PublicystykaKomisja Europejska stawia ultimatum rządowi PiS. Jacek Żakowski: Polska idzie do dentysty

Komisja Europejska stawia ultimatum rządowi PiS. Jacek Żakowski: Polska idzie do dentysty

"To nie jest ultimatum" - twierdzi Konrad Szymański, nasz minister do spraw europejskich. Mówi tak w odpowiedzi na zapowiedź, że w poniedziałek 23 maja Komisja Europejska ogłosi swoje stanowisko w sprawie sparaliżowania przez PiS Trybunału Konstytucyjnego, jeżeli władza wykonawcza nie zrobi wcześniej istotnego kroku. Zgadzam się z ministrem. Unia Europejska nie może stawiać Polsce ultimatum. Ultimatum można stawiać obcym. A Unia Europejska to my. Nie można samemu sobie postawić ultimatum. Można natomiast wyznaczać sobie rozmaite terminy, czyli "dawać sobie czas". Można sobie na przykład powiedzieć, że jak do poniedziałku nie przejdzie mi ból zęba, to z tym bolącym zębem zapiszę się do dentysty. To właśnie zrobiła Komisja. Zapowiedziała, że jeżeli do poniedziałku polski ząb nie przestanie odczuwalnie boleć, to pójdzie z nami do dentysty - pisze Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski.

Komisja Europejska stawia ultimatum rządowi PiS. Jacek Żakowski: Polska idzie do dentysty
Źródło zdjęć: © Eastnews | Andrzej Hulimka/REPORTER
Jacek Żakowski

20.05.2016 | aktual.: 26.07.2016 13:22

Co z tej deklaracji Komisji Europejskiej wynika? Nic poza tym, że problem z polskim zębem zostanie formalnie stwierdzony i dentysta zacznie się zastanawiać, co można z nim zrobić. Możliwości jest kilka.

Po pierwsze unijny dentysta może, jak każdy, uznać, że nic nie trzeba robić, bo ból sam przejdzie. Może powiedzieć, że „rośnie to boli”, albo coś w tym rodzaju. Niby jesteśmy dorośli, ale może to ząb mądrości nam rośnie i boli. Jeśli tak, nic nie trzeba będzie robić. Najwyżej usłyszymy, żebyśmy się nie denerwowali. Zważywszy jednak, że ból trwa wiele miesięcy i raczej się zaostrza, taka wersja jest chyba mało prawdopodobna, mimo niewątpliwych talentów dyplomatycznych ministra Szymańskiego.

Bardziej prawdopodobne jest, że dentysta zacznie od leczenia zachowawczego. Na początek zalecić może pastę przeciwbólową, a jeśli ona nie pomoże, zapisze antybiotyk. Po tygodniach robienia sobie przez rząd i jego zaplecze żartów z Komisji Weneckiej i z misji komisarza Timmermansa, wydaje się to już niemal pewne. Komisja wskaże więc, w jaki sposób Polska naruszyła traktaty i jakie mogą spotkać nas kary. Nic złego jeszcze się nie zdarzy, ale diagnoza zostanie formalnie postawiona i przyszła terapia zostanie już wyraźnie pokazana.

Na czas takiego leczenia przypadnie zapewne referendum brytyjskie, dotyczące opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii. Od jego wyniku będzie istotnie zależało dalsze działanie dentysty. Bez wiercenia już się nie obejdzie, ale od Brytyjczyków w dużym stopniu zależy, jak bardzo czująca ból polskiego zęba Unia będzie zdeterminowana, żeby go ratować i czy będzie gotowa na ewentualne rwanie.

Z grubsza biorąc, jeżeli Brexit nastąpi, w głównych państwach Unii gwałtownie wzrośnie poczcie pilnej potrzeby silniejszej integracji. Brytyjski antyintegracyjny hamulec przestanie mieć znaczenie, więc Niemcy, Holandia, Francja i inne państwa starej Europy radykalnie zacieśnią współpracę. Dla Polski, Węgier, Słowacji itd., czyli dla większości Europy Wschodniej, będzie to politycznie de facto nie do zaakceptowania. Staniemy się więc ciężarem. A ciężaru najlepiej się pozbyć. W takim przypadku dentysta będzie dążył do radykalnych działań. Wiercenie polskiego zęba odbędzie się bez znieczulenia i raczej końskim wiertłem. Nie żeby wyleczyć, lecz żeby prędko pozbyć się problemu.

Komisja - może jeszcze latem - wykluczy nas z rozmaitych gremiów, a krótko potem wstrzyma transfer środków europejskich, co zburzy polskie finanse. To jednak nie Unia, której jesteśmy częścią, ale kluczowe państwa Unii zainteresowane jej wyraźnym wzmocnieniem, będą tak brutalnie wierciły, żebyśmy musieli dokonać wyboru: podporządkowujemy się europejskim zasadom i bierzemy udział w dalszej integracji, czego warunkiem jest pełne respektowanie zasad państwa prawa, czy wybieramy brutalną ekstrakcję, która potrwa nie więcej, niż kilkanaście miesięcy. Bo w obliczu chaosu wywołanego przez Brexit stara Unia będzie chciała i musiała radykalnie przyspieszyć rekonwalescencję, której częścią jest załatwienie sprawy chorego polskiego zęba, oraz innych ćmiących wschodnioeuropejskich zębów.

