Karola Nawrockiego droga na ring. "Szybko nie zejdzie"
- Karol jest niedoceniany. Ludzie go nie znają, ale jak wejdzie na ring, to szybko nie zejdzie - tak o potencjalnym kandydacie PiS na prezydenta Polski mówi WP jeden z pracowników IPN. - Stworzył mechanizm propagandy historycznej i tym się zajmował. I promowaniem własnej osoby - komentuje były pracownik instytucji.
- Niech żyje wolna i niepodległa Polska, dla której żył i której służył i dla której zginął śp. profesor Lech Kaczyński - mówił 12 lutego tego roku Karol Nawrocki, kiedy na gdańskim oddziale IPN odsłaniał poświęconą byłemu prezydentowi tablicę.
Podniosłej przemowie przysłuchiwał się Jarosław Kaczyński. Chwilę później sam zabrał głos. Mówił, że wierzy, że w przyjdzie dzień, kiedy w Gdańsku powstanie pomnik Lecha Kaczyńskiego. Przypomniał, że w połowie lat 70. XX wieku wolności nie było, a jego brat i inni podejmowali walkę z komunizmem.
- Ale jednak ta wolność przyszła. I teraz, szanowni państwo, przyjdzie, dzięki takim aktom i dzięki takim ludziom, którzy kierują Instytutem Pamięci Narodowej i którzy mają odwagę, mimo tych obecnych, ciężkich czasów, podejmować tego rodzaju działania - chwalił Jarosław Kaczyński.
Po dziewięciu miesiącach tak chwalony przez niego Karol Nawrocki ma największe szanse, aby być kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Polski. Mimo że sam do partii nie należy i nigdy wcześniej nie startował w żadnych wyborach. Za to jego 21-letni syn Daniel wyborczy debiut ma już za sobą. W tym roku kandydował z wysokiego, drugiego miejsca na liście PiS i zdobył ponad 1000 głosów, ale mandatu nie udało się wywalczyć. Żona Marta pracuje w Krajowej Administracji Skarbowej. Wychowują wspólnie trójkę dzieci, oprócz najstarszego Daniela jeszcze Antoniego i Katarzynę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karol Nawrocki kandydatem PiS? "Jest eksperymentem"
Nawrocki organizuje pogrzeb "Inki"
41-letni Karol Nawrocki pochodzi z rodziny robotniczej, tata był tokarzem, a mama introligatorką. Młody Karol po ukończeniu IV LO w Gdańsku rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Gdańskim. Zakończył je w 2008 roku pracą magisterską. W piątek próbowaliśmy się chociaż dowiedzieć, czemu była poświęcona, ale rzeczniczce Uniwersytetu Gdańskiego nie udało się tego ustalić.
Kilka miesięcy po studiach, już w styczniu 2009 roku znalazł pracę w Biurze Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku. Pięć lat później awansował na naczelnika Oddziałowego Biura Edukacji. Naukowo zajmował się m.in. elbląską "Solidarnością". W 2013 r. obronił na UG doktorat pt. "Opór społeczny wobec władzy komunistycznej w województwie elbląskim 1976 - 1989". Promotorem pracy był prof. Grzegorz Berendt, późniejszy następca Nawrockiego na stanowisku dyrektora Muzeum II Wojny Światowej.
Wróćmy jednak jeszcze do 2015 roku, kiedy Prawo i Sprawiedliwość przejmuje władzę w Polsce, a pracujący w IPN Nawrocki angażuje się w działalność wychodzącą poza mury instytucji. W tym samym roku działa w komitecie budowy pomnika Danuty Siedzikówny "Inki". A już w następnym jest jednym ze współorganizatorów pogrzebu "Inki" oraz Feliksa Selmanowicza "Zagończyka". W uroczystościach bierze udział ówczesny szef MON Antoni Macierewicz. Za organizację m.in. tego wydarzenia Nawrocki zdobył tytuł Osobowości Roku "Dziennika Bałtyckiego" w kategorii działalność społeczna i charytatywna. Dostał 3837 głosów, a każdy z nich w postaci SMS-a kosztował 2,46 zł. Nawrocki przemawiając na uroczystej gali wręczenia nagród dziękował "kibicom Lechii, zawodnikom mniejszych klubów sportowych oraz środowiskom patriotycznym".
