ŚwiatKolejna odsłona walki o demokrację w Hongkongu - Rewolucja Parasoli ciąg dalszy

Kolejna odsłona walki o demokrację w Hongkongu - Rewolucja Parasoli ciąg dalszy

Na tegorocznym wiecu w parku Wiktorii w Hongkongu zorganizowanym dla upamiętnienia 26. rocznicy masakry na Placu Tiananmen nie mogło zabraknąć żółtych parasoli. W czuwaniu 4 czerwca wzięło udział wielu uczestników zeszłorocznego protestu, Rewolucji Parasoli, a jego symbol miał podkreślić, że dziś to Hongkończycy walczą o swoją wolności. Minęło pół roku od tamtego masowego zrywu i sytuacja w dawnej kolonii brytyjskiej jest znów napięta. Zbliża się głosowanie nad popieranym przez Pekin planem reform ustrojowych - pisze dla Wirtualnej Polski Hanna Shen, korespondentka z Azji.

Kolejna odsłona walki o demokrację w Hongkongu - Rewolucja Parasoli ciąg dalszy
Źródło zdjęć: © AFP | Alex Ogle
Hanna Shen

12.06.2015 | aktual.: 12.06.2015 15:19

Hongkong co roku upamiętnia tragedię, która wydarzyła się w nocy z 3 na 4 czerwca 1989 r. na Placu Tiananamen w Pekinie. Tym razem w akcji wzięła udział rekordowa liczba osób, ponad 135 tys. Hongkończyków. W ostatnich pięciu latach w podobnych uroczystościach brało udział ok. 100 tys. obywateli. W tym roku nie tylko wspominano ofiary masakry sprzed 26 lat, ale mówiono też o zakończonej w grudniu zeszłego roku Rewolucji Parasoli. Jeden z organizatorów czuwania Lee Cheuk-yan przyznał, że połączenie tych dwóch wydarzeń było celowe. Miało uzmysłowić uczestnikom, że bitwa o demokrację w Hongkongu i bitwa o nią w Chinach Ludowych to "części tej samej walki". Lee nawet nazwał rozpoczętą we wrześniu ubiegłego roku Rewolucję Parasoli "małym 4 czerwca" dla Hongkongu.

Niezadowolenie z rządów komunistów

Atmosfera w Hongkong, który od 1997 r. jest specjalnym regionem administracyjnym Chińskiej Republiki Ludowej, jest niespokojna nie od dziś. W ostatnich latach jego mieszkańcy często pokazywali na ulicach swoje niezadowolenie z rządów komunistów. Te przyniosły korupcję na najwyższych szczeblach władzy, powiększające się koszty utrzymania, rosnącą (a niechcianą) emigrację do Hongkongu z Chin i ograniczenia swobód obywatelskich. Mieszkańcy Hongkongu domagają się powszechnych i wolnych wyborów szefa administracji regionu. Do tej pory był on wskazywany przez Komitet Elekcyjny, około 1200 osób związanych z takimi sferami jak biznes, przemysł, związki zawodowe, organizacje pozarządowe czy przedstawicieli organizacji religijnych. W rzeczywistości najsilniejsi w tej grupie byli magnaci biznesowi. Wskazany lider miał chronić ich interesy, ale przede wszystkim musiał być zaakceptowany przez Pekin. Władze Chin sugerowały, że powszechne i wolne wybory przywódcy Hongkongu mogłyby nastąpić w 2017 roku. Gdy więc we wrześniu
ub. r. Pekin ogłosił, że wybory będą, ale tylko spośród kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze ChRL, młodzi Hongkończycy rozpoczęli Rewolucję Parasoli - trwający ponad 80 dni zryw obywatelskiego nieposłuszeństwa

Większość komentatorów i uczestników tamtych wydarzeń podkreśla, że mimo usunięcia przez policję protestujących w grudniu ub. r., trudno mówić o zwycięstwie strony rządowej. Protest obudził świadomość polityczną wśród młodego pokolenia Hongkończyków i to jemu, i jego żądaniom demokratyzacji regionu, musi stawiać czoła Pekin. - Obywatele Hongkongu nauczyli się, jak należy się mobilizować, aby wywierać nacisk na rządzących - twierdzi bloger Edward Kursk, członek Stowarzyszenia Niezależnych Komentatorów w Hongkongu.

