Kohl: rychłe przyjęcie Ukrainy do UE nieprawdopodobne
Były kanclerz Niemiec Helmut Kohl uznał za "nieprawdopodobne" przyjęcie w niedalekiej przyszłości Ukrainy do Unii Europejskiej i dodał, że "odradza" podejmowanie takiej inicjatywy.
15.12.2004 | aktual.: 15.12.2004 10:35
W wywiadzie dla środowego wydania dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Kohl wyjaśnił, że należy brać pod uwagę "strategiczne otoczenie" Ukrainy, przede wszystkim jej sąsiedztwo z Rosją.
Kohl wskazał na swoje osobiste doświadczenia związane wstępowaniem krajów bałtyckich (Litwy, Łotwy i Estonii) do NATO. "W przypadku sąsiadów Rosji nigdy nie chodzi tylko o UE, lecz także o NATO. Nawet jeśli NATO zmienia się, to pozostaje z punktu widzenia Rosji zachodnim sojuszem wojskowym. Uważam, że nie powinniśmy rozważaniami o przyjęciu Ukrainy stwarzać niepotrzebnych obciążeń" - powiedział Kohl. Polityk CDU kierował w latach 1982-1998 koalicyjnym rządem CDU/CSU/FDP.
Ekskanclerz nie wykluczył jednak w przyszłości zbliżenia Ukrainy do UE. "Dlaczego Ukraina ma nie zbliżyć się do UE tak blisko, jak jest to możliwe, a więc otrzymać czegoś w rodzaju uprzywilejowanego statusu?" - zapytał Kohl.
Na pytanie, dlaczego Unia podejmie negocjacje członkowskie z Turcją, a nie podejmie takich rozmów z Ukrainą, Kohl odpowiedział: "Turcja złożyła wniosek (o przyjęcie), a Ukraina nie". Dodał, że nie ma wątpliwości, iż w przypadku "tego czy innego kraju" będą prowadzone dyskusje, czy nie powinien on otrzymać uprzywilejowanego statusu.
Kohl skrytykował politykę prowadzoną przez rząd Gerharda Schroedera wobec Rosji. "W sprawie Iraku posłużono się polityką niemiecko-rosyjską jako instrumentem nacisku na Waszyngton. To nie jest mądra polityka" - ocenił były kanclerz.
Opowiedział się za "bliskimi" stosunkami z Rosją. "Nie wolno jednak prowadzić takiej polityki za cenę pogorszenia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi. Uznaję każdą politykę prowadzoną według zasady +albo, albo+ za błąd" - wyjaśnił.
Według Kohla, Polska i inne mniejsze kraje Unii nie powinny obawiać się negatywnych skutków kontaktów niemiecko-rosyjskich. Za zrozumiałe uznał natomiast obawy związane z "dziwnym" pomysłem dyrektoriatu w UE. "Uważam ten pomysł za błąd". Jego zdaniem, małe kraje Unii nigdy nie zaakceptują sytuacji, w której "wielcy chcą nadawać ton".
Jako "dyrektoriat" media określały bliską współpracę Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji w sprawach europejskich.