To już nie są pojedyncze przypadki. Wzbiera fala w Kościele
Iza: "Nie chcę być w Kościele, który trzeba ciągle usprawiedliwiać". Artur: "Poczułem się wykluczony, gdy ksiądz powiedział, że powinienem leczyć się z homoseksualizmu". Nela: "Czułam się zmęczona brakiem swojego miejsca". Coraz więcej Polaków odchodzi z Kościoła katolickiego. Część z nich dokonuje konwersji do Kościołów protestanckich.
20.11.2022 | aktual.: 08.01.2023 12:29
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Za kilka tygodni 29-letnia Iza dokona konwersji i przyjmie chrzest wodny w Kościele ewangelikalnym. Zaczęła o tym myśleć pod wpływem obserwacji i złych doświadczeń w Kościele katolickim. - To świadoma decyzja, choć wszystko zaczęło się od gniewu - przyznaje.
- Mam żal do Kościoła katolickiego jako instytucji. Boli mnie sposób, w jaki niektórzy polscy biskupi wypowiadają się o drugim człowieku, jak manipuluje się ludźmi i fałszuje obraz Boga na kazaniach. Zadałam sobie pytanie, co by było, gdybym miała dzieci. Czy chciałabym, żeby były w Kościele katolickim, chodziły na religię i były poddawane tej narracji? Skoro dla swoich dzieci chciałabym czegoś głębszego, to dlaczego sama miałabym zostać? - opowiada.
"Przestałam wierzyć w kapłaństwo"
Iza świadomie przeżywała wiarę. Chodziła na msze nie tylko w niedziele, regularnie przystępowała do sakramentów. Poznawała różne wspólnoty, z jedną z nich zaczęła pomagać ubogim w Poznaniu. - Dzisiaj widzę, że decyzja o konwersji była procesem - mówi.
- Poznałam różnych księży, też takich, których zachowania nigdy nie powinny mieć miejsca. Potrafiłam to usprawiedliwiać. Wiele razy słyszałam, że Kościół nie jest święty, ale najważniejsze są sakramenty. Momentem, kiedy poczułam, że coś się kończy, była utrata wiary w kapłaństwo hierarchiczne i w to, że Bóg chce tego kapłaństwa - wyjaśnia.
Dziewczyna zmusiła się, by dać sobie jeszcze jedną szansę. - Przystępowałam do sakramentów, chcąc wierzyć, że to działa. Chciałam być ponad to - wyjaśnia. - Dzisiaj wiem, że brak wiary w kapłaństwo prowadzi do niewiary w życie sakramentalne. W tamtym okresie przestałam ufać nauczaniu księży i tradycji Kościoła katolickiego. Zaczęłam bardziej ufać temu, co mówi Biblia - dodaje.
"Synod pomógł mi wyjść z Kościoła katolickiego"
Mimo to Iza zaangażowała się w etap diecezjalny synodu o synodalności, który rozpoczął się w ubiegłym roku z inicjatywy papieża Franciszka. - Synod pomógł mi wyjść z Kościoła katolickiego - opowiada. - W czasie tych spotkań zrozumiałam, że to jest już ten moment. Spotkałam osoby, które myślą podobnie, które są oburzone obecnym stanem Kościoła katolickiego: bogactwem materialnym, sposobem traktowania kobiet i osób homoseksualnych, upolitycznieniem, bagatelizowaniem wykorzystania seksualnego i absurdalnymi lekcjami religii. Postanowiłam, że nie chcę być w Kościele, w którym ciągle trzeba coś naprawiać, usprawiedliwiać i tłumaczyć - wylicza.
Z protestantyzmem Iza pierwszy raz zetknęła się na YouTubie. - W propozycjach wyskoczyła mi konferencja - wspomina. - Myślałam, że przemawia na niej ksiądz bez koloratki, ale okazało się, że to pastor z International Christian Fellowship (ICF). Zaczęłam uczestniczyć w spotkaniach i nabożeństwach online. Dowiedziałam się, że w Poznaniu są wspólnoty protestanckie. Trafiłam tak do baptystów, a następnie do zielonoświątkowców. Znalazłam tam spójność z tym, w co wierzę. Dla mnie to taka religia redukcji: odejścia od obrzędowości i skupienia się na Biblii, drugim człowieku i relacji. To nie jest tak, że nagle stałam się protestantką. Wiele rzeczy we mnie już było, choćby negatywny stosunek do rytuałów religijnych i nauczania o czyśćcu - wyznaje.
Katolicy zmieniają denominację
Zjawisko konwersji religijnej jest lepiej widoczne w Ameryce Łacińskiej, gdzie od czasów konkwisty wyznaniem dominującym był katolicyzm. Zgodnie z danymi opublikowanymi w 2014 roku przez Pew Research Centre 84 proc. badanych wychowało się w wierze katolickiej; w tej grupie 15 proc. zmieniło denominację chrześcijańską.
Szczególnym przykładem jest Brazylia, w której kilkadziesiąt milionów katolików w ostatnich latach odeszło z Kościoła katolickiego, tworząc tysiące nowych denominacji protestanckich - głównie zielonoświątkowych i ewangelikalnych.
