Kary grzywny za obraźliwe okrzyki pod adresem premiera
Kary grzywny orzekł Sąd Rejonowy w Białymstoku w procesie kibiców Jagiellonii Białystok, obwinionych o wznoszenie okrzyków obrażających premiera Donalda Tuska i zakłócanie porządku w miejscu publicznym. Wyrok nie jest prawomocny.
14.03.2013 | aktual.: 14.03.2013 15:04
Obwinionych było 29 osób, o których ukaranie wnioskowała policja. Chciała kar od 300 zł do 1000 zł grzywny. Obrońca i sami obwinieni chcieli uniewinnienia.
Sąd orzekł grzywny od 500 do 1000 zł w sumie wobec jedenastu osób, uznając że wykrzykiwanie przez nich obraźliwego hasła pod adresem premiera było wykroczeniem. Najwyższą grzywną został ukarany młody mężczyzna, który w czasie zatrzymania miał też przy sobie nóż.
Sześć kolejnych osób sąd uniewinnił, zaś wobec dwunastu - umorzył postępowanie, bo już wcześniej zostały ukarane mandatami.
Proces dotyczył demonstracji kibiców Jagiellonii Białystok z 17 maja 2011 roku przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Trwała tam wtedy konferencja prasowa poświęcona sprawie zamknięcia białostockiego stadionu na meczach Jagiellonii. Wnioskowała o to policja.
Kiedy kibice poznali decyzję klubu o zamknięciu części trybun (zamknięcie części stadionu przez sam klub było kompromisem, wobec możliwej decyzji wojewody o zamknięciu całego obiektu), rozwinęli dwa duże transparenty: "Możecie zamykać nam stadiony, lecz nigdy nie zamkniecie nam ust" oraz "Zamknijcie jeszcze dyskoteki, galerie i szkoły, niech nie będzie niczego". Krzyczeli różne hasła, m.in. pod adresem premiera Tuska ("Donald, matole, twój rząd obalą kibole").
Policja zatrzymała wtedy 43 osoby, postawiono im zarzuty z kodeksu wykroczeń. Karano je mandatami, które część osób przyjęła, ale część odwołała się od tych decyzji do sądu.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Kochanowski mówił, że najważniejszymi dowodami w sprawie były nagrania z przebiegu manifestacji z 17 maja 2011 roku (policja miała nagrania z dwóch kamer). Ocenił, że do momentu wzniesienia - jak to ujął - "nieszczęsnego okrzyku" pod adresem premiera Tuska, obwinionym nie można zarzucić naruszenia ładu i porządku publicznego. Nie było tym ani zgromadzenie się w miejscu publicznym, ani rozwinięcie transparentów.
- Obywatele powinni mieć prawo protestować, o ile ten protest odbywa się w ramach obowiązującego prawa - mówił sędzia. Ocenił, że "niewątpliwie" okrzyki pod adresem premiera kwalifikowały się jako wykroczenie.
"Chciałbym, żeby była to podstawowa myśl z tego procesu - tego typu zachowanie jest sprzeczne z obowiązującym prawem. I jeśli w ten sposób ktokolwiek będzie się zachowywać, w mojej ocenie, powinien odpowiadać za wykroczenie z art. 49 par.1 kodeksu wykroczeń" - mówił sędzia Kochanowski.
To artykuł, który mówi o demonstracyjnym okazywaniu, w miejscu publicznym, lekceważenie narodowi polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnym organom.
- Protestować można, protestować trzeba, ale trzeba to robić zgodnie z prawem - dodał sędzia Kochanowski.
W uzasadnieniu wyroku zwrócił m.in. uwagę, że policja nie do końca wykorzystała materiały wideo. W ocenie sądu bowiem można było, dzięki szczegółowej analizie tych nagrań, wyeliminować z listy obwinionych osoby, które zostały w czwartek uniewinnione (czyli nie wznosiły okrzyków) ale także postawić zarzuty innym, które wznosiły okrzyki, ale uciekły z miejsca demonstracji, gdy policja zaczęła legitymować jej uczestników.
Obrońca obwinionych mec. Wojciech Wójcicki zapowiedział złożenie apelacji. Przypomniał po ogłoszeniu wyroku, że w procesie zwracał uwagę, iż np. w sejmie dochodziło do takich nieparlamentarnych okrzyków "o dużo gorszej treści" polityków wobec siebie i żadnych postępowań nie było, albo kończyły się umorzeniem.