Kolega ze studiów zażądał pieniędzy za milczenie - tak zaczęły się kłopoty posła
Człowiek zagadka – mówią zgodnie byli posłowie Ruchu Palikota o Romanie K. Były ksiądz i poseł został oskarżony o zlecenie zabójstwa swojej żony. Jego problemy zaczęły się przez kolegę z seminarium, który pojawił się w Sejmie z nagraniem i zażądał pieniędzy za milczenie.
Historia Romana K. to gotowy scenariusz na film. Był księdzem, potem redaktorem naczelnym antyklerykalnego pisma „Fakty i Mity”, na którym dorobił się fortuny i wszedł do polityki u boku Janusza Palikota. Jednym z najbogatszych posłów w 2012 roku zaczęła się interesować prokuratura. Śledztwo dotyczyło. zlecenia przez K. zabójstwa jego byłej żony, do czego jednak nie doszło. Niemal dwa lata temu został aresztowany. W tym tygodniu prokuratura przekazała akt oskarżenia do sądu.
"Powiedział, że Romek zlecił mu zabójstwo żony i zażądał kasy"
Warszawa, 2012 rok. Andrzej Rozenek, rzecznik Ruchu Palikota spotyka się z Erletem Gmerekiem, który w latach 90. Studiował z R. w seminarium. Gmerek inaczej niż K. nie został księdzem, za oszustwa trafił do więzienia, gdzie zaczął współpracę z gangiem pruszkowskim. Współpracownik Janusza Palikota rozmowę nagrał.
Rozenek: - Bombardował sekretariat telefonami i mailami, aż w końcu chyba Palikot kazał mi się z nim skontaktować. Spotkałem się z tym człowiekiem. To była dziwna rozmowa. Powiedział, że ma wstrząsające nagrania na temat Romana, że ma nagranie, na którym zlecił mu zabójstwo żony i może to ujawnić, albo nie. I zażądał pieniędzy. Od razu poszedłem z tym na policję i złożyłem zawiadomienie.
Jak zareagował K.? – pytamy byłego posła.
- Powiedział "piłem wódę z tym człowiekiem, gadałem głupoty, a on mnie nagrał". I tyle. Gdyby traktować poważnie wszystko, co ludzie wygadują po wódce, to pół Polski trzeba by zamknąć – mówi Rozenek, który jest teraz wicenaczelnym tygodnika "Nie”.
Rozenek przyznaje, że jako dziennikarz zajmował się tematem wejścia do redakcji "Faktów i Mitów” funkcjonariuszy Centralnego Biura śledczego, którzy w 2016 roku aresztowali byłego posła i przeszukali redakcję. Od tamtego czasu K. jest w areszcie. - W trakcie przeszukania redakcji złamano tajemnicę dziennikarską. Trzymanie K. za kratami więcej niż trzy miesiące było bezpodstawne. To typowy areszt wydobywczy – ocenia.
"Nikt, kto planuje zlecenie morderstwa, tak nie postępuje"
Jak relacjonuje były poseł od innych dziennikarzy usłyszał wówczas, że mieszkająca w Kanadzie żona byłego księdza - w czasie, gdy miał zlecać jej zabójstwo - nieraz bywała u niego w domu. – Nikt, kto planuje zlecenie morderstwa, tak nie postępuje – ocenia.
Sprawę byłego kolegi K. z seminarium, który oskarżył go o zlecenie zabójstwa, ujawnił „Superwizjer” TVN. Erlet Gmerek przyznaje w materiale TVN bez ogródek, że w rozmowie z posłem zgodził się na zabicie jego żony, ale postanowił go oszukać nie wykonując zlecenia. Według przestępcy za zleceniem stał motyw finansowy – żona mogła sobie rościć prawo do połowy z wartego ponad 20 mln zł majątku.W tym czasie - jak ujawnili dziennikarze – w prokuraturze toczyły się dwa postępowania – dotyczące zlecenia zabójstwa przez K. oraz szantażowania go przez byłego znajomego.
Sam poseł mówi w reportażu, że liczy na wyjaśnienie sprawy szantażu i nie ma sobie nic do zarzucania. Przekonywał też, że nie wiedział o tym, że Erlet Gmerek ma kontakty z "Pruszkowem”. Polityka chronił wtedy immunitet, który wygasł wraz z końcem kadencji Sejmu.
