Kolejna śmiertelna ofiara dopalaczy - zmarł 32‑latek
Zmarł 32-letni mężczyzna z Kępna (woj. wielkopolskie), który prawdopodobnie zażył dopalacze - poinformował rzecznik Komendanta Głównego Policji Mariusz Sokołowski.
03.10.2010 | aktual.: 04.10.2010 09:48
Policja podała, że mężczyzna poczuł się źle i poinformował ojca, że wcześniej zażywał dopalacze. Opakowania po nich znaleziono w ubraniu. 32-latek zamarł w szpitalu w niedzielę nad ranem. Bezpośrednią przyczynę zgonu wyjaśni sekcja zwłok.
Zatrucia na Podkarpaciu
20-letnia dziewczyna i 19-letni chłopak trafili do podkarpackich szpitali po zażyciu dopalaczy. Ich życiu nie grozi niebezpieczeństwo - poinformował rzecznik podkarpackiej policji podkom. Paweł Międlar.
Pierwsze zdarzenie miało miejsce w Tarnobrzegu. - Do miejscowego szpitala, z objawami zatrucia zgłosił się 19-letni uczeń. Młody mężczyzna powiedział policjantom, że w piątek kupił w sklepie z dopalaczami w Tarnobrzegu produkt, którego nazwy nie pamięta. Wypalił go w szklanej lufce, po czym źle się poczuł. Miał drgawki, wymiotował - powiedział Międlar.
Policjanci ustalają, co zażył, pomoże w tym analiza moczu. Według lekarzy, chłopak jeszcze w niedzielę wyjdzie ze szpitala do domu.
Kolejny sygnał o zatruciu tzw. dopalaczem odebrała policja w Sanoku. Po wypaleniu zielono-brunatnych włókien przytomność straciła 20-letnia dziewczyna.
Jak zaznaczył Międlar, w sobotę po południu odwiedziła ona koleżankę w jednej z podsanockich miejscowości. - Dziewczyny na balkonie paliły specyfik o nazwie Hammer, w pewnej chwili jedna z nich poczuła się źle, traciła świadomość. Koleżanka wezwała pogotowie, 20-latka trafiła do szpitala - dodał rzecznik.
Policjanci ustalili, że "dopalacz" kupiła koleżanka 20-latki, nabyła specyfik kilka dni wcześniej w Warszawie. Według lekarzy, życie młodej kobiety nie jest zagrożone. Badania laboratoryjne wykażą czy w specyfiku, który wypaliły dziewczyny, nie było substancji zakazanych.
Trzy osoby w szpitalu w woj. lubelskim
Dwaj chłopcy, 14- i 15-latek, z Kraśnika oraz 26-letni mężczyzna z Łukowa (Lubelskie) trafili do szpitali po zatruciu tzw. dopalaczami. Stan nastolatków był poważny, ale ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Chłopcy stracili przytomność po zażyciu specyfiku zakupionego w sklepie z tzw. dopalaczami. Pogotowie zabrało ich w czwartek z ulicy w Kraśniku - poinformowała w niedzielę Renata Laszczka-Rusek z zespołu prasowego KWP w Lublinie.
14-latek trafił do kraśnickiego szpitala, a 15-latka odwieziono do szpitala w Lublinie. Dyżurny lekarz z Kraśnika powiadomił policję. "Jeden z chłopców przyznał w rozmowie z policjantami, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie skutki może wywołać użycie dopalaczy" - dodała Laszczka-Rusek.
Policjanci przeszukali sklep, w którym chłopcy kupili "dopalacz". Okazało się, że sprzedano w nim ponad 100 opakowań tego specyfiku.
Z kolei w Łukowie do tamtejszego szpitala rodzice przywieźli 26-latka z objawami zatrucia po zażyciu "dopalacza". Mężczyzna pił też alkohol. Młodzi ludzie pozostają pod obserwacją lekarzy. Policja wszczęła postępowania w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo ich zdrowia i życia. Grozi za to kara do trzech lat więzienia.
W sobotę inspektorzy sanitarni w asyście policji w ramach ogólnokrajowej akcji weszli do 20 sklepów z dopalaczami na Lubelszczyźnie. Wszystkie zostały zamknięte i zaplombowane, a specyfiki tam oferowane zabezpieczono. Ich próbki będą przekazane do badań laboratoryjnych.
- Jedynie w dwóch sklepach kontrola nie została przeprowadzona, ponieważ policjanci nie zastali w nich nikogo. Pozostają one zamknięte, będą skontrolowane w najbliższym czasie - podała Laszczka-Rusek.
Gigantyczna akcja przeciwko dopalaczom
W wyniku trwającej od soboty akcji na terenie całego skontrolowano ponad 1100 miejsc, w których sprzedawano lub produkowano dopalacze. Inspektorzy sanitarni w asyście policjantów zamknęli prawie 900 punktów sprzedających te specyfiki.
- Główne uderzenie rozpoczęło się wczoraj, ale działania nadal są prowadzone i będą kontynuowane w najbliższych dniach. Nie do wszystkich właścicieli udało się dotrzeć. Robimy to sukcesywnie. Niektóre sklepy były nieczynne - powiedział Sokołowski.
Dodał, że w 18 przypadkach, na terenie ośmiu województw, narkotestery wykazały, że w dopalaczach mogą znajdować się substancje narkotyczne. Obecnie prowadzone są badania w tym kierunku.
- Doszło także do kliku incydentów, próbowano ze sklepów zrywać plomby. Zdarzało się, że w przypadku punktów, które mają dwóch właścicieli, drugi z nich otwierał sklep, tłumacząc, że nic nie wie o nakazie zamknięcia. Jego złamanie grozi karą pozbawienia wolności do dwóch lat - rzecznik Komendy Głównej Policji.
Rzecznik rządu Paweł Graś zapowiedział w niedzielę, że wszystkie sklepy z tzw. dopalaczami zostaną zamknięte.
W sobotniej akcji uczestniczyło kilkuset inspektorów sanitarnych, wspieranych przez ok. 3 tys. policjantów. Kontrola była przeprowadzana na polecenie minister zdrowia Ewy Kopacz, w związku z licznymi przypadkami zatruć dopalaczami.
Kontrola sanepidu pozwalała - jak powiedział rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego Jan Bondar - na wycofanie artykułów zagrażających zdrowiu publicznemu oraz zamknięcie sklepów, które je oferują. Zdecydowano o wycofaniu produktu o nazwie "Tajfun" i wszystkich podobnych do niego środków.
"Dopalacze" to substancje psychoaktywne, które mogą działać podobnie do narkotyków; można je legalnie kupować w Polsce. Są sprzedawane m.in. jako przedmioty kolekcjonerskie lub nawozy do roślin. Nie ma dokładnej statystki zatruć dopalaczami, w szpitalach kwalifikowane są one jako tzw. inne zatrucia.