PolskaKaretka dla pijanego

Karetka dla pijanego

- To skandal! Żeby do takiego wysyłać karetkę! Szpital pieniędzy nie ma, a taki sobie będzie jeździł w tę i z powrotem, bo za chwilę jak go wypuszczą znowu zapity będzie tu leżał - protestuje kilka kobiet, obserwujących jak do leżącego na Krupówkach pijanego mężczyzyny podjeżdża karetka. I jak sanitariusze ładują nieprzytomnego na nosze i odjeżdżają z nim do szpitala. Rzeczywiście, jest tak, jak przepowiedziały kobiety.

Karetka dla pijanego

26.04.2005 | aktual.: 26.04.2005 08:45

Na drugi dzień tego samego pijanego mężczyznę karetka znowu musi wieźć do szpitala. - Proszę pani, ja znam tego faceta. On od lat pije, i leży tu po kilka razy dziennie! Ja się nawet dziwię, że ta karetka tak po niego przyjeżdża. Oni na nim zbankrutują! - śmieje się starszy pan, świadek całego zdarzenia.

Pijany to koszt niestety, dyrekcji zakopiańskiego szpitala do śmiechu wcale nie jest. Pijani, leżący na ulicach miasta, to nie tylko uciążliwy kłopot, ale i wysokie koszty. - W ubiegłym roku wyjazdy do pijanych osób stanowiły 5 proc. wyjazdów wszystkich karetek - podkreśla Regina Tokarz, dyrektorka zakopiańskiego szpitala. - A jeden taki wyjazd to koszt od 120 do 150 zł. Najczęściej też te osoby nie są ubiezpieczone, więc nam nikt nie zapłaci za to, że ich karetka przywozi.

Na własny koszt też musimy przeprowadzić badania alkomatem. Naprawdę, są to niemałe pieniądze. Ponadto absorbują oni czas naszych pracowników. Bo jedna karetka jest zajęta i zamiast jechać tam, gdzie rzeczywiście ktoś jej potrzebuje, musi przetransportować do szpitala osobę pijaną. Niestety, musi, bo szpital nie może odmowić wysłania karetki, gdy ktoś zadzwoni na pogotowie, że na ulicy leży człowiek. Musimy udzielić pomocy - Musimy wysłać karetkę, bo trudno stwierdzić, gdy leży ktoś na ulicy, czy jest tylko pijany, czy może ma też wylew lub zawał - wyjaśnia dyrektor Tokarz. Koszt przewożenia do szpitala pijanych osób to jeden problem, choć może nawet nie tak bardzo uciążliwy, jak konieczność zapewnienia w szpitalu noclegu takiej osobie.

Najczęściej są one bezdomne, brudne, zawszone. Leżeć w jednej sali z kimś takim, nie jest niczym przyjemnym. Tym bardziej dla ciężko chorych. - Muszę przyznać, że tylu wszy na odzieży, głowie jak u tych niektórych pijanych osób, to jeszcze nie widziałam - twierdzi doktor Anna Węglarz. - Zanim więc taka osoba trafi na oddział, trzeba ją napierw gdzieś umyć, przebrać. A w szpitalu nie ma miejsca. Miewałam czasem takie dyżury, że przyjmowaliśmy nawet 4, 5 osób pijanych. Naprawdę, dla szpitala to wręcz utrapienie. Pacjenci się skarżą - Oczywiście, że nasi pacjenci się skarżą! - podkreśla dyrektor Tokarz.

- Taki pijany obsika się i choć co jeszcze zrobi. I śmierdzi nam na cały oddział! Ale wyrzucić go nie możemy, bo to też człowiek, a nie ma innej możliwości. Bo gdzie go mamy odesłać, gdy nie ma w naszym mieście izby wytrzeźwień? I pewnie nie będzie, bo zakopiańscy radni twierdzą, że izby wytrzeźwień w Europie przestały już być modne. Pewnie zmieniliby zdanie, gdyby im przyszło spędzić noc w jednej sali z takim pijanym osobnikiem...

Halina Kraczyńska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)