Kiedyś jakoś zrobimy coś
Jak tu uwierzyć w długofalowe plany rządu wielkich obietnic,
skoro gabinet premiera Marcinkiewicza nie potrafi się wywiązać
z obietnic krótkoterminowych? I wszystko odkłada na później.
01.12.2005 | aktual.: 01.12.2005 10:06
W zeszły czwartek minął dwutygodniowy termin, w jakim premier zobowiązał się udzielić odpowiedzi na pytania zadane przez posłów w czasie debaty nad exposé. Niestety, nie dotarły one jeszcze do posłów. - Nic mi na ten temat nie wiadomo - mówi pytany o przesyłki Maciej Mikielski, naczelnik Wydziału Podawczego Kancelarii Sejmu odpowiedzialnego za przekazywanie poczty posłom. W poniedziałek, gdy zamykaliśmy ten numer, odpowiedzi nadal nie było, ale Przemysław Gosiewski, szef klubu PiS, mimo kilku dni spóźnienia uspokajał: - To oczywiście ważne, by posłowie takie odpowiedzi na piśmie otrzymali, ale czy rozliczanie co do dnia pana premiera, człowieka przecież zajętego, ma sens?
Rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz jest bardziej pokorny: - Sprawa nas przerosła. Kancelaria pracowała pełną parą, ale pytań zadanych przez posłów było ponad 500, a nie 200, jak liczyliśmy, i po prostu nie zdążyliśmy na wszystkie odpowiedzieć.
Obiecuje, że odpowiedzi posłowie otrzymają w tym tygodniu. Premier Marcinkiewicz zlecił to swym ministrom. - Odpowiedzieliśmy na pytania z zakresu rolnictwa już dwa tygodnie temu - dziwi się Małgorzata Książyk z biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa. Inne ministerstwa też przesłały swoje materiały bardzo szybko. - Dwa dni po otrzymaniu pytań - precyzuje Mieczysław Grabianowski, rzecznik resortu edukacji. Urzędnicy kancelarii musieli tylko przyporządkować odpowiedzi do posłów i je wysłać. Ale się nie wyrobili.
Nie będzie więcej policji
Zdenerwowany brakiem odpowiedzi jest były minister spraw wewnętrznych Ryszard Kalisz. Pytał, skąd premier wziął w exposé dane na temat liczby policjantów na ulicach. Premier stwierdził, że jest ich tylko 8,5 tysiąca, i obiecał, że jeszcze w tym roku postara się zwiększyć tę liczbę o 50 procent. Ale Kalisz twierdzi, że to są dane tylko dla jednej zmiany, a na ulicach łącznie jest znacznie więcej policjantów, co ma wpływ na obiecany w procentach wzrost. - Łatwiej obiecać, że się zwiększy liczbę policjantów o 4 niż o 40 tysięcy - tłumaczy. Rzecznik resortu spraw wewnętrznych podtrzymuje liczby z exposé. Ale to i tak nie ma już znaczenia, bo nowy minister Ludwik Dorn wycofał się z obietnicy. Odłożył jej realizację na za rok.
Podatki bez zmian
Rząd wycofuje się też z obietnic podatkowych. W exposé pojawiła się obietnica zniesienia już w 2006 roku podatku od zysków kapitałowych, czyli z obrotów na giełdzie. Była ona zmodyfikowaną wersją wcześniejszej obietnicy PiS z kampanii - zlikwidowania podatku Belki od zysków z oszczędności. - Zniesienie obu tych podatków zbytnio uderzyłoby w budżet państwa - tłumaczy wiceminister Cezary Mech. To prawda: od stycznia do września 2005 do kasy państwa wpłynęło 925 milionów złotych z "belkowego" i 554 milionów z "giełdowego". Minister finansów Teresa Lubińska nie wie nawet, czy uda jej się dotrzymać obiecanego przez premiera obniżenia stawek podatku PIT do 18 i 32 procent. Jedyną dotrzymaną obietnicą podatkową jest niepodwyższenie przez rząd akcyzy na benzynę. Na razie.
Mieszkań mniej
W exposé premier pominął wiele wyborczych obietnic PiS, w szczególności budowy trzech milionów mieszkań w ciągu ośmiu lat. Dwa tygodnie po exposé mieszkania wróciły, ale było ich już mniej - 170-180 tysięcy rocznie to byłby naprawdę dobry wynik - mówił w Sejmie nowy minister budownictwa. Jedyny na razie efekt to nowy etat - pełnomocnik rządu do spraw rządowego programu budownictwa mieszkaniowego. Pracuje nad teoretycznym opracowaniem programu działania.