PiS doceniło Nawrockiego w 2017 roku, kiedy przyjął z rąk ministra kultury Piotra Glińskiego stanowisko dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, w miejsce współtwórcy muzeum prof. Pawła Machcewicza. Za nominacją miał stać poseł PiS Jarosław Sellin, pochodzący z Pomorza ówczesny wiceminister kultury.
- Nawrocki wziął się stąd, że Sellin nie był w stanie nikogo sensownego znaleźć. Chyba żadni inni historycy nie chcieli się pchać w to polityczne bagno. Tak rozpoczęła się kariera Nikodema Dyzmy - opowiadał niedawno w rozmowie z WP Mariusz Wójtowicz-Podhorski, były współpracownik Nawrockiego. W obszernym wywiadzie zarzucał, że był ofiarą mobbingu z jego strony.
Karol Nawrocki w muzeum miał do wykonania ważne zadanie, bo dotychczas prezentowana tam ekspozycja nie podobała się prezesowi PiS.
- Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku wpisuje się w niemiecką politykę historyczną. To swoisty dar Donalda Tuska dla Angeli Merkel - mówił Jarosław Kaczyński w Radiu Maryja.
Nawrocki zadanie wykonał. "Bez konsultacji z autorami scenariusza ekspozycji (...) wprowadził w niej zmiany oczekiwane przez polityków PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele i prawicowych publicystów" - pisał portal OKO.press.
Zmiany były ostro krytykowane przez twórców wystawy. - Tworzyliśmy Muzeum dla Polski. Wystawa w sposób kompetentny pokazuje światu dzieje kraju. Widzę dysproporcję między gigantycznym wysiłkiem intelektualnym i organizacyjnym między naszą pracą a łatwością, z jaką ludzie, którzy weszli do Muzeum, je zmieniają czy właściwie niszczą - mówił w 2019 roku w sądzie prof. Paweł Machcewicz (relacja za OKO.press).
Kiedy w 2021 roku Karol Nawrocki wystartował na stanowisko prezesa IPN, miał już ugruntowaną pozycję wśród polityków PiS. Oni sami potwierdzają to nawet dzisiaj.
- Znam pana prezesa od wielu lat, był dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, miałem z nim wtedy częsty, bieżący kontakt. W kontaktach i oficjalnych, takich bardziej instytucjonalnych, i tych bardziej prywatnych, zawsze objawiał się jako człowiek z pasją. Bardzo sympatyczny i ciepły. Wspominam z nim współpracę jak najlepiej - mówi Wirtualnej Polsce szef struktur PiS w Gdańsku Kazimierz Smoliński.
W konkursie na szefa IPN Nawrocki pewnie pokonał czterech innych kandydatów.
- Cieszę się, że czteroletnia praca moja i mojego zespołu w Muzeum II Wojny Światowej została doceniona, a zebrane doświadczenie zaowocuje w dalszej służbie Polsce - dziękował Nawrocki.
Dziś współpracownicy prezesa IPN nie chcą wypowiadać się o nim pod nazwiskiem, nawet jeśli go wprost chwalą.
- Karol jest niedoceniany. Ludzie go nie znają, ale jak wejdzie na ring to z niego szybko nie zejdzie. Nie ma doświadczenia politycznego, ale ja go widziałem na spotkaniach politycznych i on się uczy. Ale to jest człowiek, który niezwykle szybko się uczy. On ma całą dobę przeliczoną, nie ma przestojów, na wszystko jest czas: na sen, na trening, na spotkania, wszystko jest ułożone - chwali go pracownik IPN.
Ale nie wszyscy, którzy pracowali w IPN za czasów Nawrockiego mają o nim dobre zdanie. W 2022 roku z pracy w lubelskim oddziale instytutu został wyrzucony dr Mariusz Zajączkowski, który od ponad 20 lat zajmował się historią stosunków polsko-ukraińskich.