W takim wariancie rząd PiS niebawem stanie przed czymś w rodzaju ultimatum, postawionego przez naszych partnerów w Unii. Podda się leczeniu i wykona zalecenia lekarza, albo się zbuntuje i ucieknie z fotela np. wstrzymując płacenie polskiej składki w odpowiedzi na wstrzymanie transferu unijnych pieniędzy do Polski. Jeśli Brexit się stanie, a PiS się nie podda końskiej terapii, do końca przyszłego roku zapewne będziemy poza Unią. Fakt, że dziś nie ma procedur, wedle których by się taki rozwód dokonał, nie ma wielkiego znaczenia. Przy dużej determinacji procedury powstaną błyskawicznie.

Po Brexicie Wielka Brytania zapewne przystąpi (jak np. Norwegia czy Szwajcaria) do Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Czyli pozostanie w strefie wolnego handlu, ale bez związków politycznych. Dla Polski będzie to trudniejsze. Bo na umowie z nami pomniejszonej Unii będzie zależało nieporównanie mniej, niż na umowie z Londynem. W dodatku, ponieważ przyczyną naszego wyjścia z Unii będzie niezdolność do spełniania europejskich standardów demokratycznych, w wielu krajach powstanie pokusa wymuszenia, byśmy te warunki spełnili przed zawarciem umowy w sprawie przystąpienia do EOG. Jest więc bardzo prawdopodobne, że spór PiS z Brukselą wróci do punktu, w którym znajduje się obecnie. Końskie wiertło będzie nas dręczyło, ale pożytku już z tego nie będzie. Najbardziej prawdopodobne jest, że na dłuższy czas zostaniemy z rozwierconą i bolesną dziurą. Bo po Polxicie rządowi PiS trudno będzie na nowo ułożyć się z Zachodem. Nie warto tu spekulować, co może zdarzyć się później.

Jeśli natomiast do Brexitu nie dojdzie, sprawy będą toczyły się w podobnym kierunku, ale dużo wolniej. Słowa Billa Clintona - nieważne ile jest w nich racji - opisują stan świadomości zachodniej w sprawie Polski. Ta świadomość jest taka, że mimo zachodniego wsparcia, demokracja poniosła w Polsce (i ogólnie w Europie Wschodniej) porażkę.

Zachód nie ma już takiego, jak 20 lat temu wigoru w krzewieniu demokracji, ale nie rezygnuje. Nie działając pod presją czasu będzie spokojnie wywierał rozmaite presje w celu przywróceniu w Polsce praworządności. Brytyjczycy będą hamowali unijne sankcje wobec nas, ale im się nie przeciwstawią, bo znajdą się pod większą niż dziś presją. Jeśli wybory w USA wygra Hillary Clinton, będzie to presja rządu USA. Jeśli wygra Trump, będzie to presja starej Unii, oraz ich własnego przerażenia erozją demokracji. Po polskim zaskoczeniu, szoku na Filipinach i dramacie w Austrii, szok w USA przyniesie bowiem bezprecedensową mobilizację liberalnych demokratów i wielkie demokratyczne porządki. Dla Polski oznacza to zapewne długotrwałe, wieloetapowe leczenie kanałowe, w trakcie którego kolejne sankcje i restrykcje będą precyzyjnie ważone, tak by polski ząb uratować, ale by jednocześnie za wszelką cenę nie dopuścić do zakażania innych.

Terapia będzie może rozłożona na kilka lat, wiercenie będzie łagodne, mogą być użyte środki znieczulające, ale jeśli takie leczenie nie doprowadzi do ucywilizowania polskiej polityki, i tak skończy się rwaniem. Nie z jakichś doktrynalnych względów, ale dlatego, że o ile wiele osób wierzy, iż możliwa jest wspólna Europa liberalnych demokracji, o tyle nikt nie wierzy, że może się udać zintegrowana Europa rządów autorytarnych, populistycznie rządzonych państw i ksenofobicznych społeczeństw. Taka Europa zawsze była Europą wojen, a nie integracji.

Jarosław Kaczyński wygryzający polski ząb od środka ma czas do poniedziałku, by uniknąć wizyty u dentysty. Potem będzie miał pewnie kilka tygodni, by uniknąć wiercenia. A kiedy już wiercenie się zacznie, będzie jeszcze miał przynajmniej kilka miesięcy, by uniknąć rozpoczęcia ekstrakcji usuwającej Polskę z unijnej szczęki. Także w tym sensie min. Szymański ma rację, gdy mówi, że Polska ma czas. Czas niewątpliwie jest, ale nie ma już wątpliwości, że dentysta czeka. Choć plan terapii dopiero będzie ustalony.

Jacek Żakowski dla Wirtualnej Polski

Zobacz także
Komentarze (1887)