PolskaKiedyś była cenzura, dziś mamy "wskaźniki oglądalności"

Kiedyś była cenzura, dziś mamy "wskaźniki oglądalności"

W czasach komunizmu istniała cenzura, dziś mamy "wskaźniki oglądalności'. Cenzura służyła ochronie socjalistycznego państwa, zwłaszcza zaś interesom władzy, która "socjalizm budowała". Władza czuła się widać niepewnie, a socjalizm był nader kruchy, skoro cenzura była niezbędna. Niezbędna, ale nie wszechobecna. Czasem coś przepuściła, czasem czegoś niedopilnowana, czasem cenzor nie zorientował się o czym mowa. I przez szpary okowów władzy przedostawała się jakaś prawda, jakiś dowcip, dwuznaczność, aluzja, które miały większe znaczenie i poważniejsze skutki niż niejeden krytyczny traktat, który dowodziłby tego, jak jest źle.

26.10.2009 | aktual.: 26.10.2009 10:50

Dziś nie ma cenzury, jest autocenzura, ale przede wszystkim są medialne "wskaźniki oglądalności". Nie byłoby to niczym złym, bo dobrze jest, gdy każda instytucja weryfikuje swoją pracę poprzez wiedzę o jej akceptowalności wśród odbiorców, ale media to więcej niż instytucja, więcej niż czwarta władza, więcej niż źródło informacji i miejsce kształtowania się gustów, potrzeb i opinii. Media to niemal cały świat. Media go nie odwzorowują, lecz współtworzą i to w tej najważniejszej części, która jest "naszym światem".

Kryteriom oglądalności podlegają zarówno całe programy, jak ich elementy, prowadzący jak i zaproszeni goście, wreszcie pytania i odpowiedzi. Pojawienie się "ważnej postaci" czyli celebryty, złotoustego polityka czy lokalnego skandalisty - oglądalność zwiększa. Zwiększają ją również zapewne niegrzeczne pytania i szokujące odpowiedzi. Zwiększa ją wygląd i pompa. Widzowie lubią też rozmach i zabawę. Mądrość nudzi. Zdrowy rozsądek przygnębia, argumenty wydają się mdłe, prawda interesuje wyłącznie wtedy, gdy ogłasza ją lider, serialowa gwiazda, showman, a nie ten, kto ją zna.

By więc zwiększyć współczynniki oglądalności w telewizji jest coraz więcej celebrytów i coraz mniej ludzi, którzy cokolwiek wiedzą; coraz mniej argumentów, a coraz więcej hucpy, coraz mniej rozsądku, a coraz więcej karnawału. No i afer. Afery zwiększają poziom adrenaliny. Codzienne problemy, projekty reform i ustawy - nużą. "Politycy aferalni" są najlepszymi pracownikami telewizji (do tego najtańszymi, bo nikt nie musi im płacić), a "polityka afer" najlepiej sprzedającym się medialnym towarem.

Za tą całą medialną rzeczywistością, której kształt tworzy nowy bożek - bożek oglądalności - kryje się zapewne jakaś prawdziwa rzeczywistość, jakieś ważne problemy i sprawy, jacyś fajni i mądrzy ludzie. Nie znamy ich i zapewne nie poznamy, bo werdykt "oglądalności" jest ważniejszy niż werdykt cenzury. Dawniej cenzura skazywała na śmierć cywilną osoby niewygodne dla władzy i niebezpieczne dla społecznego porządku - elity. Udało im się jednak przetrwać i skutecznie funkcjonować w społeczeństwie obywatelskim, współtworząc je. Dziś to, co nie jest oglądalne po prostu nie istnieje. Może więc poza rzeczywistością medialną ukształtowaną przez oglądalność nie ma już nic? I w kółko oglądamy to, co lubimy oglądać, a lubimy oglądać to, co oglądamy, bo cóż innego nam pozostało?

Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)