ŚwiatKonflikt na Morzu Południowochińskim? Nowy punkt zapalny między Chinami a USA

Konflikt na Morzu Południowochińskim? Nowy punkt zapalny między Chinami a USA

Chiny najwyraźniej próbują "tworzyć fakty dokonane", budując sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim. Admirał Harry Harris, amerykański dowódca floty na Pacyfiku nazwał to "wielkim murem piaskowym". Czy można obawiać się wybuchu amerykańsko-chińskiego konfliktu na tym akwenie?

Konflikt na Morzu Południowochińskim? Nowy punkt zapalny między Chinami a USA
Źródło zdjęć: © AFP | STR / AFP

08.06.2015 | aktual.: 08.06.2015 11:08

Kiedy samolot obserwacyjny P8-A amerykańskiej marynarki wojennej przeleciał niedawno w pobliżu Fiery Cross Reef w archipelagu Wysp Spratly na Morzu Południowochińskim, marynarka Chin ośmiokrotnie ostrzegała go, by opuścił ten obszar. Chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi powiedział, że"determinacja Chin, by bronić swej suwerenności i spójności terytorialnej, jest jak skała". Sekretarz obrony USA Ashton Carter odparł: "Chcemy powiedzieć jasno - Stany Zjednoczone będą latać, żeglować i działać wszędzie tam, gdzie pozwala nam na to prawo międzynarodowe, tak jak robimy to na całym świecie".

Narastający spór

W 1995 r. Chiny zaczęły budować swoją bazę na Mischief Reef, do której prawa roszczą sobie Filipiny, i która leży znacznie bliżej brzegu filipińskiego niż chińskiego. USA wydały oświadczenie, że nie zajmują stanowiska w sprawie konkurencyjnych roszczeń pięciu państw wobec około 750 skał, atoli, wysepek, łach i raf, wchodzących w skład archipelagu Spratly, zajmującego obszar 425 tys. km kwadratowych Morza Południowochińskiego. Waszyngton nakłaniał zainteresowane strony, by rozwiązywały spory pokojowo.

Ale Stany wyraziły zdecydowane stanowisko, że Morze Południowochińskie - przez które przechodzą ważne morskie szlaki dla dostaw ropy z Bliskiego Wschodu oraz kontenerowców z Europy, a loty rutynowo odbywają samoloty wojskowe i pasażerskie - podlega ONZ-owskiemu Traktatowi Prawa Morskiego (UNCLOS).

Aby wzmocnić swoje roszczenia terytorialne, Chiny sięgnęły po mapę z okresu nacjonalistycznego - z wytyczoną linią terytorialną, która przebiega aż tysiąc mil na południe od brzegów Chin, a czasami zbliża się nawet na 40-50 mil do brzegów Wietnamu, Malezji, Brunei i Filipin. Wszystkie te kraje domagają się wyłącznych stref ekonomicznych sięgających 200 mil od brzegu, gwarantowanych przez UNCLOS.

Kiedy wybuchł spór o Mischief Reef, chińskie władze nie zdołały wyjaśnić znaczenia owej linii wytyczonej na ich mapie, ale przyciśnięci Chińczycy przyznali, że kreski oznaczają roszczenia terytorialne Chin. Zarazem przyznali, że Morze Południowochińskie to nie chińskie jezioro i że obowiązuje na nim traktat ONZ. Dzięki temu Chiny i USA unikały konfliktów w tej sprawie przez blisko dwie dekady.

Niepokojące incydenty

Ale Państwo Środka nie uniknęło konfliktów ze swoimi morskimi sąsiadami. Choć zobowiązało się trzymać kodeksu wynegocjowanego przez Stowarzyszenie Państw Azji Południowej (ASEAN) w 2002 r., to w sporach z Wietnamem i Filipinami wykorzystywały swą potęgę militarną. W 2012 r. chińskie kutry patrolowe przepędziły filipińskie łodzie rybackie z Ławicy Scarborough w pobliżu Filipin, a filipiński rząd złożył skargę do Międzynarodowego Trybunału Prawa Morskiego (ITLOS), którego jurysdykcję Chiny kwestionują. W 2014 r., kiedy Państwo Środka umieściło platformę wiertniczą na wodach, do których prawa rości sobie Wietnam, statki z obu krajów na pełnym morzu zaczęły się taranować i oblewać armatkami wodnymi. Następnie w Wietnamie wybuchły antychińskie zamieszki.

Obraz
© (fot. WP.PL / Marta Sitkiewicz)

Mniejsze państwa regionu zwróciły się o wsparcie do Ameryki. Ale Stany Zjednoczone starały się nie dać wciągnąć w spory terytorialne, z których część jest wątpliwa, ale w części większa racja leży po stronie Chin. Co więcej, USA musiały się skupić na ważniejszych problemach w stosunkach z Chinami.

Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy Państwa Środka zaczęło wydobywać piasek, by wypełnić nim rafy i w pięciu miejscach stworzyć sztuczne wysepki. Na początku roku analitycy opublikowali zdjęcia czegoś, co ma stanowić trzykilometrowy pas startowy na Fiery Cross Reef.

"Wielki mur piaskowy"

Stany Zjednoczone twierdzą, że w ramach UNCLOS obce statki i samoloty mają zagwarantowany swobodny dostęp poza liczącą 12 mil strefą terytorialną, zaś Chiny twierdzą, że samoloty wojskowe bez ich zgody nie mogą naruszać liczącej 200 mil strefy ekonomicznej. Jeśli Chiny otoczyłyby taką strefą każde okupowane miejsce, odcięłyby większość Morza Południowochińskiego. Jak powiedział jeden z amerykańskich urzędników, Chiny najwyraźniej próbują "tworzyć fakty dokonane". Admirał Harry Harris, amerykański dowódca floty na Pacyfiku nazwał to "wielkim murem piaskowym".

Chiny słusznie zadeklarowały, że mają prawo czerpać piasek i że po prostu idą w ślady sąsiadów, którzy również budują na owych rafach, by podeprzeć swoje roszczenia. Ale amerykańskie podejrzenia wzbudziło to, że w 2013 r., w sporze z Japonią o wyspy Senkaku/Daiyou na Morzu Wschodniochińskim, rząd Chin jednostronnie bez ostrzeżenia wprowadził strefę identyfikacji obrony powietrznej. Amerykanie w reakcji wysłali dwa bombowce B-52, by przeleciały przez nieuznawaną przez siebie strefę. W ten sposób powstał precedens dla wspomnianego na początku lotu rekonesansowego (w którym udział wzięli reporterzy CNN).

Amerykanie zareagowali w ten sposób, by Chiny nie mogły tworzyć faktów dokonanych i odcinać dużej części Morza Południowochińskiego. Ale wcześniejsza polityka nieangażowania się w spory terytorialne nadal ma sens. Jednak jak na ironię, amerykański senat nie ratyfikował UNCLOS, więc USA nie mogą złożyć skargi w ITLOS, że Chiny próbują zmienić rafy w wyspy i otoczyć je wyłącznymi strefami, kolidującymi z prawem swobodnego przepływu - na którym Stanom Zjednoczonym bardzo zależy.

Chiny ratyfikowały UNCLOS, a USA uznają ten traktat za prawo międzynarodowe, więc istnieje podstawa do poważnych bezpośrednich negocjacji, by wyjaśnić kwestię wątpliwej chińskiej linii i ochrony swobodnego przepływu morskiego. Dzięki właściwym posunięciom dyplomatycznym da się uniknąć konfliktu między USA a Chinami na Morzu Południowochińskim i należy czynić wszystko, by to osiągnąć.

Joseph S. Nye - były podsekretarz do spraw obrony w resorcie spraw zagranicznych USA i przewodniczący Narodowej Rady Wywiadowczej. Obecnie profesor na Harvardzie. Jest autorem książki "The Future of Power" oraz "Presidential Leadership and the Creation of the American Era".

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (100)