"Kiedyś to dopiero były zimy"
"Za moich czasów to dopiero była zima, śniegu jak napadało w listopadzie, to leżał nieprzerwanie do kwietnia" - chyba każdy usłyszał kiedyś taką "informację" od jakiejś starszej osoby. Czy rzeczywiście legendy o trzaskających mrozach, kilkumetrowych zaspach śniegu i niewspółmiernych do dzisiejszych warunkach w okresie na przełomie poszczególnych lat, są prawdziwe?
Do tego dochodzą jeszcze zwykle dodatkowe konstatacje owych opowiadaczy "to wszystko przez działania człowieka, zniszczyliśmy klimat, globalne ociepleni". Okazuje się jednak, że funkcjonujące w świadomości naszego społeczeństwa fantasmagorie dotyczące "zimnej zimności zim" z poprzedniego okresu, to w dużej mierze bzdury, ponieważ klimat nie zmienił się od tamtego czasu w taki sposób, by móc to realnie odczuć na swojej skórze.
O ile z pradawnych dziejów obiektywnych danych o klimacie nie mamy (choć możemy sporo wywnioskować po zapisach z kronik), o tyle z ostatnich dwustu, a w szczególności ostatnich stu lat - już całkiem dobre, a na pewno wystarczające do weryfikacji postawionej w tytule tezy. Czy rzeczywiście kilkadziesiąt lat temu było tak bardzo zimno? Owszem, było zimno, jak to w Polsce, ale ogólnie rzecz ujmując - niewiele się pod tym względem zmieniło.
Wieloletnie normy pokazują, że średnia temperatura trzech zimowych miesięcy (grudzień, styczeń i luty) była wyższa o około pół stopnia niż średnia z XX wieku. Oczywiście mówimy o zimie meteorologicznej, a nie astronomicznej, która kończy się dopiero w III dekadzie marca, nierzadko przy niemal 20 stopniach na plusie w dzień. Tego minimalnego rzędu odstępstwo od normy nie musi nawet wynikać ze zmiany klimatu, równie dobrze może być skutkiem przypadku. Statystycy określiliby wynik porównania jako "nieistotny", to słowo dobrze chyba dobrze oddaje zresztą sens legend o trzaskających zimach z XX wieku.
Skąd zatem biorą się takie komunały? W dużej mierze z tego, że w XX wieku kilka zim rzeczywiście miało dość ekstremalny przebieg. Dwie z nich określane są mianem "zimy stulecia", a o tym która z nich była bardziej "stuleciowa" nie byłby w stanie arbitralnie zadecydować chyba nawet król Salomon.
Być może najzimniejsza z zim XX wieku przypadła na przełom lat 1922/1923, ale tą już mało kto pamięta. Tą z lat 1962/1963 pamięta już dla odmiany wielu Polaków. Kulminacja miała miejsce w styczniu - komunikacja miejska we wszystkich naszych miastach praktycznie stanęła, nie pracowało wiele zakładów, mieszkańcy organizowali się do odśnieżania, a mróz ponad 20-stopniowy był normą, niestety aż do marca.
Kolejna "zima stulecia" przypadła na przełom lat 1978/1979, kiedy to jeszcze przed Sylwestrem temperatury były mocno dodatnie, a jeżeli z nieba cokolwiek padało, to był to deszcz, w stanie nieskalanie ciekłym. Przełom nastąpił na dwa dni przed Nowym Rokiem. Napadało mnóstwo śniegu, kraj nie radził sobie z usuwaniem go z chodników, ulic i dróg, komunikacja w Polsce niemal stanęła. Co gorsza uderzył ogromny mróz, który sprawiał, że trudno było usuwać skutki śnieżycy. Kraj był częściowo sparaliżowany do końca lutego, a mrozy utrzymywały się nadzwyczaj długo.
Warto jednak w tym momencie zauważyć, że wspomniana wyżej meteorologiczna klęska była incydentem, a większość zim w latach siedemdziesiątych charakteryzowały temperatury powyżej normy wieloletniej. Jeszcze ciekawiej było w kolejnej dekadzie, w której zanotowano - dwie z trzech najcieplejszych i trzy z dziewiątki najzimniejszych zim XX wieku. Wszystkie wymienione w przeciągu zaledwie sześciu lat!
Dla odmiany zimy 2009/2010 i 2010/2011, a także 2002/2003 i 2005/2006 były nieprzeciętnie zimne. Serie mrozów nękały nas znacznie bardziej niż w znacznej większości zim XX wieku, a mimo wszystko Polacy starszego pokolenia ciągle twierdzili, że "prawdziwe zimy to były za ich czasów". Niestety drodzy państwo, to nieprawda. Również ocieplenie klimatu nie ma wpływu na Polskę w takim stopniu, w jakim próbują nam to wmówić ci, którzy oczekują wyższych podatków za emisję CO2.
Ocieplenie klimatu ma według ich słów wiązać się z topnieniem lodowców w Arktyce. Problem polega jednak na tym, że w ten sposób zwalnia się prąd z Zatoki Meksykańskiej, popularny "golfsztrom", który ogrzewa oceany, a przez to także lądy. Z naukowego punktu widzenia popularne "kiedyś to były zimy", to stwierdzenie tyleż efektowne, co pozbawione kontaktu z rzeczywistością.
O ile nie wydarzy się, odpukać, żaden kataklizm, zima jaka była, taka jest i zapewne jeszcze długo będzie, o czym przekona się jeszcze wiele pokoleń. Na koniec obiektywne dane statystyczne: według naukowców, klimat w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat ocieplił się na terenie Polski o pół stopnia, za co odpowiadają głównie - gorętsze lata. Zatem rzeczywiście, "kiedyś to dopiero były zimy".
Zobacz więcej w serwisie pogoda. href="http://wp.pl/">