Katastrofa w Rosji: to jednak zamach!
Ślady materiału wybuchowego znaleziono we wraku jednego z rosyjskich samolotów, które rozbiły się we wtorek wieczorem - poinformowała Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB).
27.08.2004 | aktual.: 28.08.2004 15:37
Analiza próbek pobranych na miejscu katastrofy Tu-154 koło Rostowa nad Donem wykazała, że jest to heksogen, kruszący materiał wybuchowy silniejszy od nitrogliceryny - powiedział rzecznik FSB Siergiej Ignatczenko.
Zwrócił uwagę, że tego samego materiału użyto w zamachach, o które Moskwa obwinia czeczeńskich separatystów, w tym do wysadzenia budynków w Moskwie i Wołgodońsku w 1999 roku, kiedy zginęło ok. 300 osób.
Ignatczenko zastrzegł, że "badania szczątków drugiego z samolotów - Tu-134, który rozbił się koło Tuły, nie przyniosły żadnych nowych danych".
Powiedział też, że FSB uzyskała w śledztwie "dane, pozwalające określić krąg osób, które mogły być zamieszane w zamach na pokładzie samolotu Tu-154".
W obu katastrofach zginęło łącznie 89 osób.
Na kilka godzin przed deklaracją Ignatczenki na stronie internetowej, znanej z bojowych muzułmańskich komentarzy, pojawiło się oświadczenie islamskiego ugrupowania, które przyznaje się do porwania i spowodowania katastrof obu rosyjskich samolotów w związku z wojną w Czeczenii.
Autentyczności oświadczenia nie sposób potwierdzić. Tekst został podpisany przez "Brygady Islambuli", powiązane - jak twierdzi rosyjski serwis internetowy Newsru.com - z Al-Kaidą. Ugrupowanie o podobnej nazwie przyznało się już kiedyś do kilku zamachów terrorystycznych, w tym w Pakistanie. Swoją nazwę wzięło od nazwiska egipskiego oficera Halila Islambulego, który zabił w 1981 roku prezydenta Egiptu Anwara Sadata.
W Czeczenii rosyjscy żołnierze zabijają muzułmanów. To się skończy dopiero wtedy, gdy zaczniemy krwawą wojnę z Rosjanami - Dzięki łasce Bożej naszym mudżahedinom udało się zadać pierwszy cios - można przeczytać w internetowym oświadczeniu.
Deklaracja rzecznika FSB jest pierwszym oficjalnym przyznaniem, że katastrofa co najmniej jednego z samolotów była wynikiem zamachu terrorystycznego. Wcześniej ten sam Ignatczenko zapewniał, że nie znaleziono żadnych wskazujących na to śladów, a oficjalni przedstawiciele władz wykluczali "wersję terrorystyczną".
Jeszcze w czwartek wieczorem minister transportu i szef komisji wyjaśniającej przyczyny rozbicia się tupolewów Igor Lewitin oznajmił, że nie widzi związku między obu katastrofami.
Mimo to śledczy z FSB i MSW sprawdzali hipotezę o zamachu, poszukując podejrzanych wśród pasażerów obu rozbitych maszyn i śladów na miejscu katastrof.
Ich uwagę zwróciły dwie Czeczenki - S.Dżebirchanowa, która leciała Tu-154, i Amanta Nagajewa, która zarejestrowała się na lot Tu-134. Były one jedynymi pasażerkami, których rodziny nie zgłosiły się po tragedii, by się o nie dowiadywać.
Okazało się, że do tej pory nie znaleziono ciała Nagajewej, choć wydobyto szczątki wszystkich pozostałych ofiar z rozbitego Tu-134.
Dziennik "Kommiersant" ujawnił, że czeczeńskie MSW otrzymało już z Moskwy zapytanie w sprawie obu kobiet. Milicja ustaliła, że Nagajewa, młoda i niezamężna dziewczyna, niczym się nie wyróżniała i o jej związkach z separatystami nic nie wiadomo.
Większe zainteresowanie budzi Dżebirchanowa, która przy rejestracji biletu podała tylko nazwisko i pierwszą literę imienia, żadnych innych danych. Już na lotnisku Domodiedowo w Moskwie zmieniła rezerwację ze środy rano na wtorek wieczorem. W czasie lotu siedziała z tyłu samolotu, niedaleko ogona i toalet.
Według "Gaziety", z wstępnych ustaleń wynika, że piloci obu samolotów zdołali wysłać sygnały alarmowe: w Tu-154 - sygnał SOS, a w Tu-134 - sygnał "napad na samolot". Na miejscu katastrofy eksperci znaleźli ślady materiałów wybuchowych w tylnej części samolotu Tu-154, niedaleko toalet. Ocenili, że doszło do miejscowego wybuchu, który oderwał tył maszyny, co spowodowało, że samolot wpadł w korkociąg i rozerwał się na kawałki.
Za tą hipotezą przemawia układ szczątków obu samolotów. W obu przypadkach ogony maszyn leżały na ziemi z przodu, przed kadłubami, idąc po linii lotu. A gdyby rozerwały się bez wybuchu, to ogony znaleziono by z tyłu - za kadłubami.
Zagraniczni specjaliści uważają, że za wersją zamachów przemawia też fakt, że "czarne skrzynki" w obu samolotach niemal równocześnie się wyłączyły, zanim zarejestrowały nieprawidłowości na pokładach. Według "The Wall Street Journal", trudno wyobrazić sobie inną przyczynę tego niż wybuch.