Koniec mitu apolityczności - nowi sędziowie TK
Piętnastu mędrców w fantazyjnych okryciach
głowy - tak określił Trybunał Konstytucyjny jeden z publicystów.
Za parę dni troje z nich będzie musiało pożegnać się z biretami.
Ich następców wybrał już Sejm - pisze komentator
"Rzeczpospolitej" Dominik Zdort.
Teraz sędziom nie będzie już tak łatwo jak dotychczas. Niektóre media stworzyły wrażenie, że sędziowie nie mają politycznych czy ideowych poglądów. Dziś to się kończy, pozory znikają - uważa autor komentarza.
W rzeczywistości bowiem Trybunał nigdy nie był ponad polityką, choć przez lata ta prawda z trudem przebijała się do mediów. Jak zresztą można mówić o apolityczności, skoro sędziowie bywali wcześniej parlamentarzystami czy wiceministrami. I to nie ekspertami z tylnych ław, ale czołowymi harcownikami - jak Jerzy Ciemniewski z Unii Wolności czy Marek Mazurkiewicz z SLD.
Zdort zaznacza, że nie pisze tego, aby ich krytykować, ale aby pokazać, że obsada sądu konstytucyjnego jest zawsze wyborem politycznym i ideowym. Rekomendowani przez PiS i wybrani Wojciech Hermeliński i Maria Gintowt-Jankowicz nie będą ani mniej kompetentni, ani bardziej upolitycznieni od tych, którzy już w Trybunale zasiadają. Największe wątpliwości można mieć do Marka Kotlinowskiego z LPR - ale nie dlatego, że jest politykiem, ale że ciążą na nim poważne zarzuty o niejasne powiązania biznesowe, zarzuty, na które nie odpowiedział.
Nie ma natomiast wątpliwości, że cała trójka wniesie ożywienie do debat Trybunału - dotychczas dość jednorodnego ideowo. Bo sądy konstytucyjne z natury rzeczy są instytucjami, gdzie toczą się spory ideowe - wystarczy spojrzeć na Sąd Najwyższy USA - podkreśla komentator "Rz". (PAP)