Tarcia na linii prezydent-ukraińska armia? "Walka za wszelką cenę"
Złe wieści z wojennego frontu w Donbasie. Rosyjskie wojska, co prawda powoli i w ciężkiej walce, ale nieubłaganie prą naprzód i próbują okrążyć ukraińskie siły pod Lisiczańskiem w obwodzie ługańskim. Według niektórych analityków sytuacja zaczyna przypominać tzw. kocioł pod Debalcewem z 2015 roku. Nieoficjalnie mówi się, że ukraińska obrona może wynikać z nacisków politycznych władz w Kijowie.
02.07.2022 | aktual.: 02.07.2022 10:50
- Coś iskrzy między ośrodkiem prezydenckim a sztabem generalnym. I nie chodzi tylko o Siewierodonieck i Lisiczańsk, ale generalnie dotyczy to sposobu prowadzenia obrony - mówi Wirtualnej Polsce płk Piotr Lewandowski, weteran misji w Iraku i Afganistanie i były dowódca wojskowej bazy w Redzikowie. I dodaje: - Wieszaliśmy psy na Rosjanach, że to politycy zaplanowali im od początku sposób prowadzenia walk na froncie. - Tymczasem ukraińscy politycy mogli zaplanować prowadzenie obrony. A polega ona na bronieniu każdej pędzi ziemi, bohaterskiej postawie i walce do samego końca za wszelką cenę – dodaje.
W ostatnich godzinach rosyjska armia koncentruje wysiłki na kierunku donieckim na okrążeniu ukraińskich sił w okolicy Lisiczańska od południa i zachodu. Jak informuje Ukraiński Sztab Generalny, przeciwnik chce przejąć pełną kontrolę nad obwodem ługańskim. Rosyjskie wojsko prowadzi działania szturmowe w celu zablokowania zabezpieczenia logistycznego strony ukraińskiej i próbuje przejąć kontrolę nad odcinkiem trasy prowadzącej z Bachmutu do Lisiczańska.
Z kolei szef władz obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj przekazał, że Rosjanie prowadzą szturm lisiczańskiej rafinerii i kontrolują część tych zakładów.
"Mieszkańcy ostrzeliwanego Lisiczańska praktycznie całymi dniami przebywają w domach i piwnicach. W mieście wybuchają pożary infrastruktury, w tym mieszkalnej. W mieście niszczony jest budynek za budynkiem" – napisał Hajdaj na Telegramie.
"Zaskakujący opór Ukraińców"
Podobną taktykę, opartą na ostrzale ciężkim ogniem artyleryjskim i niszczeniem miasta, Rosjanie zastosowali w przejętym niedawno Siewierodoniecku. Ukraińskie wojska prowadziły wówczas tzw. obronę manewrową i toczyły typowe walki miejskie.
Zdaniem Sławka Zagórskiego, publicysty, historyka i eksperta ds. wojskowości, Ukraińcy od początku konfliktu grają na czas, wiedząc że sankcje nałożone prędzej czy później wpłyną na rosyjskie zdolności bojowe. - Stąd uporczywa obrona miast. Choć w tym przypadku upór Ukraińców jest dość zaskakujący. Już kilka dni temu mogli się wycofać na linię Słowiańsk - Kramatorsk - Konstantynówka – mówi WP Sławek Zagórski.
Z kolei płk Piotr Lewandowski uważa, że taktyka ukraińskich wojsk może wynikać z różnych powodów. - Patrząc na obecną taktykę Ukraińców, rodzą się pytania, na które nie do końca znamy odpowiedź. Co się stało na początku bitwy w Siewierodoniecku, gdzie oddano prawie połowę miasta praktycznie bez walki? Po kontrataku odzyskano dużą część miejscowości, by później całkowicie ją stracić - mówi.
I dodaje, że "to wyglądało tak, jakby sztab generalny nie próbował bronić Siewierodoniecka i Lisiczańska jako wspólnego miejskiego kompleksu, tylko wycofał się do Lisiczańska". - A w Siewierodoniecku prowadził jedynie działania opóźniające, obliczone na zadanie jak największych strat rosyjskiej armii. Coś się jednak musiało stać, bo walki o Siewierodonieck trwały bardzo długo i były intensywne. Być może to prezydent Wołodymyr Zełenski i jego ludzie nakazali uporczywą obronę miasta… - zastanawia się płk Piotr Lewandowski.
O ewentualnych naciskach politycznych pisał również Jarosław Wolski, ekspert ds. wojskowości w mediach społecznościowych. (…) Obecne wycofywanie się z Lisiczańska i powtórka z Debalcewa to efekt nacisków polityków na Sztab Generalny, a propos odbijania Sewierodoniecka. Szacuję, że jeżeli coś złapie się w "kocioł", to komponenty dwóch mocno przetrzebionych ukraińskich brygad" – napisał.
Przypomnijmy, że podczas pierwszej bitwy o Donbas, w lutym 2015 roku pod Debalcewem doszło do zamknięcia w kotle Ukraińców. Separatystom, przy wsparciu Rosjan, udało się odciąć ukraińską armię od dostaw broni, amunicji, żywności, wody. Doszło tam do krwawej łaźni, do śmierci dziesiątek żołnierzy. Inni dostali się do niewoli. Po symbolicznej porażce Ukrainy zadawano sobie pytania: czy był sens bronić zaciekle miasta, które było nie do obrony? Za decyzją o podjęciu nierównej, skazanej na klęskę walki miał stać wówczas ośrodek władzy w Kijowie.
"Powtórki z kotła debalcewskiego nie będzie"
Czy w obecnej bitwie o Lisiczańsk możliwa jest powtórka z tamtej krwawej klęski ukraińskiej armii? - Powtórka z kotła pod Debalcewem jest mało prawdopodobna - ocenia Sławek Zagórski, publicysta i historyk. - Niemal 10 kilometrów luki do zamknięcia kotła to nadal całkiem sporo miejsca, aby wycofać oddziały. Nie będzie to takie proste, jednak nadal możliwe. Tym bardziej że dotychczas zajęcie 15 kilometrów zajęło Rosjanom niemal dwa tygodnie - dodaje
Jego zdaniem, strata Siewierodoniecka i Lisiczańska skomplikuje sytuację Ukraińców w Donbasie, jednak nie jest to tragedia.
- Oczywiście zdobycie dwóch węzłów komunikacyjnych ułatwi Rosjanom logistykę, ale nadal, mimo zmiany taktyki i większego nasycenia artylerią, w ciągu 80 dni zdobyli zaledwie obszar o kwadracie 20 na 20 km. Dla Ukraińców każdy dzień, który zbliża ich do wprowadzenia nowych brygad, jest na wagę złota – dodaje Zagórski.
W podobnym tonie wypowiada się płk Piotr Lewandowski. - W 2015 r. mieliśmy dwustronne rosyjskie okrążenie, które co prawda się nie domknęło, ale było utrzymywane przez intensywny ostrzał artyleryjski - mówi. I zwraca uwagę, że "ogień wręcz masakrował Ukraińców, którzy nie byli w zwartych jednostkach".
- Obecnie nie dojdzie do powtórki sprzed sześciu lat. Nie będzie też powtórki drugiego Mariupola i bohaterskiej postawy pułku Azot. Ukraińcy ponoszą bardzo duże straty, mają mniejszą siłę ognia artyleryjskiego i wycofają się stamtąd, jeśli będzie się zbliżał krytyczny moment. Patrzmy też na obecną sytuację przez pryzmat ukraińskiego żołnierza. Na jego miejscu podziwiałbym postawę obrońców Mariupola, ale byłbym wkurw… na ludzi, którzy ich poświęcili – komentuje płk Piotr Lewandowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski