"Kaczyński nie dał się zapędzić do narożnika"
Wygrana Kaczyńskiego czy remis? Eksperci, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska nie są zgodni co do tego, kto zwyciężył w ostatnim telewizyjnym starciu przed niedzielnymi wyborami. Wszyscy wskazują, że w porównaniu z poprzednią debatą w tej Jarosław Kaczyński był bardziej ofensywny i lepiej przygotowany. - Wrócił stary Kaczyński, z uszczypliwościami, złośliwościami, ale też z pewną wizją. Nie udało się go stępić, w tej debacie łagodnej twarzy nie było - mówi WP dr Anna Materska-Sosnowska, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
30.06.2010 | aktual.: 04.01.2011 13:13
W drugim i ostatnim starciu kandydatów na prezydenta Komorowski i Kaczyński ponownie odpowiedzieli na dziewięć pytań dziennikarzy w trzech blokach tematycznych dotyczących: spraw społecznych, polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz gospodarki. Każdy z dziennikarzy zadał jedno pytanie w każdej z grup. Spotkanie poprowadziło troje dziennikarzy z największych stacji telewizyjnych w Polsce: Joanna Lichocka z TVP, Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN i Jarosław Gugała z Polsatu. Rozpoczął marszałek sejmu Bronisław Komorowski.
Starcie ciekawsze, Jarosław Kaczyński bardziej ofensywny
Eksperci nie mają wątpliwości, że środowy pojedynek był bardziej interaktywny, a przez to znacznie ciekawszy niż niedzielna debata. Zmianę widać było szczególnie w sposobie reakcji Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem miał w zanadrzu wiele ciętych ripost. - Nie był defensywny, przygotował wiele nowych argumentów w dyskusji. Już sam początek starcia był za jego sprawą bardzo dynamiczny, kiedy nawiązując do poprzedniego pojedynku, Kaczyński podszedł do kontrkandydata z dokumentem przygotowanym przez ministra Michała Boniego. To było bardzo znaczące. Zaraz potem przypomniał kompromitujące wypowiedzi Bronisława Komorowskiego dotyczące sytuacji powodzian - wymienia Biskup. Materska-Sosnowska ocenia, że Jarosław Kaczyński wygrał tę debatę. Biskup z kolei wskazuje na remis z silnym wskazaniem na prezesa PiS.
Debata kulturalna, bez chwytów poniżej pasa
Choć wszyscy spodziewali się "haków", to w debacie nie pojawiły się żadne chwyty poniżej pasa. - Wszystko odbywało się w granicach wyższej kultury politycznej. Z uszczypliwościami, ale bez mocniejszych ataków. Nikt nie sprawił złego wrażenia, żaden kandydat nie "przegiął" - wskazuje dr Bartłomiej Biskup z Instytutu Politologii UW.
Powrót "starego" Kaczyńskiego?
Zdaniem Materskiej-Sosnowskiej ta debata to powrót "starego" Kaczyńskiego. Jak mówi politolog z UW, Kaczyński zerwał z lansowanym do tej pory łagodnym wizerunkiem. Zdaniem Biskupa było to zagranie tylko na potrzeby tej debaty, po to by "nie dać się zapędzić do narożnika". - Wyciągnął wnioski z poprzedniego starcia i nie dopuścił do tego, by to Komorowski kierował debatą. A z łagodnego wizerunku nie zrezygnował do końca, bo nie wykluczył np. pogodzenia się z Wałęsą - zauważa Biskup.
Materska-Sosnowska ubolewa nad tym, że w wielu przypadkach kandydaci uniknęli odpowiedzi na pytania. - Wymijająco zachowywał się szczególnie Jarosław Kaczyński - mówi politolog z UW. Który moment debaty szczególnie jej się podobał? - Najlepsze było ostatnie zagranie z konstytucją na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Komorowski był przez całą debatę konsekwentny w tym, że zgoda buduje i zapraszał Kaczyńskiego do współpracy - mówi ekspert.
Inaczej ocenia debatę prof. Radosław Markowski, politolog z SWPS. Jego zdaniem Jarosław Kaczyński w swoich odpowiedziach plątał się i wspominał o nieistotnych szczegółach, które sprawiały, że artykułowany przez niego przekaz stawał się nieczytelny. - Nie był w stanie samodzielnie odpowiadać na pytania, tylko wyjmował ściągawki i z nich czytał. Moim zdaniem to zrobiło złe wrażenie, ale nie wątpię, że nie zniechęciło jego elektoratu - komentuje Markowski. Dla niego aktywniejszym i lepiej przygotowanym kandydatem w tym starciu był Bronisław Komorowski.