Zdaniem księdza prof. Andrzeja Kobylińskiego, filozofa i etyka z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, konwersja katolików w Polsce jest zjawiskiem marginalnym. - Możemy mówić jedynie o kilkudziesięciu tysiącach wiernych, którzy na przestrzeni ostatnich 30 lat opuścili Kościół katolicki i stali się członkami wspólnot protestanckich lub dołączyli do Chrześcijańskiego Zboru Świadków Jehowy - ocenia.
Skala zjawiska jest trudna do oszacowania. Statystyk w tym zakresie nie prowadzą Kościoły protestanckie i Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK). - Trudno wskazać precyzyjne kryterium, które by nam pozwalało określać przepływy z jednego Kościoła do drugiego - tłumaczy ks. prof. Kobyliński.
- Takie kryterium występuje np. w Niemczech, gdzie obywatele każdego roku muszą obowiązkowo zadeklarować w zeznaniu podatkowym swoją przynależność do konkretnej wspólnoty wyznaniowej lub zgłosić fakt jej opuszczenia. W Polsce takie precyzyjne dane może nam dostarczyć jedynie publikacja Narodowego Spisu Powszechnego - wyjaśnia.
Ks. prof. Kobyliński od kilkunastu lat zajmuje się analizą globalnego procesu pentekostalizacji, czyli uzielonoświątkowienia chrześcijaństwa. - Na całym świecie chrześcijaństwo staje się coraz bardziej zielonoświątkowe. Pierwsza wspólnota zielonoświątkowa powstała w Stanach Zjednoczonych w 1901 roku. Obecnie jest już na świecie około 700-800 milionów chrześcijan zielonoświątkowych - wskazuje.
- W Polsce w ostatnich trzech dekadach konwersji na chrześcijaństwo zielonoświątkowe dokonało kilkadziesiąt tysięcy katolików. Znakomita większość tych katolickich konwertytów, którzy stali się zielonoświątkowcami, należała wcześniej do ruchu oazowego lub do Odnowy w Duchu Świętym. Decyzja o konwersji może być motywowana racjami doktrynalnymi, np. kwestią podejścia do etyki seksualnej czy rozumienia kultu maryjnego.
To wszystko wpisuje się w szerszy proces postępującego kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce. Ostatnie badania jednoznacznie na to wskazują. Jak wynika z analizy CBOS-u, wśród powodów wymienia się najczęściej krytykę Kościoła oraz księży. Od marca 1992 r. do czerwca 2022 r. odsetek osób dorosłych określających się jako wierzące spadł z 94 do 84 proc., a praktykujących regularnie (raz w tygodniu lub częściej) z blisko 70 proc. do niemal 42 proc.
17 proc. ankietowanych wskazało na brak potrzeby udziału w praktykach religijnych. 3 proc. deklarowało zmianę światopoglądu i wyznania.
"Poczułem się wykluczony"
Religia była zawsze obecna w życiu Artura*. W dzieciństwie zaciągał babcię na nabożeństwa. Odprawiał msze na taborecie. Później został ministrantem i ceremoniarzem. W gimnazjum zainteresował się mszą trydencką, odprawianą po łacinie. Wszystko zmieniło się, gdy wyjechał w wieku nastoletnim do Wielkiej Brytanii i uświadomił sobie, kim jest i co czuje.
- Przyjechałem na wakacje do Polski i poszedłem do spowiedzi - opowiada 22-latek. - Otworzyłem się przed księdzem i powiedziałem mu o swoim homoseksualizmie. Stwierdził, że to jest złe, nienaturalne i powinienem się leczyć. Ten moment przelał czarę goryczy. Poczułem się wykluczony, choć nadal tłumaczyłem sobie, że Kościół katolicki tak naucza, że powinienem żyć w czystości. Cały czas chowając w szafie to, kim naprawdę jestem - wspomina.
Artur wrócił na Wyspy i wciąż próbował być w Kościele katolickim. Pomóc miała mu w tym muzyka. - W dzieciństwie mój wujek uczył mnie grać na organach - mówi. - W ciągu czterech lat grałem w sześciu wspólnotach katolickich, szukając takiej, w której otrzymałbym jakąkolwiek zapłatę. Na krótko przed lockdownem ksiądz wyrzucił mnie z hukiem dlatego, że miałem inną wizję muzyki liturgicznej. Od momentu tamtej spowiedzi czułem, że Kościół nie chce mnie takiego, jaki jestem. Dodatkowo znalazłem się w kryzysie wiary - przyznaje.
Chłopak poznał Kościół anglikański zaraz po przybyciu na Wyspy. - Zachwyciła mnie muzyka - wspomina. - Zwróciłem też uwagę na podejście kleru. Zawsze wychodzą przed kościół, podają dłoń. Anglikanie są otwarci na człowieka, na jego pytania i wątpliwości. Tej otwartości nie doświadczyłem w Kościele katolickim. Zacząłem regularnie chodzić na nabożeństwa, ale decyzję o konwersji podjąłem podczas lockdownu. Miałem wtedy dużo czasu, by to przemyśleć - mówi podczas naszej rozmowy.