- Oficjalnym powodem było rzekome działanie na niekorzyść IPN i utrata zaufania w związku z tym. Ale nie przedstawiono żadnych dowodów przeciwko mnie, tylko spreparowany anonimowy donos - mówi dr Mariusz Zajączkowski, dziś pracownik Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.
Ale - jak dodaje - realnym powodem miał być sposób, w jaki zajmował się "niewygodnymi tematami dla nacjonalistów, czyli relacjami polsko-ukraińskim i zbrodniami NSZ-u na ludności ukraińskiej": - Jako obiektywny historyk, krytycznie podchodzący również do dziejów własnego narodu, pisałem o wszystkim: jednakowo o zbrodniach Ukraińców na Polakach, jak i zbrodniach Polaków na Ukraińcach.
Prezesurę Nawrockiego ocenia skrajnie krytycznie. - Karol Nawrocki jest nieudolnym prezesem, za czasów którego zalegalizowano oficjalnie donosicielstwo na pracowników otwarcie myślących, mających swoje zdanie i szeroką wiedzę w instytucji - komentuje Zajączkowski. - Jedynym "osiągnięciem" pana Nawrockiego było kompletne zdewastowanie nauki w IPN. Stworzył mechanizm propagandy historycznej i tym się tylko zajmował. I promowaniem własnej osoby - dodaje.
Jego sprawa jest obecnie w sądzie pracy. Ale takich osób jak Zajączkowski było w IPN znacznie więcej. Z oddziału w Szczecinie zwolniono trzy pracownice, które miały wypowiedzieć się krytycznie podczas zebrania. Doszło do ugody i IPN musiał im wypłacić odszkodowania. Dr Sławomir Poleszak został z lubelskiego IPN zwolniony w listopadzie 2021 r. Powód? Znowu utrata zaufania. Ale też praca naukowa Poleszaka, a konkretnie to, że - opierając się na swoich badaniach - śmiał opisać czarną kartę w historii jednego z żołnierzy wyklętych Józefa Franczaka pseudonim "Laluś". Poleszak wygrał w tym roku w sądzie pracy w pierwszej instancji, w styczniu rozpocznie się proces odwoławczy.
Zdjęcie z kryminalistą, kolegą z ringu
Wspomniany wcześniej ring to nawiązanie do bokserskiej przeszłości Karola Nawrockiego. W 2004 roku wygrał nawet Puchar Polski juniorów w wadze 91 kg.
Ale kiedy Nawrocki objawił się, jako potencjalny kandydat na prezydenta, pojawiły się również pytania o jego przeszłość, niekoniecznie tylko sportową. O związki z kibolami Lechii Gdańsk czy trójmiejskim półświatkiem. We wrześniu "Rzeczpospolita" opisała jego bliskie kontakty z Patrykiem Masiakiem, skazanym za porwanie, którego prokuratura wiąże z trójmiejskim gangiem sutenerów. Masiak, który występuje w tzw. freak figtach jako Wielki Bu, zamieścił na swoim Instagramie zdjęcie z Karolem Nawrockim. "Takie tam z prezesem IPN na kawce" - skomentował.
W rozmowie z "Rzeczpospolitą" Karol Nawrocki wyjaśniał, że Masiaka zna z walk na ringu. - Wiele lat się nie widzieliśmy, tak więc nie odniosę się do kwestii kryminalnych. Nie mam o nich pojęcia - stwierdził.
Polityków PiS trudno namówić do zwierzeń na temat Nawrockiego, od razu zaznaczają, że wciąż nie został zaprezentowany jako kandydat. - Wstrzymajmy się do niedzieli - powtarzają.
Wspomniany wcześniej Kazimierz Smoliński dodaje, że "o panu Karolu może mówić wyłącznie dobrze". - To osoba bardzo wartościowa i otwarta, ma łatwość w nawiązywaniu kontaktów, chętnie dzieli się swoją wiedzą, jest bardzo kontaktowy - opisuje Smoliński.
Paweł Buczkowski, Michał Wróblewski, dziennikarze Wirtualnej Polski
Napisz do autorów: pawel.buczkowski@grupawp.pl, michal.wroblewski@grupawp.pl