ŚwiatKaczyński i Morawiecki w Kijowie, czyli między historią a histerią [OPINIA]

Kaczyński i Morawiecki w Kijowie, czyli między historią a histerią [OPINIA]

Wizyta polskich polityków w stolicy Ukrainy nie zmieni przyszłości świata ani nie stanie się przełomem w wojnie. Ale kpienie z niej, wyszydzanie, a także zupełne lekceważenie jej istoty jest niewłaściwe.

Kijów, Ukraina, 16.03.2022. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, premier RP Mateusz Morawiecki, premier Czech Petr Fiala, premier Słowenii Janez Jansza, premier Ukrainy Denys Szmyhal oraz wicepremier, prezes PiS Jarosław Kaczyński wzięli udział w konferencji prasowej po spotkaniu
Kijów, Ukraina, 16.03.2022. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, premier RP Mateusz Morawiecki, premier Czech Petr Fiala, premier Słowenii Janez Jansza, premier Ukrainy Denys Szmyhal oraz wicepremier, prezes PiS Jarosław Kaczyński wzięli udział w konferencji prasowej po spotkaniu
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Lange, PAP/Andrzej Lange
Patryk Słowik

Gesty są istotne. Pokazał to w 2008 r. Lech Kaczyński, który - nie bacząc na zagrożenie - pojechał do ogarniętej wojną Gruzji, by wygłosić płomienne przemówienie.

Wówczas z prezydenta Kaczyńskiego kpiono. Historia okazała się jednak łaskawa dla ówczesnego pierwszego obywatela RP, a bezlitosna dla krytyków.

Aktualnie niemal każdy, nawet wrogowie polityki Lecha Kaczyńskiego, przyznaje, że ułańska wręcz szarża do Tbilisi była jednym z najjaśniejszych punktów jego prezydentury. Samo przemówienie zaś wspominane jest do dziś jako udane, rozsądne i niestety aktualne.

Rosyjski imperializm bowiem na przestrzeni lat nie wygasł, lecz się nasilił. Słowa Kaczyńskiego obecnie jawią się jako oczywiste, ale wystarczy prześledzić politykę wielu państw, by zobaczyć, że do 2022 r. dla wielu wcale to oczywiste nie było.

Czyny i gesty

Wizyta Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego oraz premierów Czech i Słowenii w Kijowie zapewne nie przejdzie do historii. Nie ten moment, nie ten entourage. Nie oszukujmy się: znaczenie ma, czy się przemawia do tłumu ludzi, czy rozmawia przy stole nakrytym starym obrusem.

Wątpliwe, by Michał Dworczyk, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, miał rację, stwierdzając wczoraj w Polsat News, że "na naszych oczach wykuwa się historia świata".

Nie, nie wykuwa się. Warto znać proporcje.

Nie oznacza to jednak, że obecność trzech premierów państw należących do Unii Europejskiej i Jarosława Kaczyńskiego w Kijowie oraz spotkanie z ukraińskimi władzami jest bez znaczenia.

Ma znaczenie, i to duże. W polityce ważne są gesty, symbole. Nie są, rzecz jasna, najważniejsze, ale się liczą. Gdyby do Ukrainy przybył Joe Biden, Ursula von der Leyen bądź nawet Olaf Scholz, wielu Polaków kiwałoby głowami z uznaniem dla ich odwagi.

Trudno o dobitniejszy gest wsparcia dla Ukrainy, niżeli przyjechanie do ostrzeliwanego miasta, by stanąć przed ludźmi i powiedzieć: jesteśmy z wami, wspieramy was.

Za taką deklaracją oczywiście muszą iść czyny. I w tej kwestii jednak Polska nie ma czego się wstydzić. Sprawdzamy się jako sojusznik Ukrainy - a to ocena nie tylko nasza (wiadomo, ludzie z reguły myślą o sobie lepiej niż powinni), lecz także samych Ukraińców.

