Kaczmarek, Rywin i dziwny sąd z Mokotowa
Sąd z Mokotowa nie chciał zajmować się sprawą Rywina, bo uznał, że jest zbyt medialna. Teraz ten sam sędzia zajął się równie medialnym zatrzymaniem b. ministra Kaczmarka i uznał je za bezzasadne. Ale to niejedyne zaskakujące decyzje mokotowskiego sądu. Dzięki decyzji sądu o kontynuowaniu przetargu na sprzedaż zabytkowych budynków warszawskiej fabryki Norblina mogła je przejąć firma związana z Lwem Rywinem. Pisaliśmy także o propozycjach „załatwienia” sprawy, jakie od rodziny jednego z sędziów otrzymywał bohater naszego artykułu.
Lipiec 2003 r. Od ujawnienia nagrania z zapisem korupcyjnej propozycji, złożonej naczelnemu „Gazety Wyborczej” Adamowi Michnikowi przez producenta filmowego Lwa Rywina, minęło siedem miesięcy. Afera wstrząsnęła polską sceną polityczną, przed sejmową komisją śledczą zeznają najważniejsze osoby w państwie, m.in. premier Leszek Miller i wiceminister kultury Aleksandra Jakubowska. Opinia publiczna poznaje nowe fakty o funkcjonowaniu układu w III RP. Imperium postkomunistów zaczyna słabnąć. Główny aktor afery, Lew Rywin, zostaje oskarżony. Początkowo ma być sądzony w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Mokotowa. Jednak sędzia Igor Tuleya prosi o zmianę sądu – jego zdaniem sprawa jest zbyt poważna, a jej bezprecedensowość, doniosłość i zainteresowanie społeczne oraz medialny charakter sprawiają, że powinna się toczyć przed sądem wyższej instancji. Ostatecznie sąd apelacyjny przekazuje sprawę do Sądu Okręgowego w Warszawie.
Podwójna miara
Mijają cztery lata. Polska się zmienia, rządzi PiS, postkomuniści są w opozycji. Jednak powiązania polityki i biznesu nie znikają, przedstawiciele układu usiłują wkupić się w łaski nowej władzy. 8 sierpnia 2007 r. premier Jarosław Kaczyński odwołuje ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka. Powodem jest przeciek w sprawie akcji CBA przeciwko Andrzejowi Lepperowi. Po dymisji Kaczmarek nie przebiera w środkach. Ostro atakuje rząd, oskarża ministra Ziobrę. Jednak kolejne ujawniane fakty przeczą jego wersji. 30 sierpnia były minister zostaje zatrzymany pod zarzutem składania fałszywych zeznań. Oprócz niego zatrzymani są też były szef policji Konrad Kornatowski oraz prezes PZU Jaromir Netzel. Prokuratura przedstawia nagrania pokazujące kulisy działania układu polityczno-biznesowego, w który zamieszani byli Kaczmarek, Kornatowski i prezes Prokomu Ryszard Krauze. Podobnie jak w przypadku afery Rywina zarzuty dotyczą osób ze świecznika i towarzyszy jej duże zainteresowanie społeczne. Tym razem
jednak sędzia Tuleya nie ma wątpliwości – decyduje się orzekać w sprawie. Uznaje zatrzymanie Kaczmarka za bezzasadne. Jestem zaskoczony – mówi „GP” zastrzegający anonimowość były prokurator. Współpracowałem z sądem mokotowskim, zawsze uważałem, że pracują tam profesjonaliści. Ale orzeczenie w sprawie Kaczmarka i przede wszystkim jego uzasadnienie to jakiś absurd. Pozostali nasi informatorzy nie są jednak zdziwieni. To nie jest normalna instytucja– mówi jeden z nich. Tu ubecją śmierdzi na kilometr.
