Kilkaset kilometrów nastoletnich uciekinierek
Trzy nastolatki uciekły z domów w Krakowie i w ciągu tygodnia przemierzyły stopem kilkaset kilometrów, by szukać mocnych wrażeń. Policja odnalazła dziewczyny aż w Zamościu. Teraz 16-letnia Kaśka, 12-letnia Ania i 12-letnia Magda - tłumaczą się rodzicom ze swojego zachowania.
16.10.2007 | aktual.: 16.10.2007 09:36
Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, bo przez siedem dni przeżywałam piekło - przyznaje Irena Bartkiewicz, matka Kasi. Rodziny pozostałych dziewczynek też nie kryją radości.
Ania i Magda znały się ze Szkoły Podstawowej nr 113, chodziły do jednej klasy, ale Ania, z powodu słabych wyników w nauce, musiała powtarzać klasę. Starszą o kilka lat Kaśkę poznały rok temu na zajęciach edukacyjnych w Stowarzyszeniu "U Siemachy" przy ul. Długiej.
Gdy w niedzielę, 7 października, dziewczyny wyszły z domów, nikt nie podejrzewał, że potajemnie zaplanowały wielką ucieczkę. Ania powiedziała mi, że jedzie z Magdą do babci Kaśki. Sama odprowadziłam córkę na przystanek autobusowy. Nie przypuszczałam, że zniknie na tydzień - opowiada Iwona Bobrek, mama Ani. Gdy po kilku godzinach dziewczynki nie dawały znaku życia, zawiadomiła policję.
Szybko okazało się, że do babci nie pojechały. Umierałam ze strachu, co się mogło stać. Najstraszniejsze myśli przychodziły mi do głowy - kobieta nie kryje łez. Jeszcze nie umie się cieszyć z odnalezienia córki, która milczy na temat ucieczki i motywów swojego zachowania. Nie miałyśmy planu. Myślałyśmy, że znikniemy na jeden, dwa dni, a zrobił się z tego cały tydzień - powoli, ważąc każde słowo, opowiada 12- letnia Ania, uczennica piątej klasy podstawówki.
Rozmawiamy z nią pół godziny po tym, jak wróciła do domu z Zamościa. Po nocnej jeździe autem z tatą ledwie zdążyła się przebrać i wykąpać. Ze skąpej relacji nastolatki wynika, że cały czas podróżowały stopem. Najpierw wybrały się z Krakowa na południe kraju, do Cieszyna. Potem zawróciły i dostały się do Pszczyny na Śląsku, dojechały również do Olkusza, a stamtąd aż do Biłgoraja i w końcu dotarły do wschodniej granicy kraju, do Zamościa.
Pieniądze szybko im się skończyły, więc korzystały z gościnności przygodnych osób, spały gdzie popadło, żywiły się byle czym. Kaśka miała znajomego kolegę z naszego stowarzyszenia i u niego się zatrzymałyśmy na dwie noce - to jedynie zdradza Ania, a potem już tylko milczy na temat szczegółów szaleńczej eskapady. Nie chce powiedzieć, czy to najstarsza z nich, Kaśka, kierowała poczynaniami 12- latek. Zwiesza głowę, udając, że nie słyszy kolejnych pytań.
To nie moja córka była prowodyrem akcji. Dziewczyny razem zdecydowały o ucieczce - przyznaje Irena Bartkiewicz, mama Kaśki, której już zdarzyło się znikać na dzień lub dwa, ale nigdy nie na tak długi czas. Nie wiem, co o tym myśleć. Na razie cieszę się, że wróciła zdrowa i cała - dodaje matka.
Babcia Magdy nie wpuszcza nikogo do środka i przez zamknięte drzwi informuje, że wnuczka pojechała z rodzicami do szpitala. Na razie nie przyznała się nikomu, gdzie była i co robiła. Myśmy nie mieli jeszcze czasu, by spokojnie porozmawiać z Madzią - dodaje. Nie wie, co kierowało dziewczyną, że po raz pierwszy uciekła z domu.
W mieście wciąż są jeszcze rozlepione plakaty z wizerunkami twarzy zaginionych dziewczynek. Ludzie przystają, przyglądają się ładnym buziom, komentują odnalezienie nastolatek, o którym dowiedzieli się z radia. Policja cieszy się, że stosunkowo szybko udało się odszukać zaginione dziewczyny. Kilkudziesięciu policjantów w całym kraju prowadziło intensywne poszukiwania. Na szczęście z dobrym skutkiem - mówi młodszy inspektor Dariusz Nowak, rzecznik krakowskiej policji. Teraz sprawą zajmie się sąd dla nieletnich.
Ks. Andrzej Gieroń ze Stowarzyszenia "U Siemachy" dobrze zna dziewczyny. Najgorzej układało nam się z najstarszą, która miała już na koncie ucieczki - przyznaje. Zwracał jej uwagę, by poprawiła swoje zachowanie. Pamięta również, że dwie młodsze podopieczne stale przebywały w towarzystwie starszej koleżanki. Może uległy wpływom Kaśki i dlatego ruszyły w Polskę. A może miały nadzieję na przeżycie fascynującej przygody? Tego nie wiadomo. Nieważne co się stało. Drzwi do nas są otwarte. I to dla całej trójki - zapewnia ks. Gieroń.
Piotr Bogdański