"Kaczyński na Wawelu to symbol głupoty tej katastrofy"
- Potrzebna jest większa obywatelska kontrola nad organami sprawiedliwości i działaniami prokuratury - przekonywał w Katowicach Janusz Palikot, który opuścił PO i tworzy własny Ruch Poparcia. Zdaniem Palikota, Prawo i Sprawiedliwość w latach 2005-2007 pod pozorem walki z korupcją walczył z opozycją. Poseł stwierdził także, że feralny lot do Smoleńska nie powinien w ogóle mieć miejsca. - Staliśmy się słynni z głupoty na całym świecie i Lech Kaczyński na Wawelu jest symbolem tej głupoty - mówił
16.10.2010 | aktual.: 17.10.2010 05:32
Na otwarte spotkanie z Palikotem w Katowicach zatytułowane "Życie bez podsłuchów" przyszło kilkaset osób, wielu chętnych nie zmieściło się w wynajętej sali. Wśród gości była szefowa biura poselskiego popierającego Palikota Kazimierza Kutza (niezrzeszony), który sam nie mógł przybyć z powodu choroby. Jako element scenografii posłużył banner z sylwetką posła Zbigniewa Ziobry (PiS) z rękami w kajdankach.
Jak mówił Palikot, m.in. o katastrofie smoleńskiej, która - jego zdaniem - na całym świecie będzie opisywana adeptom sztuki lotniczej jako "kuriozalny lot". - Staliśmy się słynni z głupoty na cały świat - bo nie powinien ten samolot wystartować z Warszawy, nie powinien mieć takiej delegacji na pokładzie i nie powinien nawet próbować lądować w Smoleńsku - wyjaśnił.
- To jest część z polskiej odpowiedzialności, naszej polskiej głupoty - i Lech Kaczyński na Wawelu jest symbolem tej głupoty - ale jest też odpowiedzialność rosyjska - ocenił poseł wskazując, że lotnisko nie było bardzo dobrze przygotowane, a wieża powinna była zabronić lądowania bez względu na skutki dyplomatyczne. - Jest odpowiedzialność strony rosyjskiej, ale gdyby nie głupota strony polskiej, nie byłoby odpowiedzialności strony rosyjskiej, a nie odwrotnie - zaznaczył.
PiS chciał zniszczyć opozycję
Jego zdaniem lata 2005-2007 były dla wielu Polaków latami koszmarnego snu, gdy pod pozorem walki z korupcją, walki o prawo, ówczesna władza walczyła z opozycją, ze społeczeństwem obywatelskim i inaczej myślącymi. Przypomniał też, że już przed rokiem przez Polskę przetoczyła się dyskusja o potrzebie zwiększenia obywatelskiej kontroli nad podsłuchami, z której jednak niewiele wynikło.
Nawiązał przy tym do niedawnej sprawy podsłuchiwania dziennikarzy przez służby specjalne. Podkreślił, że opinia publiczna powinna poznać okoliczności tych podsłuchów i jako "szokującą" określił postawę polityków, którzy uspokajali, że nic się nie stało, bo do takich działań były podstawy prawne. - Jeśli są podstawy prawne do podsłuchiwania dziennikarzy, to znaczy, że nie ma prawa - ocenił.
Zdaniem Palikota, powszechna niechęć do powołania komisji śledczej w sprawie podsłuchów dziennikarzy, co postulował, wynika z faktu, że "politykom wszystkich racji i wszystkich nacji w gruncie rzeczy opłaca się trochę wystraszyć media, żeby za bardzo nie przyglądały się temu, co ci politycy robią".
Zaznaczył, że jest to kontekst dla potrzeby zmian w prawie, określającym działanie prokuratury i zakładanie podsłuchów. Wymieniając je wskazał, że podsłuchiwani obywatele powinni być po zakończeniu działań o tym informowani, raz w roku odpowiedni minister powinien o takich działaniach informować opinię publiczną, a podsłuchiwany obywatel, o ile uzna podsłuch za bezzasadny, powinien móc domagać się w sądzie odszkodowania.
Podobnie - jego zdaniem - obywatel powinien móc domagać się zaskarżenia bezzasadnych działań prokuratury. W sytuacji, gdy prokuratorzy zgodnie z zasadą legalizmu rozpatrują wszystkie trafiające do nich sprawy, również te absurdalne, a setki z nich "dla świętego spokoju" wysyłają do sądu, gdzie ostatecznie są umarzane, należy zmienić tę zasadę legalizmu. Ocenił, że cała taka procedura - prócz tego, że jest niepotrzebna - kosztuje, zajmuje czas i "rujnuje życie publiczne".
