Kelnerzy i barmani wyjechali za granicę
Wakacje rozpoczęte. Pod Tatry przyjeżdża coraz więcej turystów, a w karczmach, restauracjach i pensjonatach brakuje rąk do pracy. Miejsca pracy są, tylko chętnych brak. Jak się okazuje, ci którzy w czasie wakacji dorabiali sobie przy biznesie turystycznym teraz owszem pracują, ale... za granicą. I nie ma raczej co liczyć, że sytuacja się zmieni skoro tam zarobić można minimum kilka razy więcej...
Zazwyczaj wraz z rozpoczęciem sezonu turystycznego pod Tatry zjeżdżały tłumy osób, które dorabiały sobie przy - nazwijmy to - turystycznym biznesie. Głównie była to praca w karczmach, restauracjach i pensjonatach. Pracy było mnóstwo, najczęściej bardzo ciężkiej, ale chętnych nie brakowało. Pracodawcy często więc robili co chcieli - zatrudniali "na czarno", płacili najniższe pensje, zalegali z wypłatami, albo i nie płacili wcale.
Ogromne bezrobocie powodowało, że zawsze znajdowali się chętni do pracy nawet u biznesmena z fatalną reputacją. To byli przede wszystkim studenci i uczniowie, którzy chcieli lub musieli sobie dorobić w czasie wakacji - tłumaczy nam pani Weronika z Krupówek. Praca ciężka, niewdzięczna, a zarabiali marne grosze. I co tu dużo mówić, często traktowano ich jak popychadła i wycieraczki - dodaje.
Teraz pracodawcy za to wszystko się doigrali! Co się więc stało z pracownikami sezonowymi? Nic prostszego - otwarcie rynków pracy w Europie spowodowało, że teraz na wakacje jeździ się do pracy do Anglii, Irlandii czy teraz Hiszpanii. Praca ciężka, ale i pracodawcy generalnie lepsi, nie zatrudniają na czarno no i zarobki minimum kilka razy wyższe niż u nas. I ci, którzy kiedyś w Zakopanem byli w stanie podjąć się pracy praktycznie na każdych warunkach teraz wyjechali.
W wakacje zatrudniałem kilka osób - przyznaje pan Tomasz, restaurator. A teraz czarna rozpacz. Sezon praktycznie się już rozpoczął i nie ma kto obsługiwać gości. A więcej płacić nie będę, bo nie mogę. Czynsze przy Krupówkach mnie po prostu dobijają...