Kalifornia walczy z potężną suszą. Koniec "ery zielonych trawników"?
Kalifornia wkroczyła w czwarty rok uciążliwej suszy. Zdaniem niektórych ekspertów, tak sucho w tym stanie nie było od lat 30. ubiegłego wieku i może tak być nawet 10 lat. Mieszkańcy przygotowują się w tym roku na potencjalne braki wody i modlą się o deszcz - pisze Aleksandra Słabisz, korespondentka Wirtualnej Polski w USA.
Stan zielonych pól golfowych, posiadłości z basenami oraz hektarami pól uprawnych zmienia się nie do poznania. Kurczą się jeziora i wody gruntowe, usychają drzewa i brązowieją trawniki. Susza i jej konsekwencje dyktują politykę stanu, dominują w doniesieniach prasowych z tego regionu oraz kształtują codzienne życie 38,8 mln mieszkańców Kalifornii.
"Zielone trawniki mogą stać się reliktami przeszłości"
Po niezbyt udanych próbach dobrowolnego oszczędzania wody, w kwietniu gubernator Kalifornii Jerry Brown ogłosił bezprecedensowe obowiązkowe ograniczenia w zużyciu wody pitnej. Rejony miejskie muszą ograniczyć konsumpcję średnio o 25 proc. w stosunku do 2013 r. Przy czym bogate społeczności np. Beverly Hills, Hillsborough czy Dolina Krzemowa, które mogą sobie pozwolić na płacenie wysokich rachunków za wodę i stąd zużywają jej więcej - czeka ograniczenie zużycia nawet o 36 proc.
- Wkraczamy w nową erę, w której zielone trawniki mogą stać się reliktami przeszłości. Musimy razem działać i oszczędzać wodę jak tylko możemy - powiedział gubernator ogłaszając swój dekret.
Dotkliwe kary
Ograniczenia w zużyciu wody zostały na początku maja zatwierdzone przez stanowy Zarząd Kontroli Zasobów Wodnych. Według wytycznych, Kalifornijczycy z rozwagą powinni brać prysznic i robić pranie, muszą ograniczyć podlewanie trawników, ogrodów, pól golfowych oraz mycie samochodów. W restauracji nie dostaną już szklanki wody "na dzień dobry" - muszą o nią poprosić, a hotele mają zachęcać gości do kilkakrotnego korzystania z tych samych ręczników, zamiast oddawania ich po jednym użyciu do prania.
Jeżeli zużycie wody nadal będzie za wysokie to mieszkańcom będą grozić grzywny - 500 dol. dziennie. Dystrybutorzy będą mogą podnieść opłaty za wodę tym użytkownikom, którzy nie stosują ograniczeń, nakazać karną instalację urządzeń ograniczających zużycie wody, a nawet - zawiesić jej dostarczanie. W ten sposób władze mają nadzieję, że uda się zaoszczędzić trochę wody, tak aby starczyło do początku przyszłego roku.
Susze w Kalifornii to nic nowego, ale - według ekspertów z NASA i Cornell University - obecna susza, która trwa od 2012 r. może być tak poważna w skutkach, jak tzw. Dust Bowl, która w latach 30. ubiegłego wieku dotknęła środkową część kraju. Trwała osiem lat, objęła 77 proc. powierzchni Stanów Zjednoczonych i zmusiła tysiące ludzi do migracji na zachód. Teraz określana jest mianem najgorszej w XX w., a przez niektórych najgorszej od 300 lat wstecz.
Katastrofa wytworzona przez człowieka?
W normalnych latach 2/3 wody zużywanej przez Kalifornijczyków pochodzi z gór Sierra Nevada, w centralno-wschodniej części stanu. Kumulujący się tam śnieg wiosną zamienia się w strumienie wody, które zasilają deltę rzek Sacramento i San Joaquin na północy stanu. Stamtąd woda jest transportowana do około 25 mln użytkowników.