Palikot poinformował, że postulaty te celowo ogłasza w regionie, który szczególnie przeżył śmierć posłanki Barbary Blidy. Jak mówił, chodziło mu o to, by pokazać, że choć przed kilkoma laty było w Polsce pewne przyzwolenie na zdecydowane działania władzy - wobec rozpowszechnionej korupcji i innej przestępczości - jednak były one pozorne.
"Walka z dopalaczami to pozory"
- Nie dajcie się państwo nabierać, tak jak nabraliśmy się wszyscy po tej aferze Rywina w 2005 r. Władza niech działa, ale zgodnie z prawem. Niech Donald Tusk zamyka dopalacze, sklepy z dopalaczami, ale zgodnie z prawem - apelował Palikot. - To jest pozór troski o społeczeństwo, a uprawianie polityki w stylu Kaczyńskiego i Ziobry - ocenił.
Jak mówił, jeżeli w Polsce dopalaczy używa 200-300 tys. osób, potrzeba prawdziwych działań - być może trzeba zalegalizować miękkie narkotyki, które nie niszczą tak jak dopalacze, zrobić kampanie społeczne, program społeczny - "aby oni nie chcieli być na haju, a chcieli być w realu - przekonywał Palikot.
Mówiąc o sytuacji finansów państwa, poseł przypomniał że kościelna Komisja Majątkowa oddała Kościołowi katolickiemu 160 tys. hektarów. - Oczywiście oni je oddali licząc po tysiąc złotych i mówią, że to było 160 mln czy coś takiego. (...) Oddano Kościołowi dziesiątki miliardów, utrzymanie katechetów kosztuje miliard rocznie - wyliczał.
Podkreślił, że takie wydatki "nie są wspólne, bo nie wszyscy chcą na to płacić". Ocenił, że dzisiaj złożenie wniosku o likwidację Komisji Majątkowej, której zostało do rozpatrzenia już niewiele spraw, jest "żadną odwagą", a odwagą byłaby likwidacja wartego miliard złotych rocznie Funduszu Kościelnego.
- Sam jako poseł brałem niestety udział w głosowaniach, gdzie w budżecie zakładano co roku po 10, 20, 40 milionów na Świątynię Opatrzności Bożej - mówił Palikot, dodając, że w Polsce stawia się i oświetla kolejne kościoły, podczas gdy nie są remontowane domy kultury. - Potrzebujemy i kościoła, i domu kultury, ale to wszystko równolegle, a nie, że jest przegięcie w jedną stronę - tłumaczył zapewniając, że sam nie walczy ani z Kościołem, ani z Panem Bogiem, ani z wiarą ludzi.
- Szanuję to w najgłębszym stopniu, ale taki Kościół, który dzisiaj zawładnął całe państwo, który nie pozwala na funkcjonowanie państwa świeckiego, który jednostronnie wymusza ogromne darowizny i haracze finansowe na swoje funkcjonowanie, to nie jest Kościół, który chcę zaakceptować. Takiego Kościoła nie akceptuję" - podkreślił Palikot.
Poseł zapowiedział też, że będzie dążył do zmniejszenia Sejmu do 360 posłów, a chcąc rozwiązać częsty problem wysokich miejsc na partyjnych listach wyborczych działaczy "miernych, ale wiernych", będzie postulował wprowadzenie ordynacji wyborczej "przynajmniej mieszanej", tak aby część posłów wybierana była z list partyjnych, a pozostali - z okręgów jednomandatowych.
Palikot tłumaczył, że po dotychczas zorganizowanych przez Ruch spotkaniach widzi potrzebę wprowadzenia na scenę polityczną czegoś między ruchem społecznym a partią. Aby Ruch nie przekształcił się w "fundusz emerytalny dla polityków", przygotowywane są już zmiany w jego statucie, dopuszczające m.in. pełnienie funkcji przewodniczącego przez najwyżej dwie kadencje, choć on sam odejdzie - jak zapowiedział - po jednej.
W Katowicach Palikot podziękował też Kazimierzowi Kutzowi za gest poparcia. Jak mówił, to dla niego strasznie wzruszające, że "ten człowiek, w tym wieku, w takich okolicznościach zdrowia, decyduje się poprzeć kogoś tak szalonego jak Janusz Palikot" - zaryzykować mimo pewnej kolejnej kadencji w PO. - To dodaje niesamowitej wiary, że to jest możliwe. Właściwie nikt mi w życiu tak nie pomógł, jak Kazimierz Kutz tą jedną decyzją - zaznaczył.