Kontrola lotów winna katastrofy samolotów?
Szwajcarskie centrum kontroli lotów (PAP/EPA-Martin Ruetschi))
W dzień po kolizji dwóch samolotów w południowych Niemczech nadal nie są znane jej przyczyny. Ich
ustaleniem zajmuje się od środy specjalna niemiecka komisja. Zapisy czterech czarnych skrzynek zbadają eksperci z Niemiec, Rosji i USA.
03.07.2002 | aktual.: 05.07.2002 11:11
Tymczasem mnożą się zastrzeżenia do szwajcarskiej kontroli lotów. To ona monitorowała samoloty, które zderzyły się w powietrzu w rejonie granicy niemiecko-szwajcarskiej.
Czterech pracowników niemieckiej komisji prowadzi badania na miejscu wypadku, dwóch dalszych udało się do Zurychu - poinformował w środę w Berlinie rzecznik niemieckiego ministerstwa transportu Felix Stenschke.
Tu-154 Baszkirskich Linii Lotniczych zderzył się nad Jeziorem Bodeńskim krótko przed północą w poniedziałek z transportowym Boeingiem 757 firmy DHL. W katastrofie zginęło 71 osób, w tym 59 Rosjan - w większości dzieci.
Stenschke podkreślił, że zadaniem komisji jest wyjaśnienie przyczyny wypadku, a nie obciążanie winą poszczególnych osób. Nie uczestniczymy w przypuszczeniach i spekulacjach - dodał.
Kierownik agencji szwajcarskich kontrolerów Skyguide, Toni Maag, nie wykluczył współodpowiedzialności za katastrofę jednego z kontrolerów lotów, który przerwał pracę niezgodnie z przepisami. Szef Skyguide dodał, że trzeba jednak poczekać na wyniki badań.
Rzecznik Skyguide potwierdził wcześniej, że wewnętrzny system kontroli był w chwili zderzenia wyłączony z powodu prac konserwatorskich. W chwili, gdy sytuacja stała się krytyczna, kontroler będący na służbie nie miał możliwości skontaktowania się z kolegą, który przerwał pracę - poinformował Maag.
Dyżur powinny pełnić dwie osoby, ponieważ ze względu na sprawdzanie oprogramowania, wyłączony był akurat aparat ostrzegający kontrolerów, że gdzieś na niebie powstała niebezpieczna sytuacja. Ta przerwa była akurat rutynowa, ale złożyła się na ciąg zdarzeń, które doprowadziły do tragicznego finału.
Eksperci wskazują też, że szwajcarski kontroler nie wziął pod uwagę, iż na pokładzie Boeinga kurierskiej firmy DHL może włączyć się aparat antykolizyjny i nakazać zmianę kursu.
W krytycznym momencie, przez sektor nadzorowany z Zurychu przelatywało pięć samolotów.
Nadal nie wiadomo, dlaczego pracownik ośrodka kontroli lotów w Zurychu wezwał pilota rosyjskiego samolotu Topolew do obniżenia pułapu lotu dopiero na krótko przed kolizją. Odstęp czasu wyniósł 50 sekund - poinformował Federalny Urząd Badań Wypadków Lotniczych w Brunszwiku po wstępnym przesłuchaniu rozmów zarejestrowanych na taśmie. Pilot początkowo nie zareagował i wykonał konieczny manewr dopiero po drugim wezwaniu - ok. 25 sekund przed zderzeniem.
Na miejscu katastrofy - w okolicach Ueberlingen, położonego na północno-zachodnim brzegu Jeziora Bodeńskiego - trwały w środę poszukiwania ciał ofiar wypadku. Jak poinformował szef MSW Badenii- Wirtembergii Thomas Schaeuble, do tej pory odnaleziono 37 ciał. Tylko dwie osoby, obu pilotów Boeinga, udało się zidentyfikować. Władze spodziewają się znaleźć większą liczbę zwłok w części rosyjskiego samolotu, do której ekipy miały dotrzeć dopiero po południu.
Zdaniem Schaeublego, poszukiwanie szczątków ofiar wypadku powinno się zakończyć w czwartek. W identyfikacji ofiar uczestniczy 30 funkcjonariuszy z jednostki specjalnej Federalnego Urzędu Kryminalnego BKA. Władze Badenii-Wirtembergii liczą także na pomoc rodzin tragicznie zmarłych, które mają przylecieć w najbliższych dniach na miejsce wypadku.
Niemcy zrezygnują z wszelkich formalności, związanych z pobytem na ich terenie rodzin rosyjskich ofiar katastrofy. Ambasador Rosji w Niemczech Siergiej Kryłow powiedział w środę, że nawet jeśli ktoś nie zdąży załatwić wszystkich formalności, będzie mógł się udać na miejsce tragedii. (an)