KEP pod pręgierzem Watykanu [OPINIA]
To oczywiście przypadek, ale bardzo symboliczny, że decyzje Konferencji Episkopatu Polski w sprawie pedofilii zbiegają się z tegorocznym raportem Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich (PCPM). Ten dokument jest zaś, jeśli czytać go uczciwie, umożliwia niezwykle surową ocenę tego, co robią obecnie polscy biskupi - pisze w felietonie dla WP Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Raport PCPM to jeden z najważniejszych dokumentów kościelnych tego roku. Jego autorzy jasno odnoszą się bowiem do ogromnych kontrowersji, jakie wywołuje w Kościele katolickim (nie tylko w Polsce) konieczność zadośćuczynienia finansowego osobom skrzywdzonym przez duchownych w Kościele.
Polscy biskupi (ale nie tylko oni, także pewna część hierarchów i wiernych w innych krajach) stanowczo odmawiają jakichkolwiek działań odszkodowawczych i odrzucają odpowiedzialność Kościoła i hierarchów za przestępczą działalność duchownych. Jasno wynika to z dokumentów Rady Prawnej KEP, które ujawniłem w maju, i które były jednym z powodów, dla których rozwiązano zespół przygotowujący powołanie niezależnej Komisji Historycznej badającej skalę pedofilii w polskim Kościele.
Członkowie rady ostrzegali biskupów, że działanie takiej komisji według modelu proponowanego przez komisję pod przewodnictwem Prymasa Polski, może prowadzić właśnie do wypłaty odszkodowań, a na to zgody być nie może. Jeśli mowa jest o jakichś środkach finansowych, to - w Polsce - jedynie w odniesieniu do kosztów terapii, które - za pośrednictwem Fundacji św. Józefa - są osobom skrzywdzonym wypłacane.
"Kościół kłamie". Mocne słowa pod adresem Episkopatu ws. dzieci
Watykan przeciw stanowisku polskich biskupów
Autorzy Rocznego Raportu PCPM zajmują w tej sprawie stanowisko radykalnie odmienne od polskich biskupów. Wielomiesięczne konsultacje i rozmowy ze skrzywdzonymi, analiza danych, badania sytuacji w wielu miejscach Kościoła, a także analiza moralna i prawna, prowadzi ich do wniosku, że odszkodowania finansowe są niezbędne, aby zapewnić ofiarom niezbędną terapię i inną pomoc, która pomoże im w powrocie do zdrowia po traumie związanej z wykorzystaniem.
"Kościół ma moralny i duchowy obowiązek leczenia głębokich ran zadanych przez przemoc seksualną, których dopuściła się, umożliwiła, niewłaściwie potraktowała lub zataiła każda osoba sprawująca władzę w Kościele" – czytamy w dokumencie. "Zasady sprawiedliwości i braterskiej miłości, do których powołany jest każdy chrześcijanin, wymagają nie tylko uznania odpowiedzialności, ale także wdrożenia konkretnych środków zadośćuczynienia" - uzupełniają autorzy dokumentu.
Te proste słowa oznaczają, ni mniej ni więcej, tylko że Watykan odrzuca całą argumentację polskich biskupów, którzy przekonują, że Kościół nie ponosi odpowiedzialności za działania duchownych, i że w związku z tym nie powinien wypłacać osobom skrzywdzonym odszkodowań. I nie, nie chodzi bynajmniej tylko o refundowanie terapii (co już się w polskim Kościele, warto to przypominać, dzieje), ale również o odszkodowania, które osoby skrzywdzone mogą wykorzystać zgodnie z własnymi potrzebami. Sprawiedliwość i braterska miłość tego wymaga, a jeśli polscy biskupi tego nie rozumieją, to znaczy, że rozmijają się z tym jak Watykan rozumie sprawiedliwość i braterstwo.
Ale to nie wszystkie postulaty, jakie PCPM stawia przed lokalnymi Kościołami. Kościół, wskazują autorzy raportu, ma znacznie większy niż tylko finansowy dług wobec skrzywdzonych, wspólnoty kościelnej i Boga. Hierarchia musi wysłuchać ofiar i zapewnić im pomoc duchową i duszpasterską. Przywódcy Kościoła muszą przeprosić za wyrządzoną krzywdę, powiedzieć ofiarom, co robią, aby ukarać tych, którzy ich skrzywdzili, i jakie środki podejmują, aby zapobiec przyszłym nadużyciom.
