Karkosza: nie byłem agentem SB
Działacz opozycji i szef podziemnej Oficyny
Literackiej Henryk Karkosza zaprzecza, że był agentem Służby
Bezpieczeństwa. O rzekomej współpracy Karkoszy ze służbami
specjalnymi PRL, poinformowali jego dawni koledzy na podstawie akt
z Instytutu Pamięci Narodowej.
30.07.2004 | aktual.: 30.07.2004 17:18
"Oświadczam, że nigdy nie byłem agentem ani oficerem SB; w żaden też inny sposób nie dopuściłem się zdrady czy sprzeniewierzenia wobec opozycji lat 70. i 80., którą współtworzyłem" - stwierdza lakoniczne oświadczenie Karkoszy, które w piątek otrzymała PAP.
W liście opublikowanym w 41. numerze kwartalnika "Karta" członkowie Studenckiego Komitetu Solidarności (SKS) - ośrodka opozycji z Krakowa z drugiej połowy lat 70. - napisali, że dowiedzieli się, iż Karkosza był agentem SB.
"Sądzimy, że należy przekazać do wiadomości publicznej prawdę o aktach zdrady i mistyfikacji, której sami ulegliśmy. Uważamy, że wszyscy mają prawo do jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kto podjął ryzyko zaangażowania się w słusznej sprawie, a kto wybrał rolę instrumentu komunistycznego systemu represji" - napisali m.in. Ewa Bielińska-Kulik (członek redakcji podziemnego "Tygodnika Mazowsze"), Andrzej Mietkowski (były dyrektor redakcji Radia Wolna Europa w Warszawie), Jan Polkowski (poeta i rzecznik rządu Jana Olszewskiego)
, Józef Ruszar, Bogusław Sonik (b. dyrektor Biura Kraków 2000), Bronisław Wildstein (publicysta "Rzeczpospolitej").
To, że Karkosza został "wrzucony" w nasze środowisko - jak wszystko na to wskazuje jako oficer SB - wywnioskowaliśmy z materiałów otrzymanych z IPN; to ustalenie ma 100% pewności - powiedział w czwartek Wildstein. Anonimowy pracownik IPN powiedział zaś piątkowej "Gazecie Wyborczej", że z akt wynika, iż Karkosza "nie był po prostu agentem, lecz kadrowym oficerem SB skierowanym do pracy wewnątrz opozycji".
W 2001 r. ci sami działacze SKS ujawnili, że jeden z nich, Lesław Maleszka, współpracował z SB. Maleszka, dziennikarz "Gazety Wyborczej", przyznał po tym, że był agentem i poprosił o wybaczenie "wszystkich, którym wyrządził krzywdę". Prezes IPN Leon Kieres apelował wtedy o rozwagę do osób, które z akt otrzymanych z IPN dowiedzą się, kto na nich donosił, bo "każdy sam bierze na siebie odpowiedzialność". Dodał, że IPN nie odpowiada za zawartość akt służb specjalnych PRL ani za to, kto i jak je upowszechni.
Jan Ciechanowski z wydziału prasowego IPN - pytany, jakie możliwości dochodzenia swych praw w IPN może mieć Karkosza - wyjaśnił, że jedyną drogą jest zwrócenie się przez niego do IPN o ewentualne akta na jego temat.
Jeśli je dostanie, będzie to automatycznie oznaczało, że nie był agentem (agenci SB nie mają prawa dostępu do akt IPN) - oświadczył Ciechanowski. Dodał, że jeśli IPN odpowie mu, że nie jest pokrzywdzonym w rozumieniu ustawy o IPN, będzie to oznaczało albo że nie ma żadnych akt na jego temat, albo że był agentem lub oficerem SB i dlatego nie przysługuje mu status pokrzywdzonego i związane z tym prawo dostępu do akt.
Ostatnio Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego ustawę o IPN, m.in. dlatego, że osoba, którą wskazano jako agenta nie ma środków obrony swej godności. Sądy nie mogą bowiem weryfikować akt IPN: może to czynić tylko Sąd Lustracyjny, a ten lustruje jedynie osoby pełniące funkcje publiczne, a nie zwykłych obywateli - argumentuje RPO.