W ostatnich latach jednak zmniejszają się opady śniegu i deszczu w górach Sierra Nevada. Podczas gdy w "mokrym" roku w jednym z górskich punktów pomiarowych Phillips Station (na wysokości 2072 m n. p. m.) na początku kwietnia leży około 1,5-1,8 metra śniegu; w tym roku 1 kwietnia śniegu tam już w ogóle nie było. Stąd niepokój naukowców i władz stanowych.
Zdaniem niektórych ekspertów, jak np. Bonnera Cohena z konserwatywnego think tanku National Center for Public Policy Research obecna susza to katastrofa wytworzona przez człowieka. On i inni krytycy polityki stanowej twierdzą, że wody wystarczyłoby na potrzeby w Kalifornii, gdyby odpowiednio zarządzano opadami.
Winą obarczają też obrońców środowiska, którzy w ostatnich 30 latach skutecznie blokowali budowę nowych tam i zbiorników wodnych oraz walczyli o to, aby nadmiar słodkiej wody spływał do strumieni a potem do oceanu, gdzie redukuje szkodzące niektórym gatunkom ryb zasolenie.
Rolnictwo ma apetyt na wodę
Nawet jeżeli uda się ograniczyć zużycie wody w rejonach miejskich (np. kosztem trawników, pól golfowych, ogrodów, na które przypada 50-80 proc. konsumpcji w miastach) to i tak będzie to znikoma oszczędność. Najwięcej wody w Kalifornii pochłania rolnictwo - prawie 80 proc. ogólnego zużycia. W większości nie zostało ono objęte nakazem ograniczania wody.
Ten trzeci do wielkości stan ma ponad 80 tys. farm i rancz, na których prowadzonych jest ponad 250 różnego rodzaju upraw. Kalifornia wiedzie prym w Stanach Zjednoczonych w produkcji 75 produktów spożywczych trafiających na amerykańskie stoły, w tym kluczowych takich jak m.in. migdały, karczochy, daktyle, figi, rodzynki, kiwi, oliwki, pistacje i suszone śliwki. Los tej ważnej gałęzi gospodarki stoi pod znakiem zapytania. Jeżeli susza się przeciągnie, to jej konsekwencje w postaci wyższej ceny produktów spożywczych cierpieć będą konsumenci w całym kraju.
W miarę jak kurczą się powierzchniowe akweny wodne - jeziora, zbiorniki czy rzeki, farmerzy sięgają głębiej po wodę gruntową. To takie wodne konto oszczędnościowe Kalifornii, które jest źródłem 1/3 zapotrzebowania na wodę w trakcie normalnego roku. W latach suszy woda gruntowa pokrywa połowę zapotrzebowania.
Niestety, te zasoby również maleją. Co więcej w miejscu, z którego zostaje wypompowana woda gruntowa, zapada się ziemia. - Jak już wreszcie spadnie deszcz, to nie będzie miał się gdzie zgromadzić pod powierzchnią. Działamy na własną szkodę - mówią zatroskani mieszkańcy.
El Nino pokona suszę i pożary?
Niedługo pojawi się kolejny problem - lato to sezon pożarów, które każdego roku trawią połacie kalifornijskich lasów. Susza będzie dodatkowym elementem sprzyjającym rozprzestrzenianiu się ognia. Z braku wody uschło już ponad 12 mln drzew w Kalifornii i teraz będą podatnym nośnikiem pożarów. Czy będzie wystarczająco dużo wody, żeby ugasić żywioł? Czy starczy środków w budżecie? Służby Leśne szacują, że walka z pożarami kosztować będzie w tym roku 1,7 mld dolarów, a zaangażować trzeba będzie do niej ponad 10 tys. ludzi.
Niektórzy z nadzieją wypatrują El Nino. To zjawisko atmosferyczne u wybrzeży Pacyfiku, które - w zależności od jego siły - może w okolicach Bożego Narodzenia przynieść obfite opady deszczu. Tak było np. na przełomie lat 1982-83 i 1997-98. Są przesłanki, że potężne El Nino już się formuje u zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Jednak klimatolodzy oraz eksperci ds. wody studzą entuzjazm mówiąc, że jeszcze jest zbyt wcześnie, aby liczyć na to, że El Nino pokona suszę.
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.