Kaczyńscy: lokalne sukcesy, globalne porażki
Kiedy się patrzy na polską politykę, wówczas wyraźnie widać pewną niespójność. Oto dwaj najważniejsi politycy, czyli Prezydent i Premier uważani są za mistrzów rozgrywek, za wspaniałych strategów i taktyków. Szczególnie w działaniach Premiera część komentatorów dopatruje się zawsze ukrytego celu i gdy cokolwiek w polityce się wydarzy (a zawsze się wydarza cokolwiek) to skłonni są w tym widzieć realizację jakiegoś planu. Jednakże to domniemane mistrzostwo na scenie lokalnej zawodzi w obliczu polityki o bardziej globalnym, zagranicznym charakterze. Tam bowiem mamy do czynienia albo z porażkami, albo co najmniej z niezgrabnościami, czy – najłagodniej mówiąc – z niejasnościami.
19.07.2007 | aktual.: 19.07.2007 17:25
Jednego dnia Prezydent stwierdza, że sprawa tarczy antyrakietowej jest praktycznie przesądzona, tylko po to, by nazajutrz dementować samego siebie mówiąc, że nie jest prawdą jakoby zawarta została już umowa. Nawiasem mówiąc: to dementi też nie jest trafione, a może celowo osłabione, przecież Prezydent nie twierdził, że zawarto umowę, tylko, że rzecz przesądzono. W istocie prostuje więc nie to co powiedział, ale coś co byłoby chyba jeszcze gorsze, jakby po to, aby osłabić złe wrażenie wywołane swą niefortunną wypowiedzią. Trochę tak, jakby uczeń podający złą datę bitwy pod Grunwaldem ratował się mówiąc: przecież nie powiedziałem, że wygrali Krzyżacy. Krytyka, jaka wybuchła po pierwszej wypowiedzi słusznie koncentrowała się na tym, że za wcześnie, dlaczego za granicą, że osłabia to naszą pozycję negocjacyjną. A przede wszystkim, wskazać trzeba, że lekceważy taka wypowiedź opinię publiczną, której nawet nie próbowano przekonać do tarczy. Nie podjęto próby najmniejszej i to jest bardzo złe.
Z kolei od powrotu delegacji rządowej z Brukseli trwa spór o to, co właściwie osiągnięto. Premier twierdzi, że coś uzgodniono, ale potem wypadło i że będziemy walczyć o to, aby rzecz przywrócić. Ale ostatnio słyszymy, że francuski minister spraw zagranicznych mówi, że nie ma już powrotu do sprawy głosowania, co ustalono, to zapisano i koniec. I jest to kolejny zagraniczny polityk tak twierdzący. A więc co najmniej niedomówienie, jeśli nie poważny błąd polskiej ekipy.
Ten rozdźwięk między nimbem mistrzów politycznych rozgrywek lokalnych (nie do końca zasłużonym) a potknięciami zagranicznymi musi boleć polityków. Można powiedzieć, że „globalne salony” stanowią trudny test dla umiejętności lokalnych. W dużym stopniu to pewnie wina nieprofesjonalnego zaplecza obu polityków, które przecież po to jest, żeby takie rzeczy kontrolować. Na osłodę można powiedzieć, że takie pomyłki może czynią jakoś obu polityków bardziej ludzkimi. Może w istocie mówią prawdę, no bo przecież z tarczą rzecz jest chyba istotnie przesądzona, a w Brukseli może nas trochę wyrolowano, czego nie dopilnowaliśmy w bezlitośnie wykorzystanej chwili słabości. A więc politycy ci po prostu mówią prawdę, nie bawiąc się w dyplomatyczny język, przez co są bliżej ludu. Może to tak działa, ale wolałbym, aby zbliżali się do ludu nie przez błędy, tylko w inny sposób. Bo teraz wygląda to tak, że zamiast kierować się znaną maksymą „myśl globalnie, działaj lokalnie”, stosują regułę odwrotną: przenoszą swe lokalne myślenie
do działania na scenie globalnej. A taka strategia zawodzi.
I póki co prawdziwym profesjonalizmem wykazuje się polityk bardzo lokalny, czyli wójt Mrągowa, który sam jeden odkrył podobno koronkowe fałszerstwo CBA. Ale i tego nie możemy być do końca pewni, bo kto wie, czy zaraz nie okaże się, że odkrył, bo miał odkryć, bo też był elementem planu, choć może nawet o tym nie wiedział.
Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski