Gościem Radia Zet jest Konstanty Miodowicz, członek komisji ds. służb specjalnych. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Komisja uznała wczoraj, że Zbigniew Siemiątkowski jest kłamcą, okłamał komisję. Tymczasem Zbigniew Siemiątkowski w „Gazecie” mówi tak: „Nie dezinformowałem dwa lata temu posłów. Nikt wtedy nie pytał mnie o spotkanie premiera, które - jak nadal podkreślam - nie miało nic wspólnego z decyzją o zatrzymaniu Modrzejewskiego.” Sprawa jest aktualna do dnia dzisiejszego, tzn. to zło, które wydarzyło się przed dwoma laty generuje, inaczej mówiąc, rodzi kolejne zło, ponieważ pan Siemiątkowski i teraz mija się z prawdą. Komisja nie oceniła w ten sposób jego działań przed dwoma laty, lecz stwierdziła fakty, dlatego że posiada dowody, bo to jest w postaci stenogramów, iż to co mówił wtedy było radykalnie odmienne od tego, co w sprawie wiemy dzisiaj. Istotne okoliczności sprawy nie zostały przez pana Siemiątkowskiego wówczas zaprezentowane komisji. Sądzę, że w ten sposób doszło do naruszenia
prawa, dlatego że uniemożliwiono komisji zrealizowanie tych zadań, które Sejm w trybie konstytucyjnym powierzył temu gremium, ale co więcej... To się wydarzyło dwa lata temu? Tak, to się wydarzyło w 2002 roku, ale co więcej, on naruszył taką materię nie uregulowaną prawem, bardzo często odnoszącą się do faktów wymiernych, ale budującą taką przestrzeń zaufania niezbędną do pracy naszej komisji pomiędzy jej członkami a szefami służb. Ale pan Siemiątkowski twierdzi, że wtedy go nie pytano o kontrakt, o spotkanie u premiera i nie mija się z prawdą, tak? Typowe podejście do sprawy dla oficerów służby bezpieczeństwa państwowego: ja tobie nie skłamię, ale nie wszystko ci powiem. Nie powiem ci wszystkiego, bo nie zapytałeś, a to, że nie zapytałeś, bo nie wiedziałeś, to już twoja sprawa. W 1990, kiedy wkraczałem w świat służb specjalnych, gdy często, gęsto kontaktowałem się z ówczesnymi oficerami służby bezpieczeństwa, tego rodzaju postawa była nagminna. Szkoda, że obecnie przyjął ją Zbigniew Siemiątkowski. Jest
wiele znacznie cenniejszych cech charakteryzujących tą kategorię osób. Mówię o oficerach byłej służby bezpieczeństwa, które gdyby zaadoptował do swoich działań pan Siemiątkowski, byłoby lepiej, dla niego i dla nas. Udowodnili Panowie, że było takie spotkanie u premiera czy są to słowa tylko Wiesława Kaczmarka? Takie spotkanie u pana premiera odbyło się. I na tym spotkaniu planowano akcję...? Odbyło się 6 lutego 2002 roku. Wzięło w nim udział, poza panem premierem, jeszcze trzech wysokich urzędników państwowych. Przypomnijmy: szef Urzędu Ochrony Państwa, minister sprawiedliwości i prokurator generalny oraz minister skarbu państwa. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, w taki czy inny sposób, zaaranżowano działania prowadzące do wymiany kadrowej na stanowisku prezesa PKN Orlen. No tak, ale to jest prawdopodobieństwo, Panie Pośle. Rzecz w tym, że to co ustaliła komisja ds. służb specjalnych, to fakty, które układają się w bardzo sugestywne sekwencje przyczynowo–skutkowe, ale pozwalając rekonstruować wydarzenia,
czynią to bardzo często na drodze takiej dedukcji, analizy racjonalnej. One muszą być spięte dowodami w rozumieniu kodeksu postępowania karnego. To nastąpi, wtedy kiedy rzecz będzie podjęta przez komisję śledczą. W to wierzę. „W trakcie prac i postępowania komisji w żaden sposób nie udowodniono, że czynniki polityczne wywierały w jakikolwiek sposób nacisk na oficerów UOP–u.” To także są słowa pana Siemiątkowskiego, tylko z „Trybuny”. Nie udowodniono, nie mniej jednak, wydaje się to być wysoce prawdopodobne. To nie jest tak zhierarchizowane w dyspozycyjnej i jednak bardzo zdyscyplinowanej służbie, niż oficer liniowy idzie gdzieś, aranżuje tam spektakularne działania, a następnie działaniem tym wywołuje burzę, która obejmuje całą scenę polityczną i godzi w jego przełożonego. Nie. On działa na polecenie, realizuje te przedsięwzięcia zgodnie z ustaleniami, które dokonał z naczelnikiem wydziału, szefem jednostki organizacyjnej, w której się sytuuje. A w tym przypadku zapewne również po uzgodnieniach z szefem UOP.