Gdy złagodzono restrykcje covidowe, Artur dokonał konwersji. - Poczułem się otoczony opieką - przyznaje. - Kościół, do którego przeszedłem, zaakceptował małżeństwa jednopłciowe już w 2017 roku. Ta decyzja ocaliła moją wiarę. Zacząłem odkrywać anglikanizm. Poczułem wewnętrzny spokój. Nie zmieniają tego nawet słowa, które słyszę od znajomych z Polski. Mówią, że jestem opętańcem, że porzuciłem msze trydenckie, by zostać heretykiem. Jedna osoba założyła nawet różę różańcową w intencji mojego nawrócenia. Jak widać, nie pomogło - dodaje.
"Czułam się zmęczona brakiem swojego miejsca"
23-letnia Nela cieszy się, że poczekała z podjęciem decyzji o konwersji do Kościoła protestanckiego. - Gdybym zrobiła to dwa lata wcześniej, odeszłabym obrażona na Kościół katolicki - wyjaśnia. - Poznałam w tym czasie inną, "lepszą" stronę Kościoła katolickiego. Moja decyzja nie wynikała z buntu, była raczej ciągiem przyczynowo-skutkowym.
Dziewczyna pochodzi ze Szczecina. Z dzieciństwa pamięta wspólne wieczorne modlitwy z rodzicami, niedzielne msze i obiady u babci. - Do gimnazjum wszystko przebiegało dość gładko - opowiada. - Później chodziłam na msze już tylko dlatego, że wypadało. Mówiłam o sobie, że jestem niewierzącą, ale praktykującą osobą. Zaczęłam podważać to, co mówiła na lekcjach katechetka. Zastanawiałam się, gdzie jest Bóg, skoro wokół jest tyle zła. Miałam dylemat, czy przystąpić do bierzmowania. Zrobiłam to tylko dlatego, że był to pewien etap społeczny i mogłam zostać chrzestną. Tak naprawdę nie znałam Boga i kompletnie nie wiedziałam, kim jest Duch Święty - opowiada.
Pierwszym miejscem, gdzie Nela spotkała się z innym sposobem przeżywania wiary, były Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. - Pojechałam tam bardziej z ciekawości, niż własnej potrzeby - wspomina. - Na miejscu zobaczyłam, że wiara wcale nie musi być nudna, że można ją zupełnie inaczej przeżywać. Wróciłam do domu i postanowiłam jeszcze raz spróbować. Niestety, sytuacja w Kościele katolickim nie była zbyt sprzyjająca. W Szczecinie nie znałam wielu wspólnot młodzieżowych, a te, które kojarzyłam, były dość jednoznacznie ukierunkowane politycznie - zwraca uwagę.
Dziewczyna za namową kuzynki poszła na spotkanie młodzieżówki w Kościele zielonoświątkowym. - Na początku ujęła mnie autentyczność tych ludzi - mówi. - Ludzie się modlili i to było dla nich najważniejsze. Czułam, że to wszystko, o czym mówią, nie jest oparte na formułkach, choć nie twierdzę, że są one złe. Spodobało mi się do tego stopnia, że pojechałam na konferencję młodzieżową. Tam po raz pierwszy doświadczyłam Bożej obecności. Poczułam, że chcę budować relację z Bogiem. Chodziłam na spotkania młodzieżówki, a w niedzielę na mszę katolicką. Dlaczego? Bliscy tłumaczyli mi, że nie mogę zrezygnować z sakramentów, zwłaszcza z Komunii - wyjaśnia.
Przez następne miesiące Nela żyła w rozkroku. Praktykowała w Kościele katolickim i protestanckim. - Zaczęłam zastanawiać się, w co wierzę i co czuję - tłumaczy. - Nie rozumiałam kultu świętych i maryjności. Po pewnym czasie czułam się zmęczona brakiem swojego miejsca. Byłam na nabożeństwie, na którym pastor informował o rozpoczęciu kursów przed chrztem. Poczułam, że tego potrzebuję - wspomina.
Dziewczyna poinformowała swoich bliskich o decyzji. - Próbowali mnie przekonać, że zbyt szybko ją podjęłam - opowiada. - Wiedziałam jednak, dlaczego chcę to zrobić. Przystąpiłam do chrztu. Tego dnia byli ze mną tata, babcia, kuzynka i dwie przyjaciółki - dodaje.
Od momentu konwersji minęły trzy lata. Nela nie żałuje swojej decyzji. - Wiem, że jestem w miejscu, z którym się utożsamiam. Ważna jest dla mnie autentyczność mojej wiary. W podziale Kościołów boli mnie kwestia Komunii, jako protestantka nie mogę jej przyjmować w Kościele katolickim. Bolesne były też komentarze o tym, że nie będę zbawiona, bo w moim Kościele nie ma prawdy objawienia - mówi.
- Początkowo bardzo się tym przejmowałam, dzisiaj już nie - przyznaje.
* - imię zmienione
Hubert Ossowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: