Kompromitacja brytyjskich służb bezpieczeństwa
W momencie wprowadzania w Londynie nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa w związku z wizytą prezydenta USA George'a W. Busha, posługujący się fałszywymi dokumentami dziennikarz bez zbędnych formalności zatrudnił się w Pałacu Buckingham, gdzie jako lokaj miał także obsługiwać delegację amerykańską.
19.11.2003 | aktual.: 20.11.2003 13:38
Rewelacje takie publikuje popularny brytyjski tabloid "Daily Mirror". Gazeta pisze o niebywałej kompromitacji systemu bezpieczeństwa w pałacu Buckingham, siedzibie brytyjskiej królowej, podając też w wątpliwość kompetencje londyńskich służb.
Doniesienia gazety wywołały szok wśród Brytyjczyków, a także nerwowe oświadczenia rzeczników brytyjskich i amerykańskich. "Daily Mirror" przedstawia relację dziennikarza Ryana Parry'ego, który bez większych przeszkód zatrudnił się jako lokaj w Pałacu Buckingham. Swoje uwagi opisał w artykule zatytułowanym: "Mogłem otruć królową".
Parry pisze, iż pracę otrzymał bez poważniejszych formalności - nikt nie sprawdził nawet, kim jest i czym się zajmował w przeszłości nowy służący. Stanowisko uzyskał, posługując się sfałszowanymi referencjami.
Dziennikarz w momencie wizyty Busha - który zatrzymał się w Pałacu Buckingham i tu ma być też przyjęty przez Elżbietę II - nadal formalnie był tu zatrudniony. Zgodnie z grafikiem, to właśnie lokaj Parry miał podawać w środę śniadanie członkom amerykańskiej delegacji, w tym doradczyni prezydenta USA Condoleezzie Rice i sekretarzowi stanu Colinowi Powellowi, a wieczorem nalewać szampana prezydentowi Bushowi.
"Gdybym był terrorystą, zamierzającym zabić królową bądź amerykańskiego prezydenta, nie miałbym z tym najmniejszego kłopotu" - napisał Parry na łamach "Daily Mirror".
Gazeta poświęciła 15 stron środowego wydania na tę historię. Reportaż zilustrowano zdjęciami pokoju, w którym miał zatrzymać się Bush z żoną Laurą, a także sali jadalnej, gdzie Parry mógł spokojnie zatruć jedzenie.
Gazeta pisze o szokującym braku kompetencji brytyjskich służb bezpieczeństwa w momencie wykonywania najpoważniejszego w ostatnich latach zadania. Parry sam zrezygnował z pracy w pałacu tuż przed przyjazdem Busha.
Rzecznik pałacu odmówił skomentowania historii Parry'ego, zapowiadając jednak szczegółowe śledztwo; rzeczniczka Białego Domu Claire Buchan natomiast zapewniła, iż prezydent USA ma całkowite zaufanie do brytyjskiego systemu bezpieczeństwa. Oboje nie kryli jednak irytacji.