Kolejny doradca wbija Trumpowi nóż w plecy. John Bolton burzy linię obrony Trumpa ws. impeachmentu
Nowa książka byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego przeczy twierdzeniom prezydenta Trumpa i komplikuje plany jego ekspresowego uniewinnienia przez Senat. Ale nawet najbardziej oczywiste dowody mogą nie wystarczyć, by pogrążyć prezydenta.
Kiedy we wrześniu ubiegłego roku John Bolton odchodził z Białego Domu, został potraktowany przez prezydenta Donalda Trumpa tradycyjną metodą: serią obcesowych tweetów. Teraz były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego wykorzysta okazję do zemsty. Zrobi to w wypróbowany przez innych zwolnionych przez prezydenta sposób: publikując bestsellerową książkę.
Choć publikacja ma się ukazać dopiero w marcu, to treść gotowego już rękopisu poznali dziennikarze "New York Timesa". Dzięki temu wiemy, że Bolton potwierdza w niej wszystkie kluczowe zarzuty przeciwko Trumpowi w procesie impeachmentu: że prezydent bezprawnie nakazał wstrzymanie uchwalonej przez Kongres pomocy wojskowej dla Ukrainy, aby wymusić na niej wszczęcie śledztwa wobec swoich politycznych konkurentów.
Kij w szprychy
Oczywiście, to samo - pod przysięgą - zeznawali już inni byli i obecni członkowie administracji prezydenta. Ale nikt z nich nie dorównywał rangą Boltonowi - i zapewne nikt tyle nie wiedział. W dodatku nowe rewelacje wychodzą na jaw w kluczowym momencie: tuż po rozpoczęciu procesu w Senacie. Procesu, który wedle planu partii Trumpa - która w izbie ma większość - miał zostać zakończony ekspresowym uniewinnieniem, nawet bez potrzeby wzywania świadków.
- Moment tego przecieku jest dewastujący, bo to wszystko było na ekspresowej ścieżce do zamknięcia bez świadków - stwierdził na antenie FOX News sprzyjający Trumpowi dziennikarz Brian Kilmeade. Sam prezydent odniósł się do sprawy na Twitterze dementując domniemane słowa Boltona.
"Jeśli John Bolton to powiedział, zrobił to tylko po to, by sprzedać swoją książkę" - napisał Trump. Ale zaraz dodał, że nie widzi potrzeby wzywania byłego doradcy na świadka w procesie.
Nie znaczy to, że Bolton zeznawał nie będzie. Aby wezwać go przed Senat potrzebne byłyby głosy przynajmniej czterech republikańskich senatorów. To trudne, ale nie niewykonalne, bo tajemnicą poliszynela jest, że wielu z nich prezydenta prywatnie nie znosi. Kluczowe głosowanie w tej sprawie odbędzie się już w tym tygodniu.
"Przed doniesieniami, liderzy GOP (Grand Old Party, czyli Partii Republikańskiej) byli pewni, że wygrają to głosowanie. Teraz jest to znacznie mniej oczywiste - donosi CNN, powołując się na trzy źródła w partii Trumpa.
Przeczytaj również: Impeachment Donalda Trumpa. Historia dzieje się na naszych oczach
Kto się odważy podnieść rękę na Trumpa?
Jakie może to mieć praktyczne znaczenie? W teorii, zaprezentowanie nowych dowodów i zeznań świadków może wywrócić dynamikę procesu i skłonić więcej republikańskich senatorów do zagłosowania przeciwko prezydentowi. W praktyce jest to niemożliwe. Dowody na potwierdzenie zarzutów przeciwko Trumpowi już teraz są przytłaczające, a mimo to członkowie GOP - z wyjątkiem senatora Mitta Romneya - stają murem po stronie głowy państwa.
- Relacjonowałam zarówno impeachment Billa Clintona w 1998 roku, jak i ten proces. W porównaniu do tamtego, sprawa jest dużo bardziej jednoznaczna. Nikt nie ma wątpliwości, że Trump próbował szantażować Ukrainę i że utrudniał dochodzenie Kongresu w tej sprawie. Ale klimat polityczny jest tak gorący, a polaryzacja społeczeństwa tak wielka, że to nie ma żadnego znaczenia - mówi WP amerykańska dziennikarka telewizyjna kojarzona z prawicą. - Każdy Republikanin, który zagłosuje przeciwko Trumpowi, pogrzebie swoje szanse we własnym elektoracie. Myślę, że nic tu już nas nie zaskoczy - podsumowuje.
Przeczytaj również: Impeachment Donalda Trumpa. Kolejne zeznania obciążają prezydenta USA
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl