Kalifat ISIS się kurczy. Ale to nie wystarczy, by pokonać islamistów
Niektórzy uważają nawet, że terytorialne zniszczenie kalifatu to... błąd
Zniknie kalifat, nie zniknie ISIS
Samozwańcze Państwo Islamskie, które przed dwoma laty ogłosiło powstanie kalifatu na terenach Syrii i Iraku, mocno się kurczy. Dżihadyści stracili już kilka ważnych miast i niezliczoną rzeszę ludzi. Ale to nie znaczy, że IS stało się przez to "bezzębne". Wciąż potrafi boleśnie kąsać, wysyłając do akcji swoich zamachowców samobójców i inspirując "samotne wilki". Różnej maści wojska i grupy zbrojne w Iraku, Syrii, ale też w Libii, gdzie jest jeden z przyczółków IS, oraz wspierający je zagraniczni sojusznicy wciąż więc starają się zmiażdżyć kalifat. Problem w tym, że to może nie wystarczyć.
- Zachodnia koalicja przeciw islamistom od początku popełniła błąd skupiając się za bardzo na terytorialnym wymiarze walki z IS w Iraku, Syrii, a potem Libii. Równie ważny wydaje się tymczasem wymiar pozageograficzny - polityczny i ideologiczny. Nawet gdybyśmy zajęli wszystkie terytoria kontrolowane teraz przez IS, ono dalej będzie istniało - mówi WP ekspert ds. terroryzmu Tomasz Otłowski.
A niektórzy komentatorzy twierdzą wręcz, że IS bez kalifatu nie tylko nie przestanie być groźne, ale może nawet stać się w pewien sposób jeszcze groźniejsze...
Na zdjęciu: członek prorządowych jednostek podczas walk w okolicy Kirkuku; luty 2016 r.
(WP/mp)
Błyskawiczna ofensywa
Świat usłyszał o Państwie Islamskim latem 2014 r. Właśnie wtedy radykalni dżihadyści, którzy zdobyli już wcześniej kontrolę nad kilkoma obszarami w Syrii, zaatakowali też w Iraku. Islamistyczny blitzkrieg skończył się tym, że Irak stracił kontrolę nad drugim największym miastem, Mosulem, ale też wieloma innymi terenami własnego państwa. Groźne widmo szybko przesuwało się w stronę stolicy, Bagdadu. I zostawiało za sobą krwawy szlak. To właśnie doniesienia o etnicznych rzeziach na jazydach, chrześcijanach, szyitach i każdej innej grupie uznanej za wrogów sprawiły, że sformowała się międzynarodowa koalicja państw arabskich i zachodnich pod przywództwem USA, która miała zatrzymać IS.
Na zdjęciu: pogrzeb członków Brygady Badra, prorządowej szyickiej milicji w Iraku, którzy zginęli w Tikricie; kwiecień 2016 r.
Sojusznicy i wrogowie
Na północy Iraku, ale też w Syrii najsilniejszym przeciwnikiem na lądzie przeciw islamistom okazali się Kurdowie. Kraje Zachodu zaczęły wspierać ich bojowników z powietrza, a potem m.in. szkoląc. Choć nie było to w smak Turcji, która również ma w swoich granicach kurdyjską mniejszość i bała się jej wzmocnienia. Niedawno Ankara zdecydowała o wysłaniu jej własnych sił do Syrii. A już wcześniej na syryjskiej arenie wojennej pojawił się jeszcze jeden ważny gracz - Rosja, która militarnie poparła reżim Baszara al-Asada. Podobnie zresztą jak Iran.
To właśnie w tym tyglu trwa walka z IS, choć nie dla wszystkich tworzących go sił zniszczenie kalifatu to najważniejszy cel.
Na zdjęciu: tankowanie F-22 Raptor przed operacją w Syrii; wrzesień 2014 r.
IS traci terytoria
Mimo to terytorium kalifatu topnieje. Jeszcze we wrześniu 2014 roku amerykańskie Narodowe Centrum Antyterrorystyczne szacowało, że zasięg obszarów kontrolowanych przez Państwo Islamskie jest niemal taki sam, jak powierzchnia Wielkiej Brytanii. Tymczasem, jak podaje grupa badawcza IHS Jane's, między styczniem 2015 rok u a czerwcem tego roku IS straciło 25 proc. swoich ziem. Jego obecna powierzchnia na terenie Syrii i Iraku to ok. 68 tys. km kw. Samozwańczy kalifat wciąż jest więc tylko nieco mniejszy niż Irlandia.
Zmniejszyć miała się także liczba bojowników IS. Amerykański magazyn "Foreign Policy" podawał w czerwcu, powołując się na przedstawiciela Departamentu Stanu USA, że jest ich 18-22 tys., podczas gdy dwa lata wcześniej ich liczbę szacowano na ok. 33 tys.
Na zdjęciu: irackie siły rządowe w okolicy Chalidiji; lipiec 2016 r.
Odbicie irackich miast
W Iraku pod koniec zeszłego roku udało się odbić z rąk IS Ramadi. Trzy miesiące później od islamistów wolny stał się Tikrit. A w czerwcu głośno było o przejęciu kontroli nad Faludżą - bitwa trwała około miesiąca. To jednak nie były łatwe zwycięstwa. Z Bliskiego Wschodu napływały informacje nie tylko o śmieci bojowników i żołnierzy, ale cywilów, którzy znaleźli się w pułapce. Wielu musiało porzucić domy i uciekać przed walkami. Co gorsza, także prorządowe szyickie milicje miały dokonywać zbrodni na sunnickich cywilach.
Teraz trwają walki o Mosul - największą iracką zdobycz IS. ONZ już alarmuje, że brakuje miejsc w obozach dla uciekających cywilów, a sytuacja może się jeszcze pogorszyć (czytaj więcej)
.
Na zdjęciu: mężczyzna podejrzany o bycie członkiem ISIS zatrzymany przez peszmergów w okolicy Sindżar; listopad 2015 r.
Walki w Syrii
Z kolei w Syrii w marcu siły Damaszku przejęły kontrolę nad Palmirą, położoną w środkowej części kraju. To właśnie w tym mieście znajdowały się cenne starożytne zabytki, a część z nich została zniszczona przez dżihadystów.
Jeszcze wcześniej, bo latem zeszłego roku, syryjskie oddziały Kurdów zajęły Tell Abjad - miasto nieduże, ale ważne z powodu swojego położenia na granicy z Turcją. Niedawno znów wybuchły tam walki. Równie istotne strategicznie miało być zajęcie w lutym przez SDF (Syryjskie Siły Demokratyczne) i wspierające je lotnictwo USA miejscowości Szadadi w północno-zachodniej Syrii.
Z kolei na początku sierpnia SDF informowały o zajęciu Manbidż. Donoszono również, że uciekający islamiści porwali cywilów, by stali się dla nich żywymi tarczami (czytaj więcej)
.
Na zdjęciu: Kurdyjki, członkinie kobiecych oddziałów SDF; listopad 2015 r.
Fala zamachów
Państwo Islamskie nie sprzedaje jednak swojej skóry tanio. I choć może tracić swoje terytoria, co rusz przyznaje się do krwawych zamachów. Na początku lipca islamiści dokonali ataku bombowego przy centrum handlowym w Bagdadzie. Zginęło w nim ok. 300 ludzi.
Według eksperta Tomasza Otłowskiego IS od początku swojego istnienia stawiało nie tylko na pozyskanie terytorium, ale też umysłów - radykalizację swoich zwolenników na całym świecie. Ekspert przypomina o wezwaniu samozwańczego kalifa Ibrahima (Abu Bakra) do mordowania "niewiernych", gdziekolwiek się jest. - Te dwie płaszczyzny (geograficzna i ideologiczna - red.) istniały równolegle. W momencie, gdy IS traci tereny, wymiar propagandowy siłą rzeczy zyskuje na znaczeniu - mówi Otłowski.
Na zdjęciu: Irakijczycy niosą ciało ofiary zamachu w Bagdadzie; lipiec 2016 r.
Całkowite zniszczenie kalifatu to błąd?
Są jednak eksperci, którzy uważają, że całkowite terytorialne zniszczenie IS to błąd. Taką ocenę przedstawił niedawno izraelski politolog Efraim Inbar. Uważa on, że słaby, ale wciąż istniejący kalifat m.in. przyciąga radykałów z całego świata i skupia ich na walce w regionie.
Pytany o komentarz Tomasz Otłowski mówi, że podobne poglądy przedstawiano wobec Afganistanu i talibów. - To kwestia wyboru strategii: czy leczymy dżumę cholerą, czy jakimś antybiotykiem? - mówi. I dodaje: - Otwartym jest pytanie, co się stanie, gdy zabraknie takiego miejsca, do którego islamscy radykałowie z całego świata podążają, by prowadzić dżihad? Jest ryzyko, że zostaną tam, gdzie żyją, w Europie, krajach Zachodu czy państwach arabskich, muzułmańskich, i tam będą prowadzić walkę.
Na zdjęciu: członek chrześcijańskiej milicji przygląda się linii frontu z ISIS w Telskuf; listopad 2015 r.
"Łatwiej wysłać wojska, niż walczyć z przyczynami"
Polski ekspert obawia się, że amerykańscy i europejscy stratedzy, decydujący o walce z IS, "myślą w kategoriach nie dłuższych niż kilka lat, aż do wyborów w ich krajach". - Łatwiej jest wysłać samoloty, siły specjalne, żołnierzy i mówić, że walczy się radykalnym islamem, niż skupić się na właściwych przyczynach, dla których kalifat zyskał taką popularność - mówi Otłowski.
Jak opisuje Polska Agencja Prasowa, "od 2014 roku do lipca 2016 roku w wyniku działań wojennych IS swoje domy musiało opuścić 3,4 mln Irakijczyków".
Na zdjęciu: Peszmergowie, kurdyjscy bojownicy, podczas szkolenia Bundeswehry; marzec 2016 r.