Katowicka prokuratura zaprzecza, że prześwietlała polityków lewicy
Katowicka prokuratura zaprzecza zarzutom, że miała prześwietlać polityków lewicy. Ich nazwiska znalazły się na "liście 1000", stworzonej w ramach jednego ze śledztw, bo osoby te zasiadały w organach tych samych podmiotów, co osoby objęte postępowaniem - zapewnia.
23.11.2012 | aktual.: 23.11.2012 17:59
Komunikat w tej sprawie Prokuratura Apelacyjna w Katowicach zamieściła na swej stronie internetowej. Przedstawia on efekty przeprowadzonej w ostatnich tygodniach analizy śledztw.
Przeprowadzono ją po zarzutach, które pojawiły się w październikowej publikacji w "Gazecie Wyborczej". W artykule pt. "Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy" napisano, że w trakcie toczącego się przed sądem we Wrocławiu procesu szefa fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier" Andrzeja Kratiuka i innych oskarżonych o nieprawidłowości finansowe wyszło na jaw, że katowicka prokuratura badała konta, majątki i przepływy finansowe około tysiąca znanych i wysoko postawionych osób kojarzonych m.in. z lewicą. Według gazety specgrupa na polecenie katowickiego prokuratora Jacka Więckowskiego przejrzała 250 prywatnych rachunków bankowych, sprawdzono prawie 1000 osób.
Jak napisał rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Leszek Goławski, śledztwo w sprawie podejrzenia prania brudnych pieniędzy przez Andrzeja K. zostało wszczęte po doniesieniu Generalnego Inspektora Informacji Finansowej z lutego 2005. r. Postępowanie, kilka miesięcy później umorzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, podjęła na nowo katowicka prokuratura - w sierpniu 2006 r.
Powodem podjęcia śledztwa było - jak podał rzecznik - "ustalenie związków podmiotowych" z innym prowadzonym wówczas śledztwem, w ramach którego już wcześniej, w maju 2006 r., komendant główny powołał grupę operacyjno-śledczą. Miała ona badać m.in. przestępstwa związane z procesem prywatyzacji państwowych spółek.
Podjęte na nowo śledztwo początkowo prowadził katowicki wydział CBŚ zwalczający zorganizowaną przestępczość ekonomiczną, później do sprawy włączono też grupę powołaną przez szefa policji. W grudniu 2007 r. - napisał rzecznik prokuratury - katowicki zarząd CBŚ sporządził analizę, której celem było ustalenie powiązań personalnych i kapitałowych pomiędzy osobami fizycznymi i prawnymi, których dotyczyło zawiadomienie o przestępstwie.
Analizę sporządzono w oparciu o odpisy z Krajowego Rejestru Sądowego, a jej integralną częścią było zestawienie nazwisk, wpisanych do KRS jako osoby reprezentujące 107 podmiotów gospodarczych lub będących ich właścicielami. "Lista 1000" stanowi jedynie załącznik do analizy z grudnia 2007 r. i jest tylko częścią tego dokumentu - wskazał prok. Goławski.
"Osoby nie związane ze śledztwem zostały na niej umieszczone jedynie z tego względu, że zasiadały w organach tych samych podmiotów, co osoby objęte zakresem postępowania przygotowawczego. Celem wymienionej analizy było stworzenie warunków do miarodajnego przesłuchania w charakterze świadków osób, w tym niektórych udziałowców, akcjonariuszy i członków władz podmiotów gospodarczych" - napisał rzecznik.
Podkreślił, że wobec osób z "listy 1000" prokuratura nie występowała do sądu o zgodę na ujawnienie tajemnicy bankowej lub o zarządzenie kontroli lub rejestrację rozmów telefonicznych.
"W związku z tym nie jest prawdziwa informacja zawarta w artykule 'Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy', że w postępowaniu sprawdzano 'setki', a nawet 'tysiące' osób i sprawdzano ich prywatne rachunki bankowe" - oświadczył prok. Goławski.
Zaprzeczył też, że w sprawie analizowano majątki polityków lewicy - Józefa Oleksego, Aleksandra Kwaśniewskiego, Włodzimierza Cimoszewicza, Wiesława Kaczmarka i Marka Belki. Takie nazwiska pojawiły się w postępowaniu, bo osoby te pełniły funkcje w tych samych podmiotach, co osoby objęte tym postępowaniem - podał.
Prok. Goławski zapewnił też, że zarówno przeprowadzona przez CBŚ analiza, jak i stanowiąca jej załącznik "lista 1000" nigdy nie była tajna i nie była ukrywana przed Andrzejem K. Dokumenty te były załączone do dwóch aktów oskarżenia, którymi objęto Andrzeja K. - z grudnia 2010 i z marca 2011 r. i oskarżony mógł się z nimi zapoznać.
"Nieprawdziwe jest więc stwierdzenie Andrzeja K., że dokumenty te zostały dołączone do akt dopiero na wyraźne żądanie sądu" - oświadczył rzecznik.
Po publikacji w "GW" sprawą zajęła się też sejmowa komisja sprawiedliwości. Na początku listopada podczas posiedzenia komisji szefowa Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Iwona Palka oświadczyła, że nie wie nic o "liście 1000".
Odnosząc się do posiedzenia komisji rzecznik prokuratury napisał, że w następstwie doniesień "Gazety" poseł Ryszard Kalisz został wprowadzony w błąd co do charakteru i pochodzenia "listy 1000". Posłowi nie przekazano też całej analizy.
Goławski poinformował, że prok. Palka skierowała już odpowiedź na pytania członków komisji. Podtrzymała w niej swe stanowisko, że lista, której kopię otrzymała dopiero na posiedzeniu komisji wcześniej nie była jej znana.