PolskaKopalnia "Brzeszcze" raz jeszcze przeszukiwana

Kopalnia "Brzeszcze" raz jeszcze przeszukiwana

Na początku października ratownicy chcą
podjąć kolejną próbę wejścia w zamknięty od prawie pięciu miesięcy
rejon kopalni "Brzeszcze", gdzie 1 kwietnia zapalił się metan.
Liczą, że uda się odnaleźć szczątki zaginionego tam 38-letniego
górnika.
Łączne koszty prowadzonej w kopalni od początku kwietnia
akcji mogą przekroczyć 10 mln zł.

"Z początkiem października minie pół roku od zapalenia się metanu. Prowadzone przez ten czas działania i obserwacja sytuacji w polu pożarowym pozwalają sądzić, że w październiku możliwe będzie - za zgodą ekspertów i nadzoru górniczego - wznowienie akcji i ponowienie próby dotarcia w rejon, gdzie zaginął nasz kolega" - powiediał zastępca dyrektora kopalni ds. pracy Zdzisław Duraj.

Mimo zawieszenia akcji ratowniczej 26 kwietnia, w kopalni cały czas prowadzone były działania zmierzające do obniżenia temperatury i osiągnięcia bezpiecznej atmosfery w zamkniętym rejonie, 640 metrów pod ziemią. Do wyrobiska tłoczono azot i metan, aby schłodzić chodnik i wyprzeć z niego tlen. Stworzono też specjalny system chłodzenia i cyrkulacji gazów kopalnianych.

Latem działania te utrudniła woda, która zalała część chodnika. Wcześniej, w kwietniu, udało się ją częściowo odpompować. Gdy zamykano wyrobisko, poziom wody był już na tyle niski, że możliwa była cyrkulacja powietrza, zapewniająca chłodzenie. Ale po kilku tygodniach woda znów podniosła się.

"Zdecydowaliśmy się wówczas na kosztowne, ale racjonalne rozwiązanie: około 90 metrów poniżej zalanego chodnika wydrążyliśmy inny chodnik, długości blisko 190 m. Stamtąd wykonaliśmy otwór do odprowadzenia wody. Pierwsza próba była nieudana, ale za drugim razem udało nam się spuścić większość wody i przywrócić cyrkulację powietrza" - tłumaczył inż. Duraj.

Dzięki temu otworowi udało się również wprowadzić w zagrożony rejon czujniki temperatury i urządzenia do pomiaru składu atmosfery. Wcześniej były one zlokalizowane na początku 700- metrowego chodnika, obecnie są w jego połowie. Temperatura wynosi tam ok. 33 stopnie i jest stabilna. Stężenie metanu sięga 60%, co daje pewność, że gaz nie grozi wybuchem.

Ciało górnika prawdopodobnie znajduje się około 700 metrów od wylotu chodnika. W kwietniu ratownikom udało się dojść najdalej do około 430 metra. Panowała tam temperatura o wysokości ponad 40 stopni C. W miejscu, gdzie prawdopodobnie leży ciało zaginionego temperatura mogła przekraczać 100 st. C. Szacowano wówczas, że temperatura górotworu, rozgrzanego palącym się metanem, sięgała ponad 500 st.C. W takich warunkach nie było szans na szybkie wprowadzenie w ten rejon ratowników i dotarcie do ciała górnika.

Sytuacja, w której ciało górnika od blisko pół roku znajduje się w zamkniętym rejonie, rodzi problemy prawne. Przez cały czas kopalnia wypłaca na rzecz swojego zaginionego pracownika wynagrodzenie wraz ze świadczeniami dodatkowymi. Nie ma podstaw do zaprzestania wypłat, ponieważ pracownik nie opuścił terenu zakładu; nie został też uznany za zmarłego lub zaginionego.

W tej sytuacji dyrekcja kopalni wystąpiła do sądu o stwierdzenie zgonu górnika. Dopiero to może być podstawą do ubiegania się o akt zgonu, mimo braku zwłok. Akt zgonu uprawnia rodzinę do starań o rentę. W sądzie w Suchej Beskidzkiej odbyły się już trzy rozprawy; przesłuchano kilkunastu pracowników kopalni.

Metan, który zapalił się 1 kwietnia późnym wieczorem w kopalni "Brzeszcze" poparzył 11 górników, w tym kilku ciężko. Jego prawdopodobną przyczyną był wcześniejszy samozapłon węgla w złożu. (iza)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)