Ten natomiast, przed działaniami, o których mówimy, które owocowały zatrzymaniem, w centrum Warszawy, Andrzeja Modrzejewskiego odbywa konwenty u pana premiera i zajmują się tam właśnie osobą Andrzeja Modrzejewskiego. No dobrze, to jest być może przypadek, ale odłożył bym tę hipotezę miedzy baśnie. Jaka kara powinna spotkać Zbigniewa Siemiątkowskiego, jeżeli to nie były przypadki? I w ogóle po tym werdykcie sejmowej komisji? Pan Zbigniew Siemiątkowski stracił chyba możliwość dalszego lokowania się na tych stanowiskach, które wymagają zaufania publicznego. Tak uważamy my, ludzie obecnej opozycji. Sądzę, że nasze stanowisko wpisuje się w to, co wiąże się z interesem naszego państwa i jego bezpieczeństwem i będzie wzięte pod uwagę przez przełożonego pana Siemiątkowskiego, jakim jest premier Rzeczpospolitej Polskiej. Czas premiera się już kończy, więc czy jest sens, by teraz odwoływać szefa Agencji? Czas się kończy, ale nie kończy się Polska i ten premier zostanie zastąpiony inną osobą, która będzie kierowała
pracami rządu. Liczymy na ciągłość pracy rządowej i nie wiążemy naszych nadziei z konkretnymi osobami. Byłoby to śmieszne, myślenie w kategoriach XIV czy XV wieku. Zastanawiam się, jak to się stało, że Panowie nie mogą ustalić, kto był autorem przecieku o zatrzymaniu Andrzeja Modrzejewskiego do „Wiadomości”. Jestem głęboko przekonany, że scenariusz wypracowany na wysokości 6 lutego 2002 roku obejmował m.in. jego realizację nie tylko przez służby bezpieczeństwa państwowego, konkretnie UOP, nie tylko przez Prokuraturę, ale także przez telewizję publiczną. Telewizja publiczna otrzymała tę informację w sposób, jak sądzę, wcześniej przez aranżerów przedsięwzięcia zaplanowany. Wiesław Kaczmarek tego dnia, kiedy Andrzej Modrzejewski został zatrzymany siedział na obiedzie. Siedział na obiedzie z moim kolegą. W czasie obiadu otrzymał telefon, że właśnie Andrzej Modrzejewski jest zatrzymany. Opowiedział o tym mojemu koledze. Mój kolega zapytał się Wiesława Kaczmarka czy może powiedzieć o tym dziennikarzom. Pan
Kaczmarek zgodził się na to. I co Pan na to? Stąd się wziął przeciek w „Wiadomościach”. Źródeł informacji dla telewizji publicznej mogło być kilka. Ja jednak uważam, że i tu musimy wykluczyć przypadek, i że działania te były przygotowane i zrealizowane zgodnie z wcześniej wypracowanym planem. Gościem Radia Zet jest Konstanty Miodowicz. Co Pan sądzi o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Andrzeju Barcikowskim, który zajmuje się plotkami i informuje posła Rokitę o tym, co się dzieje w Prokuraturze i w czasie śledztwa? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego to jedno, a pan Andrzej Barcikowski to drugie. Pan Barcikowski kieruje tą agencją z dyspozycji politycznej. Reprezentuje w niej, posiadając legitymację partyjną w kieszeni aktualnie rządzącą koalicję. Wydaje mi się, że interesy macierzystej partii, Andrzeja Barcikowskiego, interesy państwa, a również i służby, od dłuższego czasu rozbiegają się działaniami swymi. Andrzej Barcikowski nie przysparza dobrego imienia ABW. Kompromituje, a ostatnio, co gorsze, co
najgorsze, ośmiesza. Ośmiesza – tak, ale czy łamie prawo informując posła, oprócz plotek, o tym, co się dzieje w prokuraturze? No przede wszystkim rozśmiesza nas, kiedy kolejną osobę, którą zaprasza do swojego gabinetu, informuje, iż w bliskim jego otoczeniu, w rodzinie, lokuje się jakiś agent, jakiś szpieg. Oczywiście tej najgorszej proweniencji, a więc KGB. Nie dalej, niż dwa lata temu, w okresie świąt Bożego Narodzenia, zaproszono do Urzędu, jednego z byłych szefów UOP. Był wzruszony. Sądził, że chodzi o gest świąteczny. Nie, nie o to chodziło. Szef poinformował go, że w bliskim jego otoczeniu, ktoś bliski z rodziny, jest szpiegiem, albo inaczej mówiąc, zachowuje się jak szpieg i to perfidnie, nie narusza prawa. Nie mniej jednak o tym wszystkim szef ABW pragnie swojego rozmówcę poinformować. Teraz ta sytuacja się powtarza. To jest skandalem. To jest plotkarstwo. To jest tandetne działanie. Czy ktoś, kto nas rozśmiesza, może być szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Nie, dlatego że kiedy się już
dobrze wyśmiejemy, wtedy się tego wszystkiego przestraszymy i dojdziemy do wniosku, że zamiast problemami bezpieczeństwa, pan Barcikowski zajmuje się tym, na czym zna się najlepiej. Propagandą polityczną. Dziękuję bardzo. Gościem Radia Zet był Konstanty Miodowicz, Platforma Obywatelska i komisja ds. służb specjalnych.