Kaczyńscy będą zabiegać o lewicę
Burza, którą młody poseł PiS Adam Hofman wywołał, deklarując możliwość zawarcia przez jego partię koalicji z SLD, jest niczym w porównaniu do gestów, które będzie musiał wykonać Lech Kaczyński, by w drugiej turze zdobyć poparcie wyborców lewicy.
17.03.2010 | aktual.: 17.03.2010 10:51
- Trudno sobie wyobrazić, by Hofman tę propozycje rzucał bez uzgodnienia z władzami partii. Nie jest jeszcze na tyle silnym politykiem, by tego rodzaju deklaracje zgłaszał samodzielnie - przyznaje Ryszard Bugaj, były lider Unii Pracy, obecnie doradca ekonomiczny prezydenta. Jeśli Bugaj ma rację, to PiS zaczyna oswajać swoich wyborców z myślą, że ugrupowanie, które antykomunizm wpisało na sztandary, będzie łagodzić swój kurs.
Na razie dyskusję na temat utworzenia "PiSolewu" przeciął Jarosław Kaczyński, który stwierdził, że sojusz taki jest niemożliwy, ale to przecież nie koniec zabiegania o elektorat lewicowy i postkomunistyczny. Zwłaszcza że atmosferę podgrzały jeszcze dwie ikony SLD, czyli Aleksander Kwaśniewski oraz Józef Oleksy ("Polska", 13.03), którzy nie brzydziliby się współpracą z braćmi Kaczyńskimi.
Niebezpieczeństwo sytuacji szybko dostrzegli politycy z drugiej strony barykady. Włodzimierz Cimoszewicz stwierdził, że członek SLD, który zechciałby zawrzeć sojusz z "odpowiedzialnymi za śmierć Barbary Blidy", będzie świnią. Z kolei Janusz Palikot powiedział, że - wchodząc w koalicję z SLD - Platforma osiągnęłaby więcej. - Mamy więc sytuację, w której SLD stał się wyjątkowo pożądaną i atrakcyjną panną - przyznaje prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i filozof.
Walka o dusze wyborców lewicy pokazuje, że dwa główne obozy polityczne w Polsce zdają sobie doskonale sprawę z tego, że bez poparcia wyborców o sympatiach socjalnych i postkomunistycznych nie da się wygrać wyborów. Donald Tusk walkę o nich zaczął wcześniej - wpisując na listę Platformy do europarlamentu Danutę Hübner oraz przedstawiając Włodzimierza Cimoszewicza jako kandydata na przewodniczącego Rady Europy, pokazał, że jest zdolny do zakopywania historycznych podziałów. Ta strategia może okazać się jednak błędna, bo - wciągając ludzi lewicy do swojego obozu politycznego - lider PO w dużej mierze odciął ich od wpływu na lewicowych wyborców.
Dlatego ostry atak byłego premiera i marszałka Sejmu na PiS może wcale nie odnieść skutku. W zabiegach o lewicowych wyborców Lech Kaczyński posiada całkiem sporo atutów. - Prezydent doktoryzował się z prawa pracy i jego poglądy gospodarczo-ekonomiczne są bliższe związkowcom niż pracodawcom - mówi prof. Krasnodębski.
Dodatkowo Lech Kaczyński jest znacznie bardziej liberalny od PiS w sferze obyczajowej. Mając poparcie środowisk radiomaryjnych, wcale nie jest ich ulubieńcem. Jego atutem w tych zabiegach może być także rodzina. Żona brała udział w Kongresie Kobiet i dyskusjach o aborcji, natomiast zięć jest wprost związany z SLD. Adam Gierek przyznaje, że Lech Kaczyński nie wywiązał się z obietnic z poprzedniej kampanii. Najbardziej wytyka mu brak programu budowy mieszkań. Zaraz jednak dodaje, że zręby tego przedsięwzięcia w postaci ustawy o wykupie gruntów zostały przygotowane, a na korzyść obecnej głowy państwa może przemawiać także blokowanie prywatyzacji służby zdrowia, proponowanej przez Platformę.
- Wetowanie ustaw zdrowotnych jest małym plusem, ale za tym nie poszła propozycja rozwiązań, które zmieniałyby sytuację w służbie zdrowia. A tam przecież reformy są konieczne - przyznaje Gierek.
Prezydentowi znacznie łatwiej niż kandydatowi Platformy będzie odwołać się do środowisk socjalnych. Znaczna część prezydenckich wet dotyczyła właśnie kwestii socjalnych, Lech Kaczyński nie będzie więc miał większych problemów z udowodnieniem, że w czasie obecnej kadencji nie sprzeniewierzył się ideom głoszonym w poprzedniej kampanii. Co prawda nie będzie mógł pochwalić się spełnieniem obietnic, ale tym przecież będzie mógł obarczyć okoliczności, w których PiS stracił władzę, a ster rządów przejęła Platforma.
- Być może trudno będzie mu wrócić do hasła Polski solidarnej, bo przecież to za rządów PiS zostały obniżone podatki dla najbogatszych - przyznaje Ryszard Bugaj. - Do tego przecież ważną postacią w tym obozie jest prof. Zyta Gilowska, której poglądy są zdecydowanie liberalne. Pamiętać jednak należy, że propozycje kandydatów Platformy idą znacznie dalej. Profesor Krasnodębski zwraca uwagę, że wyborcy - głosując - rzadko kierują się racjonalnym rachunkiem własnych zysków. Ale jeśli dotychczasowe sondaże okażą się trafne i do drugiej tury wejdą kandydat PO oraz obecny prezydent, wyborcy lewicy staną przed wyborem mniejszego zła.
Dlatego aby myśleć o sukcesie wyborczym, Lech Kaczyński będzie musiał nie tylko odwołać się do elektoratu socjalnego, ale przekonać wyborców o postkomunistycznych sympatiach, że podziały historyczne nie mają dla niego tak wielkiego znaczenia.
Zaproszenie do komitetu honorowego Ireny Szewińskiej, byłej działaczki Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, jak to było w poprzedniej kampanii, może nie wystarczyć. Tym razem wokół Kaczyńskiego możemy zobaczyć kogoś znacznie wyraźniej kojarzonego z postkomunistyczną lewicą. Choć dziś trudno wyrokować, kto to będzie, to z pewnością sztabowcy Lecha Kaczyńskiego już szukają takiej osoby.
Mariusz Staniszewski