Konstanty Miodowicz: nie sądzę, żebyśmy tworzyli gwiazdorską komisję
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest Konstanty Miodowicz, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych i nowej komisji ds. PKN Orlen. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Panie Pośle, dlaczego nie chce się Pan zgodzić, żeby Roman Giertych był szefem komisji ds. PKN Orlen? To nie tak. To poważny kandydat do stołka przewodniczącego komisji, o której mówimy, ale odnoszę wrażenie, że nie do końca wypełniający te oczekiwania, które byśmy, mówiąc górnolotnie, inwestowali w tego rodzaju kandydaturę. Sądzę, że przewodniczący tej komisji, której praca będzie trudna, której skład jest bardzo predystynowany do wytwarzania napięć... Taki pluralistyczny... ...wymaga kogoś, kto potrafi łączyć, a nie jest na tyle wyrazisty, by ich dzielić. To musi być ktoś, kto cechuje się zdrowym rozsądkiem, nie wykorzystuje każdej sytuacji życiowej do spektakli medialnych i jest mniej wpatrzony w siebie, a bardziej zainteresowany tym, co ma wykonać. Odnoszę wrażenie, że taką osobą jest pan poseł Gruszka. Dlaczego? Dlatego, że go znam, bo
mam możliwość współpracy z nim już od wielu lat, zarówno w poprzedniej, jak i w tej kadencji i pracowaliśmy w jednej komisji... Nie obawiam się Pan, że ta komisja stanie się właściwie takim serialem telewizyjnym, będzie komisją gwiazdorską przez to, że będą transmisje, że każdy będzie chciał pokazać siebie, a nie dojść do prawdy? Tak było w przypadku komisji śledczej dotyczącej sprawy Rywina. Obecnie nie sądzę, żebyśmy byli skazani na powtórkę z rozrywki. Miejmy nadzieję, że nawała pracy spowoduje, iż większość członków naszego zespołu zagłębi się w rozszyfrowanie materiałów, które trzeba przeanalizować, żeby w ogóle zadać stosowne pytania i spróbować dojść do prawdy, niż dyskontowanie to w sposób hochsztaplerski i dla brylowania po salonach politycznych i medialnych. Czy prezydent Aleksander Kwaśniewski powinien stanąć według Pana przed komisją śledczą, w związku z tym co mówił Wiesław Kaczmarek, że panowie Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller i Jan Kulczyk obsadzali Radę Nadzorczą PKN Orlen? Wszyscy trzej
panowie, co wysoce prawdopodobne, zostaną zaproszeni na któreś z kolei posiedzenie naszej komisji celem złożenia stosownych zeznań. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy byli pozbawieni takiej możliwości. Wszyscy trzej, było, nie było, planowali, jak można odnieść wrażenie, strategiczne działania koncernu i wkomponowywali w te działania własne interesy. Czy te interesy były sprzężone z interesami RP – to pytanie, na które odpowiedź musimy znaleźć. Niektórzy członkowie komisji śledczej nie mają certyfikatów dostępu do tajnych informacji. Czy to nie będzie przeszkodą? Bardzo nad tym ubolewam. Zastanawiam się jak i kto typował tego rodzaju posłów do pracy w naszej komisji, kiedy z góry było wiadomo, a tym, którzy byli nieświadomi przypominano, między innymi i ja, iż warunkiem sine qua non efektywnej pracy w tej komisji jest posiadanie takiego certyfikatu, bo nie kilka, parę, ale wiele informacji, które będziemy analizować, to informacje chronione tajemnicą państwową, służbową, handlową. Skoro te informacje są chronione
tajemnicą, czy my widzowie powinniśmy oglądać ten spektakl? Czy będą posiedzenia, które będą musiały być utajnione? Na pewno będziemy zmierzać do tego, by zgodnie z ideą funkcjonowania komisji śledczej jej prace były maksymalnie transparentne, dostępne mediom i szerokiej publiczności politycznej, ale przecież na oczach milionów obserwatorów wydarzeń zachodzących w komisji nie będziemy naruszać prawa, w szczególności ustawy o ochronie informacji niejawnych. W sytuacjach uzasadnionych posiedzenia komisji przyjmą formułę posiedzeń zamkniętych. Dlaczego płk Konstanty Miodowicz nazywa Marka Barańskiego, redaktora naczelnego „Trybuny”, „wściekłym psem”? I łajdakiem. Pan Marek Barański jest związany ze swoistym lobby byłych funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa, pseudobiznesmenów, którzy w trybie nomenklaturowym uwłaszczali się na polskiej gospodarce i niektórych polityków, w tym obecnych w Sejmie, mam na myśli bardzo konkretne osoby, którym naprawdę zależy na utrąceniu pracy naszej komisji. Zarzuca Panu, że kiedy