W obronie byłego posła aresztowanego w lutym 2016 roku stanął Janusz Palikot, który wciągnął go do polityki. Palikot napisał na blogu: „Roman Kotliński zachował się skandalicznie wobec mnie i klubu Ruchu Palikota. Nielojalnie i niehonorowo. Jednak muszę go dziś bronić, nawet jeśli to bardzo niewdzięczne i moralnie dyskusyjne. Aresztowanie dziennikarza i redaktora naczelnego gazety bez wyjaśnienia tego opinii publicznej nie mieści się w standardzie państwa demokratycznego, państwa prawa”.
Prokuratura kieruje akt oskarżenia do sądu. Byłego posłowi grozi dożywocie
W poniedziałek "Polska the Times” informuje, że prokuratura przekazała akt oskarżenia do sądu. "Nie tylko miał zlecić zamordowanie byłej żony Ewy, ale też dopuścić się oszustw finansowych oraz wyłudzić odszkodowania za rzekomo skradzione samochody. Tak twierdzi prokuratura. Akt oskarżenia trafił do sądu. Romanowi K. grozi dożywocie” – pisze dziennik.
Janusz Palikot, dzięki któremu Kotliński trafił do Sejmu, odmawia komentarza. "Nie wypowiadam się publicznie w żadnej sprawie” – odpowiada na naszego smsa z prośbą o rozmowę.
"Ważył każde słowo. Nigdy go nie widziałem zdenerwowanego"
Byli koledzy Kotlińskiego z ław poselskich są niewiele bardziej rozmowni. - Szok. Nie wydaje mi się, by Roman był do tego zdolny – tak zarzuty komentuje w rozmowie z nami Artur Dębski. Były poseł, który był szefem klubu poselskiego Ruchu Palikota, przyznaje, że dobrze znał swoich posłów, ale o K. nie może wiele powiedzieć. - Sprawiał wrażenie dobrego człowieka. Bardzo inteligentny, duża wiedza historyczna. Ważył każde słowo. Nigdy go nie widziałem zdenerwowanego. Nie słyszałem też, by podniósł głos. Trzymał się na uboczu. Nie wiem nawet czy wolał wino, czy piwo i czy mieszkał w hotelu poselskim – mówi Dębski.
Wtóruje mu Rozenek, który przyznaje, że tylko dwa razy słyszał, jak K. podniósł głos. – Raz zdenerwował go artykuł, w którym był ostro atakowany – przypomina sobie były poseł. - Solidny i skryty człowiek – dodaje. Zauważa też, że największe zamieszanie w Sejmie K. wywołał, przychodząc na Wiejską w koloratce i nawiązując do swojej przeszłości w sutannie. Jego książka "Byłem księdzem" pisana pod pseudonimem Roman Jonasz była hitem w latach 90.
Koloratka w Sejmie i św. Jan z Dukli
"Rzeczpospolita” w 2012 roku donosi, że K. znany z antyklerykalnych poglądów poseł w teorii mógł odprawiać mszę świętą, czy udzielać sakramentów, które w rozumieniu prawa kanonicznego byłyby ważne. Według dziennika poseł był prezbiterem, czyli osobą, która przyjęła święcenia kapłańskie, a kodeks kanoniczny stanowi, że „święcenia raz ważnie przyjęte nigdy nie tracą ważności".
Nasi rozmówcy przyznają, że ich kolega z ław poselskich nie za wiele opowiadał o okresie, gdy był księdzem, choć w Sejmie zajmował się głównie tematami Kościoła i świeckości państwa. - Miał wystąpienia odnośnie spraw Kościoła czy komisji, w której pracował. M.in. na temat uchwały dotyczącej roku im. św Jana z Dukli - wylicza w rozmowie z Wirtualną Polską były poseł Ruchu Palikota Dariusz Dziadzio.
Sejm. Grudzień 2013 roku. W wystąpieniu na sejmowej mównicy K. pyta w jaki sposób św. Jan z Dukli mógł uratować Lwów przed najazdem kozackim. "Lewitował nad Lwowem, fruwał, czy latał? W jaki sposób lewitował - czy samoczynnie czy na maszynie latającej I jak ten lot ocenia komisja Antoniego Macierewicza? - drwi były duchowny.
Dziadzio - Raz spędziłem z nim wieczór na towarzyskiej rozmowie w domu poselskim. Był wesoły. Opowiedział, jak został księdzem i parę szczegółów z życia kościoła, ale dziś nie za wiele pamiętam z tej historii. Potem już z nim dłużej nie rozmawiałem. Mijaliśmy się na sejmowych korytarzach i byliśmy na "cześć”.