Kazimierz Turaliński: za Trumpa i Koreę zapłacimy wszyscy
Jeśli dojdzie do wojny, uderzenie Trumpa na Koreę Północną oznaczać będzie potężny i krwawy konflikt na Pacyfiku. Co najmniej setki tysięcy Koreańczyków mogą zginąć, a podobna liczba ofiar dotyczyła będzie Japonii i być może także żołnierzy amerykańskich oraz chińskich. Walki te mogą i najpewniej uruchomią globalny efekt domina.
Kim Dzong Un nie zawaha się użyć wszystkich dostępnych mu środków do walki ze znienawidzoną Ameryką. Świadomy pewnej porażki dokona samobójczych uderzeń - leżący nieopodal granicy Seul stanie się celem ataku konwencjonalnej artylerii, która zrzuci na miasto setki tysięcy pocisków. Głowice nuklearne zostaną spożytkowane najpewniej na japońskie miasta, powtarzając tragedie z Hiroszimy i Nagasaki, a także mogą zostać użyte przeciwko dużym zgrupowaniom sił amerykańskich.
Problem będą także największe na świecie siły specjalne. Desant kilkudziesięciu tysięcy komandosów do południowokoreańskich lub japońskich miast może doprowadzić do hekatomby cywilów albo uczyni ich zakładnikami służącymi do zablokowania ofensywy amerykańskiej. O ile wrogie wojska na otwartym terenie można eliminować z powietrza lub ostrzałem artyleryjskim, to wykorzystanie tych samych środków w aglomeracji pełnej ludzi będzie niemożliwe. Nietrudno wyobrazić sobie masowe egzekucje w ramach odwetu za każdy pojedynczy atak.
Szaleniec zakończy żywot tak jak Hitler, otoczony gruzami miasta w swoim bunkrze, ale podobnie jak on - wcześniej zniszczy otaczające go państwa. Nie ma też co liczyć na rozsądek fanatycznych (indoktrynowanych dekadami) wojsk. Natomiast prawdopodobne wkroczenie Chińczyków do Korei Północnej przesunie część zniszczeń z południa i zachodu na armię Państwa Środka, która oczywiście wygra z Kimem, ale kosztem ogromnej liczby zabitych. Z pewnością nie będzie to też interwencja humanitarna, co oznacza rzeź koreańskich cywilów.
Efekt domina
Spustoszenie Azji może wywołać efekt domina. Ameryka uwikłana w konflikt o wiele intensywniejszy i krwawszy od operacji lądowej w Afganistanie będzie dysponowała bardzo ograniczonymi możliwościami zaangażowania militarnego lub politycznego w innych rejonach świata. Pozwala to prognozować szybkie kampanie wojenne ze strony np. Rosji, która wtedy pozwoli sobie na otwarty atak na Ukrainie lub w państwach bałtyckich, liczyć się też należy z zajęciem Białorusi.
Niewykluczone będą również przetasowania na Bliskim Wschodzie. W sytuacji zagrożenia globalnego, a pewnie też nuklearnego skażenia części Pacyfiku groźniejszego od następstw katastrofy w Fukushimie, oczekiwać trzeba eskalacji agresywnych nacisków politycznych na słabych sąsiadów ze strony regionalnych mocarstw - Niemiec, Rosji, Brazylii, Arabii Saudyjskiej, Nigerii, Iranu czy Izraela. Ich stopień, forma i zakres zależne będą od tego, jak bardzo USA ucierpi w wyniku walk.
Mogą to być rajdy wojsk specjalnych w ramach misji eliminacyjnych lub sabotażowych, aneksje terytoriów, żądania o charakterze polityczno-ekonomicznym czy obalanie niesprzyjających rządów. Na pewno więc konflikt koreański nie pozostanie bez wpływu na resztę świata, a ostateczny jego skutek jest obecnie niemożliwy do przewidzenia. Szkoda, że doszło do takiej sytuacji w chwili, kiedy i w Pjongjangu i w Waszyngtonie rządzą przywódcy, którzy nie znają słowa kompromis i nie blefują. Zapłacą za to wszyscy, tak jak cały świat zapłacił za ambicje Stalina i Hitlera.
Kazimierz Turaliński