był Pan szefem kontrwywiadu wprowadził Pan pod przykrywką tajnego agenta do Solidarności. W dzisiejszej „Trybunie” pan Marek Barański sugeruje, że zrobił to Pan za zgodą Prokuratora Generalnego. Mój ty Boże! Za zgodą Prokuratora Generalnego? Gdybym to robił, robiłbym to zgodnie z prawem. Tego rodzaju enuncjacja zamknęłaby całą dyskusję. Ten passus świadczy zresztą o absurdalności sytuacji, podobnie jak w każdym innym zarzucie. Jest ich wiele, ale... Czyli nie wprowadzał Pan tzw. nielegała? Zaprzeczam, by UOP, a ściślej mówiąc pion kontrwywiadu w latach 1990 – 95 realizował jakiekolwiek działania wymierzone w NSZZ Solidarność, by NSZZ Solidarność, inne partie lub związki zawodowe były celami operacyjnymi dla nas. Sposób plasowania naszych kadr natomiast, w sytuacjach, kiedy wymaga tego interes państwa - wiązało się to z rozwiązywaniem sytuacji klasycznie kontrwywiadowczych, czyli kontrszpiegowskich - jest czymś, co będzie podlegało osłonie i ochronie tajemnicą na zawsze, jak sądzę. Czy to plasowanie mogło się
zdarzyć w Solidarności, czy też Samoobronie? Nigdy nie było realizowane sprzecznie z prawem. Wobec Samoobrony UOP na początku 1994 roku sformułował w sposób najzupełniej oficjalny i formalny, i stosowny wniosek przesłał na ręce premiera RP, sugestie o rozwiązanie tej partii, o wszczęcie procesu jej delegalizacji w związku z działaniami naruszającymi prawo. Ten wniosek z czegoś zapewne wynikał, zapewne m.in. z działań, które prokuratura zleciła do prowadzenia UOP. Czy ten tajny agent, nazwany później nielegałem, chadzał po Solidarności, po Samoobronie? Tajni agenci, którzy mieli infiltrować wszystkie związki zawodowe, partie polityczną, wszelkie mniejszości i inne obywatelskie ugrupowania w naszym kraju roją się w głowie Marka Barańskiego. Poda go Pan do sądu? Ta sprawa, o której mówimy, znajdzie swój epilog sądowy, tyle tylko, że nie będę nurzał się w kloace, jaką proponuje mi pan Marek Barański. Był jednak ktoś, kto sugestie pana Barańskiego przeniósł na forum Sejmu. Poseł Zbrzyzny? Poseł Zbrzyzny i to nie
były już informacje przekazywane w jakimś egzotycznym, niszowym piśmie jakim jest „Trybuna”, która wykazuje kontakty, które powinny zapewne interesować wszystkie instytucje bezpieczeństwa państwa polskiego. Pytanie, czy instytucje te owymi kontaktami się interesują i je rozpoznają pozostaje otwarte. Przeniesienie tego na forum Sejmu wymaga reakcji i dialog, który usiłował nawiązać ze mną pan poseł Zbrzyzny na forum parlamentu będzie kontynuowane na sali sądowej. „Życie” donosi dzisiaj, że premier Leszek Miller wiedział o wyłudzeniu przez posła Pęczaka pieniędzy z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Nie dość, że on wiedział, mówi były senator SLD Zbigniew Antoszewski, to jeszcze wiedział o tym wiceszef ABW Paweł Pruszyński. Co Pan na to? Przypuszczam, że pan Paweł Pruszyński wiedział o bardzo wielu rzeczach, które rozgrywały się w środowiskach jego kompanów partyjnych, a więc SLD i były to wydarzenia, które powinny stać się przedmiotem rozpracowań podległej Pruszyńskiemu instytucji, ale nie stało się
tak, ponieważ nie widział on w tym swojego i partyjnego interesu. Ale Paweł Pruszyński jest wiceszefem ABW. Od spraw operacyjnych. Odpowiada za to co stanowi istotność pracy ABW. Nie pierwszy to przypadek, który powinien być przedmiotem zainteresowań Agencji. Nie pierwszy to przypadek, kiedy Agencja dysponowała stosownymi pierwiastkowymi informacjami. Przykład posłanki Radziszewskiej, która opowiadała o malwersacjach. I nie tylko. Przykład układu korupcyjnego w Łodzi i szeroko rozumianego układu korupcyjnego w Opolu. Z wiedzy tej nic nie wynikło, dlatego że można przypuszczać, że przełożenie jej na działania konkretne, realne, czynności i przedsięwzięcia operacyjne ABW mogło być nie na rękę obecnemu dowództwu tej instytucji. To znaczy, że Pan Andrzej Barcikowski jest fujarą? Pan Andrzej Barcikowski jest prywatnie osobą niezwykle sympatyczną, miłą i jest uroczym gawędziarzem. Natomiast być może życie nie najlepiej poukładało mu się, gdy spowodowało ulokowanie się go na pozycji szefa instytucji bezpieczeństwa
państwowego, ponieważ na tej pozycji wydaje się, że od czasu do czasu razi niekompetencją. Ale tylko od czasu do czasu. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Konstanty Miodowicz, członek s4ejmowej komisji ds. służb specjalnych.