ŚwiatKomentatorzy sceptyczni ws. rezolucji ONZ o pokoju w Libanie

Komentatorzy sceptyczni ws. rezolucji ONZ o pokoju w Libanie

Uchwalona w piątek rezolucja Rady
Bezpieczeństwa ONZ o zakończeniu walk między Izraelem a
Hezbollahem w Libanie przyjmowana jest sceptycznie w USA.
Komentatorzy wyrażają wątpliwości czy przyniesie ona trwały pokój
między stronami konfliktu.

12.08.2006 | aktual.: 13.08.2006 08:21

"Rezolucja będzie musiała być wprowadzona w życie możliwie jak najszybciej i musi ona prowadzić do trwałego rozwiązania politycznego, które umożliwi uniknięcie przyszłych konfliktów. Wymagać to będzie czegoś więcej niż tylko natychmiastowego wstrzymania walk przez obie strony i szybkiego wycofania wojsk izraelskich z Libanu" - pisze "New York Times" w komentarzu redakcyjnym.

"Wymagać też będzie wysłania (do Libanu) międzynarodowych wojsk o wystarczającym mandacie i sile ognia, aby zagwarantować, że prowokacje Hezbollahu, które rozpoczęły ten destrukcyjny konflikt, nie mogą się powtórzyć" - czytamy w nowojorskim dzienniku.

Z analizy rezolucji wynika jednak - co przyznaje sam "New York Times", który nalegał na przerwanie ognia i mediację ONZ, krytykując twardy kurs administracji prezydenta Busha - że wcale nie gwarantuje ona, iż agresja ze strony islamistów z Hezbollahu się nie powtórzy.

"Rezolucja stanowi kompromis między USA a Francją, oraz stojącymi za nimi Izraelem i Libanem. Waszyngton chciał wycofania wojsk izraelskich powiązanego z rozwiązaniem politycznym oraz nowymi silnymi wojskami międzynarodowymi. Francja chciała, by wycofanie się Izraela nastąpiło jako pierwsze" - przypomina gazeta.

Administracja Busha wycofała się ze swego pierwotnego, podyktowanego życzeniami Izraela, postulatu, by do Libanu wysłać siły międzynarodowe wyposażone we wszelkie środki wymuszenia rozejmu i pokoju oraz zdolne do skutecznej kontroli południowego Libanu, najlepiej z mandatu NATO.

W pierwszej wersji rezolucji Rady Bezpieczeństwa proponowano siły ONZ, ale mające mandat na podstawie artykułu VII Karty NZ, który pozwala na wymuszenie postanowień rezolucji środkami militarnymi. Pod naciskiem Francji w ostatecznym tekście rezolucji mowa jest tylko o znacznym powiększeniu - do 15.000 żołnierzy - stacjonujących już w Libanie sił obserwacyjnych UNIFIL. Siły te wykazały swoją nieskuteczność w zapobieganiu przemocy.

Rezolucja też - jak zauważa "Washington Post" - "wyznacza niejasną rolę ONZ-owskim siłom pokojowym w odpowiedzi na kluczową troskę Izraela: jak przerwać dostawy broni dla Hezbollahu z Syrii i Iranu". W tekście rezolucji mówi się tylko, że wojska ONZ "będą popierać" libańskie wysiłki na rzecz powstrzymania przemytu broni do południowego Libanu.

Z drugiej strony, dyplomacji amerykańskiej udało się włączyć do rezolucji stwierdzenie, że planowane siły ONZ będą mogły "podjąć wszelkie niezbędne działania" na obszarze, gdzie będą rozmieszczone, by zapewnić, że tereny te "nie będą użyte do agresywnej działalności jakiegokolwiek rodzaju". Wojska ONZ upoważniono też do użycia siły w celu obrony ludności cywilnej i zapewnienia dopływu pomocy humanitarnej.

Jak podkreślają też przedstawiciele administracji USA, rezolucja nie wzywa Izraela do natychmiastowego wycofania wojsk. Zobowiązuje siły izraelskie do zaniechania tylko działań ofensywnych, natomiast nie zabrania akcji obronnych w wypadku ponownego zaatakowania przez Hezbollah.

Amerykańska prawica ostro atakuje jednak rezolucję, twierdząc, że wskutek swego kompromisowego charakteru i dwuznacznego języka pozostanie ona na papierze i nie doprowadzi do stworzenia skutecznej strefy buforowej między Izraelem a Hezbollahem.

Zdaniem byłego republikańskiego przewodniczącego Izby Reprezentantów Newta Gingricha, administracja Busha powinna nieustępliwie trzymać się swego początkowego kursu: blokować dążenia do szybkiego zawieszenia broni w Libanie, aby dać Izraelowi czas na skuteczną rozprawę z Hezbollahem.

W wywiadzie dla telewizji Fox News w sobotę Gingrich ostrzegł, że pozostawienie głównych sił tej terrorystycznej organizacji w stanie nienaruszonym oznacza także dalsze wzmocnienie Iranu, który wspiera Hezbollah i posługuje się nim dla swoich dalekosiężnych celów: osłabiania Izraela i Ameryki.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)