Niedzielna debata - w opinii profesora z SWPS - zakwestionowała zdolność Jarosława Kaczyńskiego do bycia prezydentem. - On wypada dobrze na wiecach, kiedy jest otoczony kupionymi cheerleaderkami i przemawia do swoich zwolenników, ale kiedy jego przeciwnik jest w odległości dwóch metrów, czuje się zastrachany, speszony. Jako obywatel bardzo się obawiam, co się stanie jak siądzie naprzeciwko Putina czy Obamy. Tamta debata to była katastrofa - komentuje Markowski. Ekspert zarzuca brak obiektywizmu prowadzącej debatę Joannie Lichockiej. - Dziennikarka TVP przygotowała manifest polityczny. Dogadała się z kandydatem na prezydenta, bo kiedy zadała pytanie, Kaczyński wyjął kartkę i odpowiedział cytując rzeczy, które były w tym pytaniu - mówi. Zdaniem politologa środowa debata przyniosła remis z silnym wskazaniem na Komorowskiego. - Wyborcy niezdecydowani powinni raczej zobaczyć, że zgoda buduje, niż że Polska jest najważniejsza. To jest jasne, że Polska jest najważniejsza, ale zgoda buduje jest odpowiedzią na to,
jak Polska ma być najważniejsza. Moim zdaniem ten przekaz się przebił - uważa Markowski.
Debata nie wyłoniła niedzielnego zwycięzcy
Czy debata znacząco wpłynie na wynik wyborów? Zdaniem ekspertów wpływ ten nie będzie przemożny. Debata nie wyłoniła niedzielnego zwycięzcy. - Decyzje w większości już zostały podjęte. Takie telewizyjne pojedynki są obliczone na tych wyborców, którzy są niezdecydowani. Debata nie jest czynnikiem rozstrzygającym, ale dopełniającym tę kampanię. Będzie istotna dla języczków u wagi - mówi dr Biskup.
Przed debatą Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jeśli jego kontrkandydat nie będzie się trzymał wcześniejszych ustaleń sztabów w sprawie przebiegu spotkania, to on też nie będzie. W niedzielę kandydaci weszli w ostrą, niezaplanowaną polemikę, kiedy Komorowski zarzucił Kaczyńskiemu, że chciał on odejść od unijnych dopłat dla rolników. Zaskoczył wówczas prezesa PiS depeszą PAP (z 2006 r.), w której była mowa o takim jego stanowisku i przypomniał, że nigdy nie zdementował tej swojej wypowiedzi. To było żartem! - odpowiadał Kaczyński.
Czy kandydaci szykują podobną niespodziankę na tę debatę? Czy Jarosław Kaczyński się odegra? O to zapytaliśmy przed ostatecznym starciem Komorowski-Kaczyński dr. Sergiusza Trzeciaka, politologa i specjalistę ds. marketingu politycznego. - Sądzę, że coś takiego się pojawi, bo tak nakazywałaby logika kampanii wyborczej. Sztuka polega na tym, by maksymalnie wykorzystać tę debatę. Taka sztuczka, wyjście poza warunki ustalone w debacie zostawiona na sam koniec, tak by kontrkandydat na miał czasu na reakcję, może nawet odmienić bieg wyborów. Zarówno Kaczyński, jak i Komorowski powinni mieć takiego "asa w rękawie". To jednak nie może być nic szczególnie agresywnego, czy kontrowersyjnego, bo wtedy może bardziej zaszkodzić niż pomóc - mówi Trzeciak.
Komorowski rozluźniony, Kaczyński bardziej spięty - tak było w niedzielę
Ekspert ocenił, że w niedzielnej debacie, to Bronisław Komorowski wypadł lepiej, bo był bardziej rozluźniony. Widocznie spięty - w jego ocenie - był z kolei Kaczyński. - Kandydat Platformy wykazał się większą energią, starał się za wszelką cenę sprowokować wymianę poglądów. Problem Kaczyńskiego polegał zaś na tym, że tak bardzo był przywiązany do swojego nowego wizerunku, że nie pozwalał sobie na spontaniczne reakcje. Jego zachowanie sprawiało wrażenie "występu kontrolowanego" - mówi WP dr Sergiusz Trzeciak. Kaczyński, dodaje, dbał o to, by zachować kontakt wzrokowy z widzami przed telewizorami, zwracał uwagę, by cały czas patrzeć w kamerę. W opinii politologa i doradcy politycznego to mowa ciała Komorowskiego była jednak bardziej przekonująca. - Kandydat Platformy dbał o to, by treść jego przekazu korespondowała z odpowiednią intonacją i gestykulacją. Całość była dosyć spójna - kończy ekspert.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska