Kompromitacja Olejniczaka
Wyborcza koalicja Lewica i Demokraci miała
być zapowiedzią nowej jakości na lewej stronie sceny politycznej.
Miał to być zaczyn ugrupowania, którego nie będzie można już
posądzać o związki z niechlubną komunistyczną przeszłością. - pisze
w "Rzeczpospolitej" Igor Janke. Jednak wypowiedź Wojciecha Olejniczaka o porządnych esbekach jest zastanawiająca.
16.01.2007 01:50
Szef SLD jest młodym człowiekiem, więc choćby z tego powodu trudno było wobec niego używać określenia "postkomunista". Flirtował zresztą z wrogo nastawionym do PRL środowiskiem nowej lewicy z kręgu "Krytyki Politycznej" - zauważa autor. Mówiło się o oporze, jaki jego działalność wywołuje wśród "twardogłowych" polityków SLD.
Jednak wczoraj młody lider złożył deklarację godną lidera "betonowej" części SLD - uważa Janke. Tej części, która z czułością wspomina czasy Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka. Oświadczył, że w peerelowskiej Służbie Bezpieczeństwa pracowało "wielu porządnych ludzi", którzy zrobili "dużo dobrego dla Polski".
Takiej deklaracji nie usłyszeliśmy nigdy publicznie z ust Aleksandra Kwaśniewskiego. Nic takiego nie powiedział też żaden z obecnych liderów frakcji "starych" w SLD - Krzysztof Janik czy Jerzy Szmajdziński. Bo SB i UB w Polsce kojarzy się z prześladowaniem, podsłuchiwaniem, łamaniem sumień, najgorszymi podłościami totalitarnego reżimu - pisze komentator "Rz".
Trudno zgadnąć, co kierowało Olejniczakiem. Cyniczna kalkulacja obliczona na pozyskanie sympatii miłośników PRL? Nacisk jakichś ciemnych środowisk związanych ze służbami PRL? A może zwykła głupota? Nieważne - ocenia Janke. W każdym przypadku jest to bowiem kompromitacja polityka, który miał być nadzieją polskiej lewicy - czytamy w "Rzeczpospolitej". (PAP)