"Komisja oznaczałaby koniec PO"
Opozycja domaga się powstania komisji śledczej do zbadania sprawy Amber Gold, ale wie, że Platforma do tego nie dopuści, bo "mógłby to być koniec PO". - Wezwany na świadka Michał Tusk mógłby pogrążyć swojego ojca, tego jeszcze nie było - mówi Dariusz Joński (SLD).
- Ta afera to trochę taka III RP w pigułce - mówi Adam Hofman (PiS). - Jeśli komisja śledcza działałaby rzetelnie i nie miałaby skrępowanych rąk, to przewróciłaby Platformę, więc PO broni się, bo jeśli komisja powstanie, to może być to koniec PO - dodaje Hofman. Z rzecznikiem PiS-u zgadza się Dariusz Joński (SLD). - Faktycznie ta komisja może oznaczać koniec PO. Do tej pory wszelkie afery nie dotyczyły bezpośrednio Donalda Tuska, a ta go dotyka i nie tylko z uwagi na powiązania Michała Tuska z Amber Gold, ale również dlatego, że to wszystko dzieje się w kolebce Platformy, w Trójmieście - tłumaczy Joński. Rzecznik Sojuszu dodaje, że premier musi mieć ogromny problem, bo jeśli komisja by powstała, to jednym z pierwszych przesłuchiwanych świadków byłby zapewne Michał Tusk, któremu "ostatnio rozwiązał się język i mówi wszystko". - Pewnie jest tylko pionkiem w grze, ale ten pionek wie wszystko, więc może pogrążyć swojego ojca, a tego jeszcze nie było - mówi Dariusz Joński.
Czy jest szanse na powstanie tej komisji? Głosy całej opozycji nie wystarczą. Ktoś musiałby się wyłamać z koalicji rządzącej. Czy jest to możliwe? Zdaniem Dariusza Jońskiego jak najbardziej. - Po wczorajszej konferencji Waldemara Pawlaka, który zwrócił uwagę na to, ze ministerstwo gospodarki zawiadamiało prokuraturę, a ta nie reagowała, to jest duża szansa, że i PSL do nas dołączy - mówi z przekonaniem rzecznik SLD.
Czy rzeczywiście? Stanisław Żelichowski (PSL) gasi nadzieje. - Moim zdaniem ta komisja nie ma najmniejszego sensu - mówi. - Badałaby prokuraturę i sądownictwo, a że nie ma gilotyny do ścinania głów, to swoje uwagi musiałaby zgłosić do organów ścigania, czyli do prokuratury i sądownictwa, więc to sensu nie ma - tłumaczy Żelichowski. Poseł dodaje, że można by powołać komisję ekspercką, w której znalazłoby się po dwóch reprezentantów wszystkich sil politycznych w sejmie, by zastanowić się czy prawo jest dobrze skonstruowane, ale "tego typu kontrola władzy sądowniczej przez władzę ustawodawczą nie ma najmniejszego sensu". Oficjalne stanowisko w tej sprawie PSL ma wypracować dzisiaj, więc może jednak ktoś nas zaskoczy? Takie sygnały dotarły do Ruchu Palikota.
- Wiemy, że PSL zastanawia się, ale istnieją obawy, że Waldemar Pawlak pójdzie na układ z PO i za koalicyjną lojalność będzie chciał coś ugrać - mówi Łukasz Gibała (RP). Poseł dodaje, że i w samej Platformie jest kilka osób, które skłaniają się do poparcia tej inicjatywy, ale jak przypuszcza, "zostaną zastraszeni" i silna presja ze strony Donalda Tuska skutecznie zamknie im usta.
Zapowiada się ciekawa rozgrywka między koalicjantami. Wraz z aferą taśmową wydawało się, że to PSL idzie na dno, a teraz role się odwróciły. Ludowcy mają szansę odseparować się zupełnie od śmierdzącej sprawy i wyjść z sytuacji suchą nogą. - To jest naiwne myślenie, tu nie chodzi o to, kto kogo zadziobie, tylko o to by państwo lepiej funkcjonowało - przekonuje Żelichowski. - Wy żyjecie z dymu, a my z naprawy państwa. W działaniach takiej komisji ja nie widzę naprawy państwa, tylko sam dym, z którego nic nie będzie - dodaje poseł PSL.
Jeśli sam dym, to chyba nie zaszkodzi rządzącym, więc dlaczego tak się przed nim wzbraniają? Jeśli komisja nie ma sensu, bo "nie rozwiąże problemu", jak mówi koalicja, to dlaczego nie miałaby powstać, choćby tylko po to, by udowodnić, że nie ma się nic do ukrycia? Cezary Grabarczyk (PO) zapewnia, że PO nie boi się komisji, ale nie chce jej tylko dlatego, że komisja nie rozwiąże istoty problemu. - Obecnie najważniejsze jest to, by wyjaśnić mechanizm, który spowodował, że kilka tysięcy osób straciło pieniądze i to musi uczynić prokuratura i jeśli będzie sformułowany akt oskarżenia, to będzie te sprawę rozstrzygał sąd - mówi wicemarszałek. A jeśli ktoś z PO poprze wniosek o powstanie komisji? - To nie spędza mi snu z powiek. Najważniejsze jest to, by wyjaśnić ten mechanizm, aby dokonać odpowiednich korekt w prawie i uniemożliwić podobne sytuacje w przyszłości - powtarza Grabarczyk.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska