Kopalnia Turów. Kość niezgody między Polską, Niemcami i Czechami
Kopalnia zaopatrująca w węgiel elektrownię Turów miała zakończyć działalność w maju, ale polskie władze przedłużyły pozwolenie na eksploatację złoża. Protestują przeciw temu Niemcy i Czesi.
30.08.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:45
"Zittau, gdzie stykają się granice trzech krajów, jest miejscem symbolizującym pokój. Na łąkach stoją maszty z flagami Niemiec, Polski i Republiki Czeskiej; Polacy postawili dodatkowo krzyż. Cichutko szemrze Nysa, kto chce, ten może w lecie brodzić przez trzy kraje. Istnieje nawet małe kąpielisko. Jednak pokój jest pozorny" - pisze Michael Bauchmueller w weekendowym wydaniu "Sueddeutsche Zeitung”.
"Poważny problem oddalony jest od tego miejsca zaledwie o kilka kilometrów. W dolnym biegu rzeki znajduje się kopalnia odkrywkowa Turów, która zaopatruje w węgiel brunatny elektrownię o takiej samej nazwie" - czytamy w relacji. Granica Niemiec, które postanowiły zrezygnować z węgla brunatnego do 2038 roku, oddalona jest zaledwie o "rzut kamieniem" – pisze Bauchmueller.
Decyzja bez konsultacji z sąsiadami?
Jak podkreśla, pozwolenie na eksploatację kopalni miało wygasnąć na wiosnę tego roku. Polskie władze przedłużyły je o sześć lat - "bez kompleksowej analizy skutków dla środowiska naturalnego i bez konsultacji z krajami sąsiednimi". Saksońskie ministerstwo środowiska dowiedziało się o tym z gazet - czytamy w "SZ”.
"Od maja ta kopalnia odkrywkowa pracuje właściwie nielegalnie" - powiedziała europosłanka Zielonych Anna Cavazzini. Jej zdaniem skutki dla środowiska i klimatu odczuwalne są w krajach sąsiednich.
Będzie demonstracja
W niedzielę na styku trzech państw odbyła się demonstracja. Jej uczestnicy zorganizowali spływ kajakowy Nysą Łużycką. Popłynęli wzdłuż kopalni odkrywkowej oraz elektrowni Turów i zakończyli spływ w niemieckiej miejscowości Hirschfelde. Domagali się wstrzymania wydobycia węgla. Szczególnie licznie na demonstracji pojawili się uczestnicy z Czech. W nadgranicznych wioskach po czeskiej stronie zaczyna brakować wody.
W czeskim Libercu lokalne władze podniosły alarm. Obywatele skierowali petycję do Parlamentu Europejskiego. Zdaniem autorów petycji 30 tys. mieszkańców może stracić dostęp do wody pitnej, zagrażają im też pyły i hałas.
Właścicielem kopalni jest polski koncern państwowy PGE, który "kwestionuje negatywne skutki wydobycia". Nie ma dowodów na to, że działalność górnicza ma wpływ na źródła wody w Czechach - czytamy w oświadczeniu PGE. Z niezależnych ekspertyz wynika, że powodem kłopotów z wodą jest sytuacja meteorologiczna, a nie kopalnia Turów.
Jak pisze "SZ" koncern złożył wniosek o kolejne przedłużenie pozwolenia na eksploatację kopalni - do 2044 roku. Wkrótce ma rozpocząć pracę nowa elektrownia zbudowana w czasie, gdy zbliżał się koniec pozwolenia. Koncern PGE był pewien pozytywnej decyzji - zauważa autor i zaznacza, że Turów pokrywa około 8 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce.
Czesi proszą o pomoc Brukselę
Według "SZ" należy spodziewać się zaostrzenia polsko-czeskiego sporu. Praga zwróciła się w tej sprawie do Komisji Europejskiej. Zdaniem Czech przedłużenie pozwolenia na działalność kopalni Turów o sześć lat naruszyło unijną dyrektywę o wodzie.
Bruksela zapowiada mediację między obu państwami. Według "SZ" możliwe jest także wdrożenie postępowania o naruszenie traktatów. Przedłużenie pozwolenia na wydobycie do 2044 roku oznaczałoby, że polska kopalnia odkrywkowa jeszcze bardziej zbliży się do czeskiej granicy.
"SZ" pisze, że poglądy Polaków na kwestie energii ulegają zmianie. 80 proc. ankietowanych popiera rezygnację z węgla - pisze autor powołując się na Joannę Flisowską z Greenpeace Polska.
Przeczytaj także: