"Kieres zlekceważył ustawę o IPN"
Prof. Leon Kieres, podając opinii publicznej
nazwisko osoby, która miała informować SB w latach 80. o Karolu
Wojtyle, zlekceważył ustawę o Instytucie Pamięci Narodowej (IPN) -
uważa prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
IPN celowo zwlekał z tą informacją do śmierci papieża -
powiedział Hołda.
W ustawie o IPN przewidziano kilka trybów udostępniania informacji o pracownikach i współpracownikach Służby Bezpieczeństwa - art. 30 i następne. Jest tam kilka ustawowo określonych dróg, m.in.: materiały udostępnia się pokrzywdzonym na ich wniosek, w ograniczonym zakresie byłym pracownikom, współpracownikom i funkcjonariuszom SB oraz innym instytucjom i organom państwowym w celu ścigania przestępstw określonych w ustawie o IPN lub w celu prowadzenia badań naukowych, czy dla celów publikacji dziennikarskich. Żadną z nich nie kroczył prezes Kieres - powiedział prof. Hołda.
Prof. Hołda wyjaśnił, że w żadnym miejscu, gdzie w ustawie o IPN jest mowa o udostępnianiu dokumentów przez Instytut, nie jest napisane, że prezes IPN może przekazywać informacje w taki sposób. Że może ni stąd, ni zowąd, na podstawie danych odnalezionych w Instytucie, powiedzieć ten jest taki, a ten taki - powiedział Hołda.
Jeśli nawet prezes powołuje się na art. 22 ustawy o IPN, to nie wolno mu tego robić, bo brzmi on: "Prezes Instytutu Pamięci może, w szczególnie uzasadnionych wypadkach, zezwolić na ujawnienie wiadomości stanowiącej tajemnicę państwową lub służbową oraz na udostępnienie dokumentów lub materiałów objętych tajemnicą państwową określonej osobie lub instytucji, jeżeli zachowanie tajemnicy uniemożliwiałoby wykonanie wskazanych w ustawie zadań Instytutu Pamięci" - podkreślił.
Nikt mi nie powie, że prof. Kieres robi to, co robi, bo inaczej Instytut nie będzie mógł gromadzić zasobów czy ścigać zbrodni - mówił Hołda.
Obawiam się, że także Kolegium IPN-u przekroczyło swoje uprawnienia, ponieważ ustawa wyraźnie mówi o tym, co należy do kolegium - nie należy do niego rozstrzyganie spraw indywidualnych" - powiedział prof. Hołda.
Zdaniem prof. Hołdy, prezesowi IPN "pomyliły się role". Gdyby dziennikarz czy uczony zgodnie z zasadami swojego warsztatu przeprowadził badania na temat inwigilacji Karola Wojtyły i opublikował ich wyniki, to byłoby to zrozumiałe - powiedział.
Jak podkreślił, IPN celowo czekał z publikacją tych materiałów na śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II. Przecież on sam nigdy nie wystąpił o udostępnienie swojej teczki. Znamy jego stanowisko; on byłby temu przeciwny. Przecież jak śledzimy wypowiedzi papieża, to widzimy, że potępiał zło, był promotorem praw człowieka, ale na pomysły lustracyjno-dekomunizacyjne nigdy się nie zdobył - powiedział prof. Hołda.
Informowanie o samym nazwisku donoszącego bez publikacji materiałów, które by to potwierdzały, nie daje tej osobie prawa do obrony - zaznaczył Hołda. Przecież ten dominikanin, nawet gdyby został powiadomiony o tym w trybie przewidzianym prawem, i tak miałby małe możliwości obrony, a poza procedurą - nie ma już zupełnie żadnych - podkreślił prof. Hołda.
Dodał, że organ państwowy, jakim jest IPN i jego prezes, powinni pamiętać, że są związani prawem. A oni chyba o tym zapominają. Jak ktoś nie ma sumienia, to niech czyta ustawy - podkreślił.
Komentując zarzuty Hołdy, Kieres powtórzył, że decyzję o ujawnieniu nazwiska o. Hejmy podjął, opierając się na art. 22 ustawy, który - jego zdaniem - był wystarczającą podstawą prawną tej decyzji. Ta sprawa to właśnie +szczególnie uzasadniony wypadek+, o jakim mówi art. 22 - dodał. Podkreślił, że celem tego ujawnienia była realizacja jednego z ustawowych zadań IPN, jakim są prace badawcze, bo sprawa o. Hejmy ma być w maju przedmiotem publikacji IPN. Dodał, że swą decyzję konsultował z prawnikami, w tym ze swym doradcą prof. Andrzejem Rzeplińskim, który - jak zaznaczył - jest także członkiem Helsińskiej Fundacji.
W środę prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres ujawnił, że w zasobie Instytutu znajdują się dokumenty wskazujące, iż o. Konrad Hejmo w latach 80. był współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL o pseudonimach "Hejnał" i "Dominik".