Kawa i herbata

Krytycy kijowskiej wyprawy Kaczyńskiego i Morawieckiego zwracają najczęściej uwagę na dwie kwestie.

Po pierwsze, bezpieczeństwo - tak samych polityków, jak i Polski, a nawet świata.

Profesor Lena Kolarska-Bobińska stwierdziła wczoraj, że wizyta może zapoczątkować trzecią wojnę światową.

I tu znów: warto znać proporcje. Rozsądnie byłoby też pamiętać, że nie można ciągle uciekać przed Putinem z obawy o eskalację konfliktu. Unikanie konfrontacji z imperialistycznym dyktatorem wcale nie poskutkuje brakiem starcia. Wręcz go do niego zachęca.

Obawy o bezpieczeństwo polityków są zrozumiałe, ale właśnie wyjście z wygodnego i bezpiecznego biura i pojawienie się w miejscu, w którym na co dzień przebywają miliony Ukraińców, stanowią o sile gestu.

Drugi zarzut sprowadza się do polskiego piekiełka politycznego. Słyszymy, że Kaczyński i Morawiecki "pojechali do Kijowa w celu poszukiwania politycznego złota i robienia sobie PR-u".

Pamiętajmy, że kawa nie wyklucza herbaty.

Faktem jest, że wojna tuż za granicą sprzyja rządzącym. Ba, wojna sprzyja rządzącym na całym świecie. Uznawany za słabowitego i niedającego sobie rady w pędzącym świecie Biden stał się dla wielu uosobieniem zdecydowania i męstwa. Mało kto pamięta dziś, jakie taneczne harce w pandemii wyczyniał Boris Johnson. Tak samo jest w Polsce: Prawo i Sprawiedliwość politycznie zyskuje. Tak już jest, że przejmująca ludzi wojna oraz obawy o bezpieczeństwo najczęściej jednoczą wokół władzy. Na tej też spoczywa większa odpowiedzialność, bo prawda jest taka, że rządzący mają wszelkie narzędzia do działania. Opozycja - choćby chciała - takiego arsenału nie posiada.

Teza, że Kaczyński i Morawiecki chcą skorzystać wewnętrznie na wyjeździe do Kijowa, jest rozsądna. Większość polityków myśli o sposobach na utrzymanie władzy, a ekipa Morawieckiego pokazała już wielokrotnie, że jest to dla polskiego rządu rzecz wręcz najistotniejsza. Nie oznacza to jednak, że nie są na jednym ogniu upieczone dwie pieczenie.

To, że Prawu i Sprawiedliwości być może wzrośnie poparcie w kolejnym sondażu, nie wyklucza przecież, że najważniejsi polscy politycy wykonali odważny, przyzwoity gest oraz udzielili silnego głosu poparcia dla Ukraińców.

Gra w lidze

Wyobraźmy sobie zresztą sytuację, w której w Kijowie znajdują się czołowi politycy z Czech, Słowenii i, dajmy na to, Słowacji. Wówczas wielu lekceważących bądź wręcz kpiących z podróży Kaczyńskiego i Morawieckiego oburzałoby się, że przedstawicieli polskiego rządu nie ma przy jednym z najważniejszych dziś na świecie stołów.

Warto dostrzec także, iż wojna w Ukrainie przełożyła się na swoistego rodzaju reset w relacjach międzynarodowych.

Osamotniona do niedawna Polska, skłócona ze wszystkimi, zaczyna występować wspólnie z państwami, z którymi w UE można tworzyć sojusze przynajmniej w niektórych sprawach.

Oczywiście - znając realia - będziemy w stanie rozmienić na drobne szansę na stanie się liderem regionu, którą otrzymaliśmy, ale wizyta w Kijowie naszą pozycję umacnia, a nie osłabia.

Tymczasem zasada w polityce międzynarodowej jest prosta: graj co najmniej w swojej lidze, a gdy tylko możesz – staraj się grać w lidze wyższej.

Kaczyński i Morawiecki zagrali właśnie ponad nasz potencjał. I bynajmniej nie przegrali.

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie