Trwa ładowanie...
28-01-2006 09:31

Kamil nie może czekać

Nowotwór. To słowo pierwszy raz Kamil usłyszał 10 listopada ubiegłego roku. Skierowane było do niego. Od tego czasu jego życie całkiem się zmieniło. Z wesołego, kochającego muzykę i taniec chłopca zmienił się w cierpiącego, nad wyraz dorosłego człowieka. Ale ma w sobie dużo siły i wiary, że pokona chorobę.

Kamil nie może czekać
d4213ru
d4213ru

Nieduże mieszkanie w jednym z usteckich bloków zajmuje pięcioosobowa rodzina. Państwo Marek i Małgorzata Jura i ich trójka dorastających dzieci. Pan Marek jest na emeryturze. Pani Małgorzata prowadzi niewielki zakład bursztynowy. - Latem jakoś się jeszcze kręci - mówi. - Jest chociaż za co ZUS zapłacić, ale zimą to katastrofa.

Przełomowa data

Do 10 listopada 2005 roku wszystko toczyło się w miarę dobrze. Jakoś wiązali koniec z końcem. Cudów może nie było, ale nikt głodny nie chodził. Córka uczy się w liceum, młodszy syn w zawodówce. Kamil rozpoczął naukę w Technikum Gastronomicznym. - Chcę zostać kucharzem i później otworzyć restaurację, jak się uda - zdradza nam swoje marzenia 18-latek. Wychudzony, z poparzoną w środku buzią, popękanymi ustami, patrzy na nas smutno. Każde wypowiedziane słowo opłaca bólem. Przeszedł niedawno chemioterapię w Klinice Onkologii i Radioterapii Akademii Medycznej w Gdańsku. Złośliwy nowotwór atakuje mu węzły chłonne. Są przerzuty. Chemioterapię źle zniósł. Ma poparzoną nie tylko jamę ustną, ale też przełyk. Przyjmuje tylko płynne pokarmy. A jeszcze latem tańczył na promenadzie razem ze swoimi rówieśnikami...

- Najpierw przestałem słyszeć na lewe ucho - opowiada powoli chłopiec. - Później zaczęła mi puchnąć szyja. Pierwsza wizyta u usteckiego lekarza, później w Słupsku. Wzięli wycinek. Wynik badania był przerażający - nowotwór złośliwy. Natychmiast trzeba było podjąć leczenie. To była jedyna szansa, żeby uratować Kamila.

Leczenie kosztuje

- Trafiliśmy na naprawdę wspaniałych lekarzy - załamującym się głosem mówi mama Kamila. - Wszyscy starają się nam pomóc. Pojechaliśmy do Gdańska, ale tam musieliśmy wynająć pokój w hotelu robotniczym, bo na oddziale nie było wolnych miejsc. Dużo ludzi choruje. Na miejsce czeka się nawet trzy-cztery miesiące. A my nie mogliśmy czekać.

d4213ru

Badania i zabiegi w Gdańsku trwały tydzień. Za podróż i pobyt w Trójmieście trzeba było zapłacić około dwóch tysięcy złotych. Później jeszcze lekarstwa. - Na szczęście niektóre udało nam się dostać na taką receptę, że nie musieliśmy płacić - dodaje pani Małgorzata. - Dostaję czasami nową receptę od lekarza i pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to skąd wezmę na nią pieniądze. Rodzina pomogła nam ile mogła. Sąsiadka zorganizowała nawet zbiórkę pieniędzy dla nas u siebie w pracy. A tu ciągle mało. Kamil jest na diecie. Musi dostawać odpowiednie jedzenie. Chodzę, pożyczam i cały czas się boję, że przyjdzie taki dzień, że nie będę miała się już do kogo zwrócić o pomoc. A dziecko muszę ratować! Wczoraj Kamil miał pojechać na radioterapię do Gdańska. Ani on, ani jego mama nie wiedzieli, jak będzie. Czy przyjmą go do szpitala, czy znowu trzeba będzie wynająć gdzieś pokój. Ze strachem myśleli skąd wezmą pieniądze.

Kamil nie może czekać

W poniedziałkowym wydaniu "Dziennika Słupskiego" pisaliśmy o Kamilu i jego dramatycznej sytuacji. Chcieliśmy podać konto, na które Czytelnicy mogliby wpłacać pieniądze. Niestety Kamil nie miał takiego konta, a jego uruchomienie okazało się niełatwe. Dzwoniliśmy do różnych organizacji pozarządowych z prośbą o pomoc. Do Civitas Christiany, Fundacji Nadzieja, gdańskiej Fundacji Atlas... Każdy chciał pomóc, ale nikt nie mógł (z różnych względów) lub nie chciał udostępnić nam swojego konta, na które mogłyby wpływać pieniądze dla Kamila.

Dodzwoniliśmy się w końcu do pani Alicji Roguszczak, dyrektorki Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Słupsku. - Pomogę na ile będę mogła. Jeszcze dziś wyślę do tych państwa pracownika MGOPR - zapewniała nas. - Możemy przyznać jakąś kwotę w ramach pomocy, ale jeśli chodzi o udostępnienie konta, to wymaga to trochę czasu. To jest zbiórka publiczna i na nią zgodę musi wyrazić prezydent albo wojewoda. Ale Kamil nie ma czasu, więc szukaliśmy dalej. Marcin Dadel, szef słupskiego Centrum Wspomagania Organizacji Pozarządowych podpowiedział nam, że Polski Czerwony Krzyż ma prawdopodobnie takie stałe zezwolenie i u nich najszybciej można załatwić takie konto. Miał rację.

- Nie ma problemu. Mama Kamila musi tylko zgłosić się do nas i przedstawić historię choroby syna - powiedziała nam Janina Dzioba, szefowa słupskiego oddziału PCK. - Napiszemy razem podanie i uruchomimy konto. Pani Małgorzata zaraz na drugi dzień, tuż przed wyjazdem do Gdańska udała się do słupskiego oddziału PCK. Udało się. Możemy nareszcie podać konto, na które można wpłacać pieniądze na leczenie Kamila. - Jak tylko puszczą mrozy zorganizujemy dodatkowo kwestę - dodaje Dzioba. - Rozmawialiśmy już w tej sprawie z młodzieżą zrzeszoną w naszym oddziale PCK.

d4213ru

Będę ćwiczył capoeirę

Choroba Kamila zmieniła nie tylko jego życie. U rodziny państwa Jura nic już nie jest takie jak kiedyś. Kiedyś to znaczy przed 10 listopada. Brat Kamila zawalił szkołę, jego mama cały swój czas poświęca synowi. W domu zapanował strach, niepewność. Co przyniesie kolejny dzień? Choroba chce odebrać im syna. Najstarszego. Z tym nikt nie chce się pogodzić. I wszyscy zgodnie powtarzają - "Damy radę, Kamil wyzdrowieje". Kamil lubi muzykę. Jakiś czas temu zaczął ćwiczyć capoeirę. Nikt go tego specjalnie nie uczył. - Zobaczyliśmy jak ćwiczą tak jacyś ludzie na promenadzie - opowiada i na chwilę wydaje się, że zapomina o swojej chorobie. - Bardzo nam się spodobało, więc zaczęliśmy szukać informacji o tym stylu walki. Ćwiczyliśmy wszędzie. Na promenadzie, na trawie. Będę ćwiczył dalej, jak tylko wyzdrowieję. I wrócę do szkoły. Zostanę kucharzem...

Numer konta PKO SA 68 1240 3770 1111 0000 4068 0981 Koniecznie z dopiskiem "Dla Kamila".

Joanna Jusianiec

d4213ru
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4213ru
Więcej tematów