Hongkończycy, którzy wzięli udział w czuwaniu 4 czerwca tego roku w parku Wiktorii podkreślali w wypowiedziach dla "Epoch Times", chińskiej gazety wydawanej m.in. w USA i na Tajwanie, że Rewolucja Parasoli była przełomowym momentem dla byłej brytyjskiej kolonii. Wang Dan, lider studenckiego protestu w 1989 r. w Pekinie uważa, że hongkoński zryw pokazał, jak silne jest społeczeństwo obywatelskie w tym regionie będącym pod kontrolą Chin Ludowych. Według jednego z przywódców ubiegłorocznego masowego protestu Alexa Chow zakończenie okupacji ulic Hongkongu nie oznacza zakończenia innych działań protestacyjnych.

Udział w wiecu zorganizowanym w rocznicę masakry na Placu Tiananmen to jedno z takich działań. Ale przed Hongkongiem nowe wyzwanie.

Zbliżające się głosowanie

17 czerwca w Radzie Legislacyjnej Hongkongu odbędzie się dyskusja, a następnie głosowanie nad pakietem reform ustrojowych przygotowanych pod auspicjami komunistycznych władz w Pekinie. Główny punkt tych reform - sposób wybierania szefa administracji - doprowadził już do wybuchu Rewolucji Parasoli. Pekin nie chce tu iść na ustępstwa. Zgadza się tylko na wybór spośród 2 lub 3 kandydatów zaakceptowanych przez komunistyczne władze Chin.

Demokratyczna opozycji nazywa takie wybory "kpiną z obietnicy przyznania Hongkongowi pełnej demokracji" i zapowiada, że będzie głosować przeciwko projektowi. Szanse na wprowadzenie nowego prawa na warunkach Pekinu są niewielkie. Aby weszło ono w życie musiałyby za nim zagłosować dwie trzecie z 70 parlamentarzystów. By tak się stało, władze Chin i rząd Hongkongu powinny przekonać do poparcia projektu co najmniej czterech z prodemokratycznych deputowanych. Emily Lau Wai-hing, kierująca Demokratyczną Partią Hongkongu, uważa, że prodemokratyczni politycy nie dadzą się złamać, ale wielu z młodych uczestników zeszłorocznej rewolucji wyraża obawy. Twierdzą, że władze z pewnością będą wywierać presję na parlamentarzystów.

Obecny szef administracji Cy Leung ostrzega, że jeśli projekt tym razem nie zostanie przegłosowany, "to może upłynąć dużo czasu zanim powróci na agendę". Na spotkaniu z deputowanymi z Hongkongu, które odbyło się 31 maja w Shenzhen (miasto w Chinach bezpośrednio graniczące z Hongkongiem), jeden z chińskich urzędników uprzedził prodemokratycznych parlamentarzystów, że "jeśli zawetują reformy, to spotka ich kara".

Dużo miejsca zbliżającemu się głosowaniu poświęcają media w Chinach Ludowych. Komentarz, jaki ukazał się 3 czerwca na stronie agencji prasowej Xinhua, stwierdza, że akceptacja zaproponowanego przez Pekin sposobu wyboru nowego szefa administracji Hongkongu to nie tylko “demokratyczny postęp" w stosunku do obecnej metody wyłaniania lidera, ale to także "zakończenie politycznej przepychanki w Hongkongu". Nadzieje na wprowadzenie w pełni powszechnych i wolnych wyborów w Hongkongu agencja określa jako "niemające szansy się spełnić".

Do głosowania jeszcze kilka dni. Są nikłe szanse, by prodemokratyczni deputowani zaakceptowali plan Pekinu, licząc na to, że po wyborach w 2017 r. będzie można podjąć z władzami ChRL negocjacje na temat wprowadzenia w pełni wolnych wyborów w roku 2022 (takie rozwiązanie sugerowała min. Carrie Lam, sekretarz rządu i druga w randze osobistość w Hongkongu). Nic nie wskazuje również na to, by Pekin był gotowy na ustępstwa przed 17 czerwca. Policja zaś obawia się nowych demonstracji tuż przed lub w trakcie głosowania i już zapowiedziała przygotowanie większej ilości oddziałów, a nawet powołanie do służby w tych dniach emerytowanych funkcjonariuszy. Łącznie w pogotowiu będzie 8 tys. policjantów, czyli o 2 tys. więcej niż w okresie Rewolucji Parasoli. Jednostki już rozpoczęły ćwiczenia, jak rozpędzać demonstrujących z użyciem gazów pieprzowych i paraliżujących.

Studenci w przyszłym tygodniu chcą rozpocząć wieczorne czuwania pod budynkiem Rady Legislacyjnej. Jak twierdzą, będzie to forma wywarcia presji na parlamentarzystów, by zawetowali projekt reform, jaki dla Hongkongu przygotował Pekin.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (29)