PolskaKontrolerzy ze Smoleńska nie chcieli, by Tu-154 lądował?

Kontrolerzy ze Smoleńska nie chcieli, by Tu‑154 lądował?

To Moskwa wydała kontrolerom lotu w Smoleńsku polecenie, by polski tupolew mimo nienaturalnie gęstej mgły lądował na lotnisku Siewiernyj. Kontrolerzy chcieli wydać załodze zakaz lądowania – wynika z materiału dowodowego w sprawie katastrofy smoleńskiej - pisze "Gazeta Polska". Tymczasem prokuratura rosyjska właśnie zwróciła się do strony polskiej o unieważnienie protokołów zeznań dwóch kontrolerów lotu, sporządzonych przez Rosjan zaraz po katastrofie 10 kwietnia. Zeznania, choć przeprawiane i sprzeczne ze sobą, w jednym są spójne – zakaz lądowania, wbrew twierdzeniom Rosjan, nie został wydany, a kontrolerzy lotu do chwili rozbicia samolotu utrzymywali załogę w przeświadczeniu, że jest na właściwym kursie. To oznacza, że kontrolerzy ze Smoleńska wykonali polecenie z Moskwy.

Kontrolerzy ze Smoleńska nie chcieli, by Tu-154 lądował?
Źródło zdjęć: © AFP

O tym, że protokoły i treść zeznań dwóch kontrolerów lotu Pawła Pliusnina (spolszczona pisownia Plusnin) i Wiktora Ryżenki można określić jako kuriozalne, wiadomo od czerwca. To wtedy wyszło na jaw, że istnieją po dwa protokoły zeznań Pliusnina i Ryżenki sporządzone przez różnych rosyjskich śledczych. Co więcej, protokoły różnią się między sobą, choć śledczy, jak wynika z protokołów, przesłuchiwali świadków w tym samym czasie i miejscu. Dodatkowo protokoły zawierają skreślenia i poprawki, tak jakby ktoś chciał usunąć rozbieżności w zeznaniach – pomiędzy Pliusninem i Ryżenką, a także między zeznaniami tej samej osoby.

Pliusnin nie może się zdecydować, czy polscy piloci znali rosyjski

Jak czytamy w "GP" w wieży kontroli lotów od rana panowała gorączkowa atmosfera. Kontrolerzy mieli na głowie płk. Nikołaja Krasnokutskiego z jednostki w Twerze, który – według późniejszych zeznań – przyjechał, choć nie miał wyznaczonych zadań. W dodatku na lotnisku pojawiła się mgła, która zaczęła gęstnieć. Wojskowy punkt meteorologiczny musiał mieć kłopoty z przekazywaniem danych, bo zamiast trzech etatowych pracowników, tego dnia wszystkie czynności związane ze sprawdzaniem stanu pogody wykonywał jeden człowiek. W dodatku punkt meteo, wbrew regulaminowi, oddalony był od dyspozytorni o 25 minut drogi. Pracownik punktu nie mógł więc przekazywać raportów pisemnie, tak jak nakazują przepisy.

Na 20–30 minut przed planowanym lądowaniem TU-154 Pliusnin nawiązał kontakt z dyżurnym „Logiki” w Moskwie, prosząc, jak zeznał, „aby zważywszy na to, iż załoga polskiego samolotu słabo zna język rosyjski i że pogarsza się pogoda, uzgodnić możliwość lądowania tego samolotu na lotniku zapasowym, bez lądowania na lotnisku w Smoleńsku”. Ten fragment zeznań to absolutne kuriozum, nad którym – sądząc po braku reakcji ze strony przesłuchujących – śledczy rosyjscy przechodzą do porządku dziennego i nie wnikają w dalsze szczegóły.

Pliusnin zeznaje dalej: – Chcę ponadto dodać, iż po nawiązaniu po raz pierwszy łączności z samolotem Tu-154 zaniżyłem widoczność do 400 metrów, ponieważ myślałem, że załoga podejmie samodzielnie decyzję o przekierowaniu na zapasowe lotnisko i że taka widoczność obudzi czujność samolotu, chociaż w rzeczy samej widoczność ta mieściła się w granicach 800 metrów.

Dwa dni później, 12 kwietnia, Pliusnin podczas ponownego przesłuchania zaprzecza sam sobie. Na pytanie: – Skąd pan wiedział, że załoga polskiego samolotu Tu-154 z 10 kwietnia 2010 r. słabo włada językiem rosyjskim? – odparł: – Stopnia władania językiem rosyjskim przez załogę TU-154 nie znałem, ale zważywszy na fakt, iż przy przyjmowaniu samolotów w dniu 7 kwietnia 2010 r. na lotnisku „Siewiernyj” niektóre załogi polskich samolotów słabo znały język rosyjski, ja, mając na uwadze ewentualne pogorszenie warunków pogodowych wtedy, kiedy załoga znajdowała się w gestii Centrum Strefowego Kierowania Ruchem Lotniczym Republiki Białorusi, zwróciłem się do operacyjnego dyżurnego Sztabu Kierowania Lotnictwem Wojskowo-Transportowym Sił Powietrznych Federacji Rosyjskiej w Moskwie, mającego hasło wywoławcze „Logika”, aby rozważono możliwość skierowania samolotu Tu-154 na inne lotnisko, tak aby nie wszedł on w strefę obsługiwaną przez lotnisko „Siewiernyj” i aby w ten sposób uniknąć ewentualnych problemów z barierą
językową.

Dociskany przez śledczego Pliusnin dopowiedział: – Na podstawie obcowania z załogą samolotu TU-154 w dniu 10 kwietnia 2010 r. doszedłem do wniosku, że załoga samolotu włada wystarczająco językiem rosyjskim i że stopień ten jest wystarczający do poprawnego rozumienia komend wydawanych przez dyspozytora lotów w trakcie prowadzenia komunikacji radiowej w celu zapewnienia bezpieczeństwa lotu.

Także te zeznania Pliusnina – który na podstawie rzekomej nieznajomości języka przez polskich pilotów chciał zawrócić samolot z prezydentem na pokładzie, po czym okłamał załogę, podając jej błędne dane dotyczące widoczności jakoby po to, by zrazić ją do lądowania – nie zrobiły wrażenia na polskich i rosyjskich prokuratorach, którzy nawet nie zapytali Pliusnina o nazwisko rozmówcy w Moskwie.

– Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w tej chwili nie dysponuje wiedzą, z kim personalnie w Moskwie łączyli się kontrolerzy ze Smoleńska – poinformował nas płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej. We wrześniu prokurator generalny Andrzej Seremet ujawnił, że strona polska zwracała się dwukrotnie o udostępnienie nagrań rozmów smoleńskiej wieży kontroli lotów z Moskwą – bezskutecznie.

(...)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)