PolitykaKazimierz Kutz w swoje urodziny. "Wiem, że się nie skur...iłem"

Kazimierz Kutz w swoje urodziny. "Wiem, że się nie skur...iłem"

Mimo zaawansowanego wieku i świadomości, że "niedługo zgasi światło", Kazimierz Kutz nie czuł się emerytem. - Nie zdziadziałem! - zapewnił i dodał, że jest bardzo szczęśliwy. - Wiem, że nigdy się nie sk...wiłem - podkreślił reżyser w rozmowie z Wirtualną Polską w dniu 89. urodzin.

Kazimierz Kutz w swoje urodziny. "Wiem, że się nie skur...iłem"
Źródło zdjęć: © PAP | Michał SZALAST
Magda Mieśnik

Przypominamy wywiad ze śp. Kazimierzem Kutzem opublikowany 16 lutego 2018 r.

Pojawiają się problemy ze zdrowiem?

Właśnie nie. Ale tego się boję najbardziej. Na szczęście, starzeję się proporcjonalnie. Wszystko mi funkcjonuje, ale człowiek z wiekiem dziadzieje. Jest na łasce Pana Boga. Kalectwo starcze jeszcze mnie nie dopadło, ale jak dopadnie, to nie ma rady. Tak musi być.

Późno został pan ojcem. Najmłodszy syn urodził się, gdy był pan po 60-tce. Dzieci odmładzają?

Niesamowicie. Miałem dzieci 20 lat później, niż wszyscy inni. Najpierw postanowiłem zająć się karierą i przesunąłem rodzinność na drugi plan. A gdy już osiągnąłem sukces, po 40-tce zająłem się na serio rodziną.

Kariera uniemożliwia założenie rodziny?

Z powodu tego, że nie miałem rodziny, mieszkania, pieniędzy, mogłem poświęcić się sprawom zawodowym i ryzykować. Nie miałem na plecach żadnych dłużników rodzinnych. W związku z tym mój ostatni syn został poczęty w 62. roku mojego życia, a dzisiaj jest dorosły, mieszka w Krakowie, ma narzeczoną. Późne rodzicielstwo to zupełnie inna przyjemność. Bardzo pomagałem dzieciom, bo miałem już taką możliwość finansową.

Wtedy nie było 500+.

500+ jest dla najbiedniejszych. Im pomaga. A ja uważałem, że dzieciom muszę dać wyższe studia. Sami wybierali kierunki. Dwa lata temu ten najpóźniej poczęty syn skończył naukę. Wtedy moja rola się skończyła. Nic im już nie daję, za nic nie płacę, ale też niczego w sensie materialnym nie żądam. Ta późna rodzinność wiązała się też z zabawnym sytuacjami. Jak chodziłem gdzieś z córkami i synem, to wszyscy myśleli, że jestem ich dziadkiem.

Od niedawna jest pan i dziadkiem.

Mam jedna małą wnuczkę. Żałuję bardzo, że nie więcej. Franek Pieczka, który jest rok starszy, ma kilkanaścioro wnucząt. U niego się mnożą jak
króliki, mi to nie jest jednak dane. Jestem teraz sam z żoną w dobrym domu i jestem szczęśliwy, bo mam dużo czasu dla siebie. Nie zgłupiałem.

Nie męczy pana emerytura?

Przeszedłem na nią mając 80 lat. Nigdy nie czułem się emerytem. Teraz też się nie czuję. Jedyny objaw to fakt, że dostaję świadczenie. Mam 59 lat ciągłej pracy. W sensie psychologicznym nigdy na emeryturę nie przeszedłem. Piszę felietony, książki. Moje szare komórki nadal pracują. W związku z tym nie mam udręki safandulstwa umysłowego.

Kiedy się panu żyło najlepiej?

W PRL-u. W wieku 19 lat dostałem się do szkoły filmowej. Jestem ostatnim żyjącym człowiekiem tzw. polskiej szkoły filmowej. Pochodzę z bardzo biednej śląskiej górniczej rodziny. Nic nie miałem. Zapisałem się do szkoły w PRL, która była za darmo. Skończyłem ją bardzo szybko i już 10 lat sam stałem sam przy kamerze. Nie korzystałem z dobrego pochodzenia, nigdy nie byłem w żadnej partii. Sam się przepychałem przez całe życie. Mam na koncie prawie 70 dużych tytułów. Jak mówią krytycy, dokonałem kilku arcydzieł.

W PRL było inne podejście do kultury?

Zdecydowanie. PRL miał fantastyczny stosunek do kultury i artystów. Byliśmy ważni. To wtedy powstawały największe dzieła polskiej kultury. Dla mnie - człowieka z dołów społecznych - to był wspaniały czas, bo mogłem realizować się według własnych wyobrażeń siły i możliwości. I teraz jako facet spełniony siedzę sobie w domu, mam odchowane dzieci. Wiem, że się przez te 89 lat nie sk...wiłem. Nikogo nie skrzywdziłem. Coś może po mnie zostanie. Jestem ostatnim żyjącym reżyserem polskiej szkoły filmowej. Niedługo będę gasił światło.

Teraz gorzej się panu żyje?

Teraz nie mógłbym zrobić tego wszystkiego, co zrobiłem w PRL-u. Przed laty mieliśmy świetne kino, literaturę, a teraz? W kulturze w skali światowej marniutko. Wszyscy dziś piszą książki, ale do sztuki daleko. Nie mamy nawet co konkurować ze światem.

Z czego wynika ta różnica w podejściu do kultury?

W PRL stworzono warunki do tego, byśmy mogli konkurować ze światem. Żeby tacy ludzie jak ja, z biednych rodzin, mogli tworzyć. Dzisiaj jest trochę zdolnych ludzi, ale ja nim nie zazdroszczę. Proszę popatrzeć na naszych najwybitniejszych reżyserów. Pan Smarzowski ma 40-50 lat, a ile zrobił filmów? Można policzyć na jednym ręku. A ja mając lat 40 zrobiłem już co najmniej 40 tytułów. Myśmy byli wydajni, bo państwo chciało nas eksploatować, ale jako ludzi kultury, a nie dla propagandy, czy interesu. Cieszę się, że nie muszę pracować w dzisiejszych czasach. Teraz twórcy muszą żebrać o pieniądze na film. To haniebne.

Nie tęskni pan za polityką, demonstracjami? Jeszcze niedawno zasiadał pan w Senacie.

Jestem za stary, żeby tam łazić. Nie mam już na to siły. Protestowałem, walczyłem, gdy byłem młody. Jestem duchowo z nimi, bo nieposłuszeństwo obywatelskie jest bardzo ważne i trzeba z tego korzystać. Jak będzie trzeba, sytuacja będzie bardzo poważna, to na pewno stanę w pierwszym szeregu przed Sejmem. Jeszcze 15 lat temu chodziłem w pierwszym szeregu, ale teraz jestem wiekowy, nie wypada tak latać po mieście. Jest coś nieprzyzwoitego w tym, żeby stare facety wychodziły i pokazywały publicznie stare gęby. To trochę obraża to, o co się walczy. Każdy musi wiedzieć, gdzie jego miejsce. Moje jest w domu, w fotelu, z żoną.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
emeryturaurodzinyreżyser
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (241)