Tanie podręczniki później
Podręczniki miały stanieć w przyszłym roku szkolnym wskutek wprowadzenia obiecanych przez PiS cen maksymalnych: 15 złotych dla podstawówek, 18 dla gimnazjów, 20 dla szkół ponadgimnazjalnych. Jak się okazało, specjaliści PiS nie wiedzieli wcześniej, że maksymalnej ceny nie można określić w ustawie, bo to ogranicza wolny rynek. Mówi wiceminister edukacji: - Nasi eksperci proponują, by zamiast określania kwoty wprowadzić mechanizm selekcji podręczników dopuszczanych do użytku. Jednym z kryteriów dopuszczenia byłaby stosunkowo niska cena.
Z wprowadzeniem tego resort chce zaczekać do wejścia w życie reformy szkolnictwa planowanej na rok... 2009.
Moralność jeszcze bez cyrografu
Niemrawo idzie PiS-owi nawet wprowadzenie rewolucyjnej zmiany zasad moralnych wśród urzędników. Pomóc miał stworzony przez prezydenta elekta specjalny kodeks etyki. Choć media odkryły, że znaczna jego część to wprawdzie nieudolne, ale literalne tłumaczenie brytyjskiego kodeksu Tony'ego Blaira, premier Marcinkiewicz się nie zraził. Rozdał go swoim ministrom, a ci mieli go podpisać i przestrzegać. - Na dniach odbędzie się uroczystość oficjalnego podpisania kodeksu przez ministrów - informuje mnie rzecznik rządu Konrad Ciesiołkiewicz, gdy mu o tym przypominam. - Na razie ministrowie się z nim jeszcze zapoznają.
Rzecznicy ministrów twierdzą, że ich szefowie kodeks już czytali i bardzo im się podoba. Na pytanie, jakie zasady są im bliskie, a które budzą kontrowersje, większość nie odpowiada. Tylko wiceministrowi edukacji nie przeszkadza regulacja przez kodeks życia prywatnego - artykuł 34 nakazuje zwrócić się o pisemną zgodę do premiera na wyjazd, także nieformalny, poza teren Polski, a artykuł 9 nakłada na byłych ministrów obowiązek przedstawienia rękopisu pamiętników z czasu pełnienia funkcji.
Dożywianie dzieci i becikowe
W tym kontekście załatwianie przez rząd i PiS obietnic dożywiania dzieci i becikowego wygląda na ekspresowe. Rada Ministrów już zaakceptowała zaplanowany na lata 2006-2009 program "Pomoc państwa w zakresie dożywiania", na który rocznie ma być przeznaczane 500 tysięcy złotych (pierwotnie była mowa o miliardzie). W grudniu zajmie się tym Sejm przy rozpatrywaniu autopoprawki do budżetu na 2006 rok. O podniesieniu dodatku na nowo narodzone dzieci, tak zwanego becikowego, omal nie zapomniano, ale tu z rządem ścigała się Liga Polskich Rodzin. Przygotowana przez nią ustawa o becikowym po ostrej dyskusji Sejmu trafiła do komisji. Nie wiadomo, ile wyniesie dodatek, czy będzie dla wszystkich, ale na pewno będzie awantura, gdy wróci na drugie czytanie do Sejmu. Premier mówi, że będzie to po tysiąc złotych dla najbiedniejszych rodzin i już od stycznia. Zapewnia, że rządowa autopoprawka do budżetu uwzględni wszystkie jego obietnice, jeśli tylko będzie to możliwe - od 2006 roku.
Gdzie siedzi punkt widzenia
- Premier powinien być skrupulatny i wywiązywać się z obietnic w terminie - uważa wicemarszałek Bronisław Komorowski z PO. - Skoro nie poradził sobie z terminową odpowiedzią na nasze pytania, to jak poradzi sobie z uchwaleniem na czas budżetu? - pyta Komorowski. Cisnąć premiera będzie szef SLD. - Jak nie odpowie, powtórzymy nasze pytania w interpelacjach - mówi Wojciech Olejniczak. I dodaje: - Jak premier mówi, że nie da, to nie da, a jak mówi, że da, to mówi. Ale Ewa Sowińska z LPR, która zgłosiła podczas zapytań poselskich problem chamstwa i złego ubioru wśród dziennikarzy, jest pełna optymizmu: - Premier ma tyle obowiązków, że czasem może z czymś nie zdążyć.
Na odpowiedź czeka wciąż poseł PiS Marian Piłka, który martwi się "kwestią poszanowania praw mniejszości chrześcijańskich w krajach azjatyckich i afrykańskich". Ma nadzieję, że premier do sprawy ustosunkuje się pozytywnie. Inny poseł PiS Artur Zawisza jest mniej pryncypialny. Wprawdzie w czasie debaty po exposé chciał się dowiedzieć, co pan premier zamierza uczynić w sprawie ustawodawstwa gwarantującego pracownikom odpoczynek niedzielny i świąteczny, by mogli "dzień święty święcić", jednak dziś widzi tę sprawę inaczej: - Ja wcale nie zadawałem pytań. W swoim wystąpieniu mówiłem raczej o generalnych problemach.