O komentarz poprosiliśmy wiceprezesa sądu mokotowskiego Jerzego Podgórskiego. Nie widzę żadnej sprzeczności między zachowaniem sędziego w sprawie Rywina i teraz. Wtedy zgodnie z prawem przekazaliśmy sprawę do sądu okręgowego. Teraz nie mieliśmy takiej możliwości. Wyrok jest jak najbardziej zasadny. Norblin dla Rywina
Odmowa postępowania w sprawie Rywina to niejedyny przypadek zetknięcia się sądu mokotowskiego z producentem filmowym i jego interesami. Kilka tygodni temu pisaliśmy w „GP” o sprawie przejęcia zabytkowej fabryki Norblina przez firmę ALM DOM, której głównym udziałowcem jest firma Heritage Lwa Rywina. Na terenie obecnego Muzeum Techniki mają stanąć apartamentowce. Kulisami sprzedaży interesuje się prokuratura. Decyzję o kontrowersyjnym przetargu w tej sprawie, mimo sprzeciwu prokuratury, podjął właśnie sąd mokotowski. Jak pisaliśmy, według naszych informatorów udane inwestycje Rywina mają być nagrodą za to, że ten nie sypnął i poszedł siedzieć. Nie wiem, o czym pan mówi – twierdzi Podgórski. Nie znam tej sprawy – dodaje.
Peerelowskie powiązania są w tym sądzie na porządku dziennym – mówi jeden z naszych rozmówców. Wiadomo, z przyczyn politycznych sędzia bał się zająć sprawą Rywina, a sprawą Kaczmarka może uderzyć w Prawo i Sprawiedliwość. Zresztą postępowanie sądu w wielu sprawach nierzadko przypomina farsę. Odczułem to na własnej skórze – dodaje.
Farsy ciąg dalszy
Kilka miesięcy temu pisaliśmy o kłopotach z sądem mokotowskim naszego pracownika, Janusza M. Przypomnijmy: Janusz M. kupił od rodziny Teresy i Władysława Popisów część ich działki (9/16 jej powierzchni). Reszta pozostała w ich rękach. M. zgodnie z wezwaniem straży miejskiej rozebrał znajdujące się na terenie działki budy, które nie przedstawiały żadnej wartości, stanowiły za to zagrożenie pożarowe i sanitarne. Małżeństwo Popisów pozwało go za to do sądu. Sprawa została zakwalifikowana jako zniszczenie mienia, M. grozi za to kara do pięciu lat pozbawienia wolności. Proces toczy się przed sądem mokotowskim. Pikanterii sprawie dodaje fakt dziwnej propozycji, jaką złożył oskarżonemu Marek K., były prezes wydziału cywilnego w sądzie mokotowskim.
Pisaliśmy: „Do M. zgłasza się Marek K., radca prawny, wcześniej prezes wydziału cywilnego w Sądzie Mokotowskim. Jego żona Dorota jest sędzią, nadal pracuje w sądzie. Mecenas składa propozycję nie do odrzucenia – żąda od M. pieniędzy. Mówi: «Ja to załatwię. Moja żona jest sędzią, a ja byłem prezesem w tym sądzie». Proponowana suma to równowartość dobrego samochodu, kilkadziesiąt tysięcy złotych – mówi M. Zdecydowanie odmawia. Zdaniem jednego ze znających sprawę adwokatów, Janusz M. wydał w ten sposób na siebie wyrok. Nieważne, czy ma, czy nie ma racji. Sędziowie zrobią w tej chwili wszystko, żeby go skazać” („Gazeta Polska”, 25 kwietnia 2007 r.).
Marek K. w rozmowie z nami zaprzeczył tym informacjom. Pełnomocnikiem Popisów jest Barbara Olesińska-Truszczyńska, żona Jana Truszczyńskiego, wiceministra spraw zagranicznych w eseldowskim rządzie. Ma opinię osoby bardzo wpływowej, która nie przegrywa spraw. Osoby obserwujące kolejne rozprawy wskazują na wyjątkową stronniczość sądu, który odrzucił wszystkie wnioski obrony i pozbawił oskarżonego obrońcy z urzędu. W czasie ostatniej rozprawy sędzia Agnieszka Piekarewicz nie brała pod uwagę świadków zeznających na korzyść oskarżonego, interesowała się natomiast tym, czy świadek pamięta, jak oskarżony 10 lat temu karmił psa. Nie widziałem tak stronniczego sądu – mówi jeden ze świadków.
Zgłosiło się do nas kilka osób, które czują się pokrzywdzone przez sąd mokotowski, nie chcą jednak podawać swoich danych z obawy o bezpieczeństwo.
Sędziowie orzekający w sądzie mokotowskim w wymienionych sprawach odmawiają jakichkolwiek komentarzy dla prasy.
*Przemysław Harczuk*