Koniec śmiechu?
Kilka dni temu wracałem do Warszawy pociągiem pospiesznym San. Pociąg ten, prócz kilku normalnych wagonów klasy drugiej miał również jeden wagon klasy pozornie pierwszej. Był on pomalowany jak trzeba na czerwono, miał wygodne, obite pluszopodobną materią fotele (po sześć w przedziale), był pooznaczany ewidentnymi cyframi "1" i praktycznie pusty - wszystko w zgodzie z kanonami pierwszej klasy w PKP. Z jedną małą różnicą: na szyby w drzwiach wagonu nalepione były w pośpiechu kartki z napisem "To jest wagon klasy drugiej".
27.07.2005 | aktual.: 10.08.2005 13:08
Pomyślałem sobie o rozczarowaniu, frustracji, wręcz zniechęceniu, a może nawet agresji pasażerów, którzy rozpoczynając swoją podróż rozsiedli się wygodnie w szerokich fotelach i napawali się elitarnym burgundowym kolorem pierwszej klasy, aż do momentu, w którym dowiedzieli się, że za podróż do Warszawy nie zapłacą wcale 87,50 zł, a marne 43,70, jadą bowiem – wbrew pozorom – zwykłym wagonem drugiej klasy. Aby móc się właściwie nacieszyć luksusem, trzeba poczuć jego cenę, trzeba wiedzieć, że jest on trudno dostępny i osiągalny dla nielicznych.
Dzień wcześniej w telewizorze zobaczyłem, że Polskie Stronnictwo Ludowe wymyśliło nawiązujące do klasyki hasło kampanii wyborczej: „Więcej chleba, mniej igrzysk”. W zabawnym kontraście z postulatem ograniczenia zbędnej widowiskowości życia publicznego w Polsce pozostawał fakt, że jednym z najważniejszych gości konwencji wyborczej PSL był... najprawdziwszy koń. Żywy. I zgodnie z deklaracjami jego opiekunów – wierzgający nogami i gryzący paszczą. Ale ubaw, nie?
Najpierw pomyślałem, że liderzy PSL zupełnie się pogubili w otaczającej ich rzeczywistości i deklarując racjonalizację debaty publicznej zafundowali swoim potencjalnym wyborcom wesołe miasteczko. Zaraz jednak zrozumiałem, że nie jest to błądzenie, a świadoma strategia, której celem jest trafienie do szerokiego elektoratu, który wcale a wcale z igrzysk nie zamierza rezygnować.
Przypomniałem sobie pana Ryszarda, którego poznałem kilka godzin wcześniej, w sobotę przed siódmą rano u wrót sklepu spożywczego w niewielkiej osadzie na skraju Lasów Janowskich. Pan Ryszard, gdy my zabieraliśmy się do śniadania, otwierał swoją pierwszą tego dnia butelkę piwa „Zwierzyniec”. Zapytany przez znajomego dlaczego nie zbiera (zbieractwo czarnych jagód jest podstawą gospodarki tych lesistych terenów), odpowiedział, że on się już w życiu napracował. Pan Ryszard wyglądał na lat 60, a miał pewnie około 40. Gdy mijali nas kolejni mieszkańcy wsi z pustymi wiadrami śpieszący na zbiór leśnych owoców, pan Ryszard kolejnymi grzdulami „Zwierzyńca” dowodził, że guzik go obchodzi chleb (na który mógłby – zgodnie z ludową prawdą i zasadami tradycyjnej gospodarki – wymienić jagody), zdecydowanie zaś woli igrzyska (które może ufundować sobie codziennie dzięki jakiejś rencie czy zasiłkowi).
O wyższości igrzysk nad chlebem przekonali się kilka dni później warszawscy policjanci, gdy bronili dostępu do Sejmu zastępom górników. Policjanci, by zniwelować agresję demonstrantów rozdawali im wodę mineralną i... cukierki. Nie było to może pieczywo, ale należy przypuszczać, że górnicy częstowani paryską bułką również zignorowaliby gest policjantów i zdecydowanymi czynami potwierdziliby swoje przywiązanie do igrzysk (a konkretnie do sportów walki). Co jakiś czas pojawia się polityk, który zaczyna głośno mówić o ukróceniu igrzysk: zlikwidowaniu Senatu, zmniejszeniu Sejmu, ograniczeniu biurokracji, cofnięciu poselskich odpraw, walce z korupcją i nepotyzmem, uporządkowaniu administracji. Niektórzy posuwają się nawet do tego, żeby przeprowadzać badania psychiatryczne swoich kandydatów na parlamentarzystów, by wyeliminować tych, którzy odstają od normy! W ten sposób oczywiście nikt niczego nie osiągnie. My bowiem kochamy igrzyska i nie damy sobie wcisnąć ani wyborczej kiełbasy, ani chleba, ani nawet cukierka!
Co byśmy zrobili bez posła Pęczaka i jego uroczych tik-taków? Jak nasze życie wyglądałoby bez posła Janowskiego - jedzącego kanapki na trybunie sejmowej lub posła Nowaka - nie jedzącego tam kanapki? Czy poradzilibyśmy sobie bez kolejnych sejmowych komisji zasilanych coraz to jaśniejszymi gwiazdami ze wszystkich partii? Spekulacje nie mają sensu! Bez parlamentarnych (i nieparlamentarnych) pyskówek, przepychanek, starć, klinczy, opluwań i podskakiwań, bez tego całego igrania, tych całych igrzysk, życie publiczne w Polsce straciłoby cały swój smak! Na to żaden rozsądny potomek polskiej szlachty się nie zgodzi! Koń - jaki jest - każdy widzi (na przykład w telewizorze). Tak samo jest z politykiem. Nie może udawać, że jest kimś innym niż jest. Nie może nam pokazywać swojej eleganckiej tapicerki i luksusowych przedziałów i mówić, że to kosztuje tylko połowę tego, na co wygląda. Politycy uczciwi, pracowici, skromni i fachowi to żadna przyjemność. Więcej igrzysk! A chleb? Nie ma? Niech jedzą cukierki.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska