Kolejowy rozbiór Polski
"Do absurdów prowadzi system finansowania przewozów regionalnych. Lokalne pociągi będą jeździć tylko do granic województw i tam zawracać" - pisze "Gazeta Wyborcza".
24.07.2004 | aktual.: 24.07.2004 07:47
"Rok 2004: Jan Kowalski z Częstochowy (śląskie) wybiera się do siostry, która mieszka w oddalonym o niespełna 60 km Chorzewie Siemkowicach (łódzkie). Ma do wyboru kilka pociągów w ciągu dnia, jest na miejscu po niecałej godzinie. Rok 2005: Kowalski znowu jedzie do siostry. Może kupić bilet tylko na połowę dystansu, do granicy swojego województwa. Jego pociąg zawraca w małym Cykarzewie. Żeby jechać dalej, musi kupić drugi bilet - u przewoźnika, który podpisał kontrakt z woj. łódzkim. Rozkłady jazdy są niekompatybilne, więc na połączenie trzeba czekać" - przewiduje dziennik.
"To jest wersja optymistyczna. Ale jest też pesymistyczna - taka, która została zapisana w projekcie nowego rozkładu jazdy. W 2005 r. Kowalski nie dostanie się do siostry pociągiem, dojedzie tylko do granicy swojego województwa. Dalej zostanie mu połączenie PKS - o ile kursuje na tej trasie - albo rower. Samorząd woj. łódzkiego bowiem nie chce współfinansować linii z samorządem śląskim" - informuje "Gazeta Wyborcza". "Nie wystarczy nam pieniędzy. A z tej trasy korzysta więcej mieszkańców woj. śląskiego, niż naszych" - mówi Elżbieta Zielińska, naczelnik działu marketingu Łódzkiego Zakładu Przewozów Regionalnych.
"Sprawa dotyczy nie tylko Łódzkiego. Wynika z tego, że teraz to samorządy lokalne finansują regionalne przewozy kolejowe ze swoich budżetów - każdy na swoim terenie. Z oszczędności samorządy rezygnują z niektórych pociągów, albo całych linii. Kłopot w tym, że sieć kolejowa jest starsza niż podział administracyjny kraju i niektóre lokalne linie zaczynają się w jednym województwie, a kończą w drugim. Najgorzej jest więc wtedy, kiedy jeden z gospodarzy decyduje się swoją część trasy utrzymywać, a drugi ze swojej rezygnuje" - podaje "Gazeta Wyborcza".