dzięki rozbudowanej sieci informatorów, streścił przebieg politycznej sesji zorganizowanej z myślą o oficerach.
Wojskowi usłyszeli przypowieść o tym, jak Kim Ir Sen bardzo żałował, że nie udało mu się zjednoczyć Półwyspu Koreańskiego przy okazji dwóch wydarzeń: rewolucji z kwietnia 1960 roku oraz demokratycznych protestów z kwietnia 1987 roku, które doprowadziły do powstania republiki w obecnym kształcie. Przekonywano, że teraz trzeba wykorzystać trzecią okazję.
Propaganda nie przemawia do wszystkich
- Władze Korei Północnej usiłują pokazać protesty w Korei Południowej jako początek powstania i drogę do zjednoczenia. Równocześnie zderzają to z obrazem Północy, jako narodu bez problemów i bastionu sprawiedliwości - oceniło anonimowe źródło Daily NK z prowincji Pjongjang Południowy.
Źródło podkreśliło też, że od czasu wybuchu skandalu z Park Geun-hye temat codziennie pojawia się w państwowej telewizji i "Rodong Sinmun". W rozmowach między ludźmi na ulicach bywa często przytaczany.
Co ciekawe, z relacji wynika, że niektórzy mieszkańcy Północy zastanawiają się, jakim cudem możliwa jest organizacja masowych protestów, w których ludzie domagają się usunięcia swojego przywódcy ze stanowiska.- "Gdyby to działo się u nas, zostalibyśmy zmiażdżeni przez czołgi, jak w Songrim w latach 90." - relacjonuje źródło słowa jednego z mieszkańców Północy.
W 1998 roku dyrekcja kombinatu metalurgicznego Songrim zasłynęła samowolnym wysłaniem transportu stali do Chin w zamian za kukurydzę dla głodujących pracowników. Kierownictwo zostało publicznie stracone za rozkradanie państwowej własności. Następnego dnia setki pracowników zebrały się w akcie protestu wokół budynku huty i zostały zmasakrowane przez czołgi.
Co pokazać, by nie pokazać za wiele
Charakterystyczny sposób relacjonowania protestów to jedno, odrębną kwestią jest opakowanie wszystkiego w odpowiednie obrazki. Koreańczycy z Północy nie widzą tego, co ma okazję zobaczyć reszta świata.
Zdjęcia z protestów w Seulu, prezentowane w reżimowych mediach, są kadrowane w taki sposób, aby przypadkiem nie pokazać rozmachu architektonicznego miasta, mnogości samochodów oraz wszędobylskich kolorowych szyldów.
Nawet jeśli już propagandziści zdecydują się pokazać ogrom ludzi, którzy biorą udział w demonstracjach, w taki sposób kadrują ujęcia z lotu ptaka, aby poza morzem ludzi nie było widać nic więcej. Choć "Rodong Sinmun" prawdziwie donosiło o tym, że w najliczniejszym proteście mogło wziąć udział ponad milion ludzi, za nic w świecie nie chciał pokazać zatłoczony arterii jednego z najokazalszych miast świata.