Kontrole na placach zabaw po tragicznych wypadkach
Place zabaw nie zawsze sa bezpieczne. Doskonałym tego przykładem jest wtorkowy wypadek we Wrocławiu w parku Południowym. Pięcioletnia dziewczynka włożyła głowę między szczeble drabinki i nie mogła jej wyciągnąć.
14.06.2006 | aktual.: 14.06.2006 09:13
Jak tragicznie może zakończyć się zabawa na zjeżdżalni, przekonali się ostatnio mieszkańcy Śląska. Na początku czerwca w Czerwionce-Leszczynach metalowa zjeżdżalnia przygniotła 5-letniego chłopca. Dziecko zmarło w szpitalu. Tydzień później w Bytomiu na innego chłopca przewrócił się drewniany tor przeszkód, łamiąc mu rękę. Wrocławianom problem zdewastowanych placów zabaw też obcy nie jest. Trzy lata temu pod ciężarem kilkuletniej dziewczynki urwała się huśtawka na Śródmieściu. Kilkulatka złamała rękę. W całej Polsce każdego roku dochodzi do wielu takich wypadków. Jest jednak szansa, że we Wrocławiu w tym roku nie zdarzy się żaden. Do połowy lipca zarządcy, spółdzielnie i wszyscy inni odpowiedzialni za bezpieczeństwo na placach zabaw mają sprawdzić stan wszystkich urządzeń.
Inspekcja na huśtawce
Kontrolę zarządził Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego. – Podjęliśmy decyzję o jej przeprowadzeniu po ostatnich wypadkach na Śląsku– mówi Danuta Kossobudzka, rzeczniczka inspektoratu. – Sami nie jesteśmy w stanie jej wykonać, bo mamy tylko dwie osoby, które mogłyby to zrobić. Dlatego wyślę ten komunikat do każdego zarządcy placu zabaw i poinformuję, że musi przedstawić mi dokumenty potwierdzające przegląd wykonany przez rzeczoznawcę– tłumaczy Stanisław Żygadło, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. I dodaje, że jego pracownicy sami też prowadzą kontrole, ale tylko wyrywkowe.
Zarządcy mają czas na sprawdzenie urządzeń z placów zabaw do 11 lipca. – Jeśli się nie wywiążą z obowiązku, nałożymy na nich karę finansową – ostrzega Żygadło. Inspektor może nakazać im zapłatę 200 zł. Ale sprawdzenie wszystkich miejsc graniczy z cudem. Bo nikt we Wrocławiu nie wie, ile dokładnie jest placów zabaw. – Co roku sprawdzamy kilka piaskownic pod względem sanitarnym. Przed kontrolami każdego zarządcę prosimy o ich spis – mówi Zdzisław Czekierda z wrocławskiego sanepidu. – Nie ma takiej całościowej listy – potwierdza Dagmara Samól-Turek ze straży miejskiej. Na szczęście nie każdego zarządcę trzeba zmuszać do sprawdzenia placów zabaw. – Po wypadkach na Śląsku prezes naszej spółdzielni zarządził przegląd stanu urządzeń, na których bawią się dzieci – chwali się Wiesław Guzewicz, zastępca prezesa spółdzielni mieszkaniowej Budowlani. – Część z nich trzeba było wymienić na nowe, a niektóre tylko wyremontować– dodaje.
Zarząd Zieleni Miejskiej, który zarządza 80 takimi placami w całym mieście, też nie czekał z kontrolami na jakikolwiek nakaz. – Kilka tygodni temu ogłosiliśmy przetarg na ich przeprowadzenie – mówi Eleonora Wiśniewska, zastępca dyrektora ZZM. Wczoraj bez trudu znaleźliśmy zniszczone piaskownice, huśtawki, "koniki" i karuzele. Z wielu nie można było w ogóle korzystać. Brakowało siedzisk, czasami wystawały z nich zardzewiałe gwoździe.
Trzeba być czujnym
– Jednak nawet najbezpieczniejsze urządzenia nie powinny zwalniać nas z czujności– przekonuje Wiesława Niczypor, mama 7-letniego Kuby, którą spotkaliśmy przy ulicy Orzechowej. – Choć wiem, że plac zabaw, na którym teraz stoimy, jest na bieżąco kontrolowany, a usterki naprawiane. Wolę zawsze mieć Kubę na oku – dodaje. To, że ostrożności nigdy za dużo, potwierdza wtorkowy wypadek w parku Południowym. Pięcioletnia dziewczynka włożyła głowę między szczeble drabinki i nie mogła jej wyciągnąć. Pomogli dopiero strażacy, którzy przecięli szczebelek drabinki. – Ta sytuacja pokazała, że plac zabaw posiadający certyfikat wcale nie musi być całkowicie bezpieczny– przekonuje Julian Odechowski, właściciel firmy Rodo wykonującej urządzenia na place zabaw. – Życie i dzieci weryfikują takie sytuacje. Dlatego na podobne przypadki trzeba zwracać szczególną uwagę.
W skateparku bez zmian
Najtragiczniejszy wrocławski wypadek na placu zabaw dla nieco starszych dzieci wydarzył się w sierpniu ubiegłego roku. W skateparku na placu Wolności 15-letni chłopiec, który nie miał na głowie kasku, spadł z rampy. Mimo szybkiej reanimacji zmarł. Nad bezpieczeństwem dzieci nie czuwał żaden z pracowników Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Dopiero po tragedii kierownictwo MOSiR-u doszło do wniosku, że dorosły przydałby się w tym miejscu. – Teraz korzystamy z pomocy dwóch trenerów osiedlowych, którzy są tu od godziny 15. do 19. – mówi Jerzy Kosa, zastępca dyrektora wrocławskiego MOSiR-u. – Jeśli widzą, że urządzenia są niesprawne, mogą nawet zamknąć skatepark – dodaje.
Katarzyna Kubacka, Przemysław Ziółek