Kataryna: Beaty Szydło już nie ma
No i zrezygnowali nam panią premier. Myślałam, że nic bardziej żenującego niż rekonstrukcyjny tasiemiec nie zobaczę, ale sam finał sezonu nawet mnie zaskoczył, choć przecież wielkich oczekiwań od fabuły nie miałam.
07.12.2017 | aktual.: 07.12.2017 23:10
Ale jak to było zagrane! Zamiast normalnej konferencji prasowej, na której pani premier mogłaby osobiście ogłosić swoją dymisję i wytłumaczyć zdezorientowanym wyborcom jej powody, mamy rzucone w przelocie zdawkowe oświadczenie rzeczniczki PiS Beaty Mazurek, a samej Beaty Szydło w tym już całkiem nie ma.
Nie mówiąc już o czymś takim jak prawo i procedury budujące powagę państwa - zgodnie z Konstytucją premier składa dymisję na ręce prezydenta, a nie partyjnego gremium, a prezydent teoretycznie wcale nie musi tej dymisji przyjąć. Zabawne, że przy okazji informacji o dymisji Beaty Szydło i wyznaczeniu Mateusza Morawieckiego na jej następcę zapewniono, że na razie zmienia się tylko premier, a reszta rekonstrukcji rządu dopiero za jakiś czas.
A przecież formalnie Beata Szydło poda do dymisji cały swój rząd i nowy premier będzie swój kompletował od nowa. Ale widać Mateusz Morawiecki skład swojego rządu zna jeszcze zanim się za niego zabrał i będzie miał na jego temat tyle do powiedzenia, ile miała Beata Szydło w kwestii tego kto będzie u niej ministrem obrony.
Beata Szydło: Plotki i dywagacje na temat rekonstrukcji rządu nie służą ani Polsce, ani rządowi, ani ministrom, którzy wykonują swoją pracę. Trzeba powiedzieć raz, jak to będzie: ta decyzja została podjęta, będą zmiany w rządzie, ja tę decyzję oczywiście omawiam z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, co jest rzeczą naturalną. Takie decyzje zapadają w gremiach partyjnych.
To słowa prawie już byłej pani premier sprzed półtora miesiąca. Trudno się nie zgodzić z pierwszą częścią wypowiedzi - plotki i dywagacje na temat rekonstrukcji rządu z pewnością nie służyły ani Polsce, ani rządowi, a styl w jakim żenujący spektakl został w czwartek wieczorem zakończony tylko to potwierdza.
Co więc się stało, że mając pełną świadomość, jak bardzo szkodliwe jest przeciąganie rekonstrukcji, pani premier potrzebowała aż półtora miesiąca na ogłoszenie swojej decyzji, która - jak sama twierdzi - została już wtedy podjęta? A raczej, jaką naprawdę decyzję chciała podjąć, że po kilku tygodniach negocjowania jej z partią sama musiała dzisiaj odejść? „Ta decyzja została podjęta, będą zmiany w rządzie, ja tę decyzję omawiam z prezesem PiS” - kogo chciała wymienić, że sama poległa? Można się skupiać na braku stylu w jakim prezes wymienił premiera, ale jest to rzecz drugorzędna. Dużo bardziej niepokoją mnie ewentualne powody dla których Beata Szydło okazała się za słaba i choć teoretycznie odchodzi sama, to faktycznie została usunięta.
Gdyby Mateusz Morawiecki zastąpił Beatę Szydło w mniej burzliwych okolicznościach, mogłabym uwierzyć w kleconą teraz naprędce narrację o nowych wyzwaniach. Niestety, partia rządząca zostawia mnie z wrażeniem, że Beata Szydło po prostu przegrała swój rząd z kimś od niej mocniejszym. I nie jest to bynajmniej Jarosław Kaczyński. Straty wizerunkowe PiS po tej roszadzie są gigantyczne. I nie widać najmniejszych korzyści z takiego rozwiązania, stąd moje wrażenie, że jest ono wymuszone i że w obozie rządzącym dzieje się jeszcze gorzej, niż nam się wydaje.
Kataryna dla WP Opinie