Sąd nad polskimi biskupami
I tu dochodzimy do tego, co jest w istocie sądem (i to bardzo surowym) nad polskim Kościołem. Jeśli bowiem zastosować te proste, i dość w gruncie rzeczy oczywiste, zasady do oceny decyzji KEP z ostatnich miesięcy, to okaże się, jak jest źle.
Zacznijmy od tego, co dzieje się w kwestii informacji, zbadania skali przestępstw i przeprosin. Tego nie da się zrobić, jeśli nie zbada się skali, poziomu odpowiedzialności biskupów za tuszowanie, zaniedbania, a czasem decyzje o przenoszeniu przestępców na nowe parafie, co powodowało, że krzywdzone były kolejne dzieci. Komisja Historyczna miała służyć właśnie ustaleniu odpowiedzialności, a KEP złożył publiczną obietnicę, że ją powoła. I co? I nic. Członkowie Rady Prawnej KEP, a nawet niektórzy biskupi - w czasie posiedzeń - sugerują, że może jej powołanie nie ma sensu, a w oficjalnych dokumentach pojawia się sugestia, że działanie Komisji może zaszkodzić finansom Kościoła.
Transparentności także nie ma, bo po rozwiązaniu zespołu pracującego nad dokumentami koniecznymi do powołania Komisji Historycznej, biskup Sławomir Oder wprawdzie powołał nowy zespół (on także przestał już pracować), ale jego skład był tajny, bo rzekomo ludzie, którzy mieli się tym zajmować, obawiali się hejtu.
Tajne są także efekty pracy tego zespołu i dokumenty, które miała przygotować KEP, i które w jakiejś przyszłości mają służyć powołaniu Komisji. Komunikat po z 402. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski informuje wprawdzie, że "biskupi zaakceptowali roboczą wersję zaproponowanych dokumentów i skierowali je do konsultacji z konferencjami wyższych przełożonych żeńskich i męskich zgromadzeń zakonnych", ale konia z rzędem temu, kto wie, co się w nich znajduje, co ma z nich wynikać.
I choć biskupi przekonują, że "tym samym został uczyniony kolejny krok do utworzenia komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim w Polsce", to wcale nie jest to pewne. A nie jest pewne, bo nie ma żadnych dat, żadnej pewności, że komisja będzie mogła na przykład wysłuchać biskupów (a bez tego trudno mówić o ustaleniu ich osobistej odpowiedzialności). Pustosłowie nie zastępuje konkretów. Trudno takie gadanie uznać za wypełnienie jasnych wskazań płynących z raportu PCPM.
Promyk nadziei
Jeśli w decyzjach ostatniego posiedzenia biskupów szukać jakiegokolwiek źródła nadziei (choćby niewielkiej), to są to decyzje personalne dotyczące zarządu Fundacji św. Józefa. Kadencja poprzedniej szefowej Marty Titaniec dobiegła końca, a po ostrym sporze, próbach nacisków, a nawet mobbingu, którego dopuszczać się miał sekretarz KEP, zdecydowała się ona nie kandydować na to stanowisko. Biskupi powołali więc nowy zarząd Fundacji. I choć nie ma żadnych powodów, by biskupów w sprawach pedofilskich ufać, to akurat on pozwala zachować pewne nadzieje.
Wiele wskazuje na to, że - przy wszystkich zastrzeżeniach wobec działań Episkopatu - udało się nie zepsuć Fundacji św. Józefa. Nowy skład jej zarządu daje nadzieję na to, że najważniejsze cele będą realizowane, i że osoby skrzywdzone mogą nadal liczyć na tę organizację. Wśród nowych członków są dotychczasowi delegaci zakonni i diecezjalni, ludzie, którzy pomagali oczyszczać sytuację w różnych miejscach Kościoła, znają się na temacie i potrafią walczyć o prawa osób krzywdzonych. Z nadzieją daję kredyt zaufania nowemu zarządowi.
To akurat jest dobry sygnał, bo przywraca nadzieję, że choć wśród biskupów w Polsce (przynajmniej nie wśród ich większości) nie ma zrozumienia dla postulatów odszkodowawczych, ani nawet zrozumienia dla postulatu transparentności procedur, bez którego nie da się odzyskać zaufania, to jednak nie będzie zmiany w procedurach pomocy osobom skrzywdzonym. To może nie jest powód do optymizmu, ale przynajmniej coś, co zmienia pesymizm i pozwala zachować nadzieję, że nie wszystko zmienia się na gorsze.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła, jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".